Rozbrajająca szczerość prezydenta

Prezydentowi Lenkowi zebrało się dziś na szczerość i powiedział publicznie to, o czym opozycja szeptała dotąd po kątach. Przyznał, że nie chce współpracować z opozycyjnymi radnymi przy ich inicjatywach, bo ci krytykują go na sesjach i w mediach. - Jestem w szoku - skomentował radny Wacławczyk.
- Jestem tylko człowiekiem - tłumaczył się prezydent Mirosław Lenk, choć to nie on wywołał temat. Zaczęło się od interpelacji opozycyjnego radnego Piotra Dominiaka, który pytał o podział środków miejskich na działalność organizacji sportowych i kulturalnych. Dominiaka, organizatora imprez kulturalnych z udziałem miejskich dotacji, interesowały rażące dysproporcje w wydatkach. Pytał dlaczego wsparcie kultury to zaledwie kilka procent tego, co miasto wydaje na sport.
Ledwie Dominiak przestał mówić a już spotkał się z kontrą wiceprzewodniczącego Rady Miasta Artura Jarosza. Jarosz nader często poucza kolegów rajców, stosując wyszukane metafory. Tym razem również wygrzebał z pamięci dosadne porównanie, sugerując Dominiakowi, by był "orłem a nie hieną". Uznał, że Dominiak jest adwokatem we własnej sprawie i to z perspektywy hieny właśnie, chcąc "wyrwać co się da dla swojego środowiska". Z ław opozycji przeleciał po sali pomruk zdziwienia i niezadowolenia, ale ciekawe miało dopiero nadejść.
Prezydent Lenk najpierw merytorycznie odniósł się do zapytania Dominiaka, twierdząc, że skoro gmina utrzymuje bibliotekę, muzeum i RCK, to na kulturę w wydaniu trzeciego sektora może łożyć mniej. Ze sportowych instytucji utrzymuje bowiem tylko OSiR, a ten jest tańszy w utrzymaniu niż sama książnica. Potem, kiedy radny Dawid Wacławczyk sugerował zwiększenie wydatków na kulturę, prezydentowi zebrało się na szczerość i objaśnił dlaczego inicjatywy społeczne firmowane przez radnych NaM-u, m.in. Wiatraki, nie są co prawda "wycinane", ale nie spotykają się z aplauzem z jego strony. Lenk mówił, że jest tylko człowiekiem, a zwykły człowiek ma taką przypadłość, że jak ktoś go krytykuje na sesji czy w mediach, to współpracować nie chce. - Ja nie potrafię przejść do porządku dziennego nad tym, że ktoś mnie dzisiaj kopie, a jutro chce ze mną współpracować - streścił swoje stanowisko. - Świat jest nieco inny niż Pana wyobrażenie o nim - zwrócił się do radnego Wacławczyka i dodał, że być może zmieniłby zdanie, gdyby zmienił się całokształt tej współpracy, a więc w domyśle, gdyby opozycja przestała prezydenta krytykować.
- Jestem w szoku, że to słyszę - replikował Wacławczyk. - Ja po prostu mogę nie mieć ochoty - nie ustępował prezydent. - To nie są Pana pieniądze ani moje. Nie robimy tych imprez dla siebie - drążył Wacławczyk.
I pewnie dowiedzilibyśmy się więcej o kulisach polityki i motywach, jakimi kieruje się prezydent, gdyby nie radny Marian Gawliczek. Uznał, że go te kwestie nie interesują, a ten punkt obrad poświęcony jest odpowiedzi na pytania, a nie dyskusji "jak na targu". Pouczenie Gawliczka przyniosło skutek. Prezydent zamknął kajet i wrócił na swoje miejsce, pomijając resztę interpelacji, a przewodniczący Tadeusz Wojnar zamknął obrady.
Grzegorz Wawoczny
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany