4 lata starania, wiele lat kochania

Franciszka i Józef Rykowie 2 lipca świętowali Brylantowe Gody, czyli 55 rocznicę ślubu. Z tej okazji odwiedziły ich prezydent Ludmiła Nowacka i kierownik raciborskiego USC Katarzyna Kalus. Państwo Rykowie poznali się w pracy i to właśnie jej poświęcili większość swojego życia.
Pani Franciszka urodziła się w Raciborzu-Markowicach, w domu, w którym mieszka do dzisiaj. - Było nas ośmioro: cztery córki i czterech synów. A dom, w którym mieszkamy, rodzice zaczęli budować w 1935 roku - mówi jubilatka. Pan Józef pochodzi z Kijowa, to stamtąd trafił najpierw na roboty do Niemiec, a później do Głubczyc. - Do Raciborza przyjechałem w 1952 roku, w 1945 roku z ojcem i rodzeństwem: dwoma siostrami i bratem, przybyliśmy do Głubczyc - opowiada jubilat.
Poznaliśmy się w pracy w PGRze w Markowicach. - Oboje pracowaliśmy przy krowach. Obsługiwaliśmy razem 64 krowy. Do pracy często wychodziliśmy około 2.00 w nocy, a wracaliśmy o 20.00, a jak się krowa cieliła, to jeszcze później - wspominają.
- 4 lata musiałem się o żonę starać. W końcu trzeba było się ustatkować - mówi z uśmiechem jubilat. - Pogniewaliśmy się nie raz, ale wracał - śmieje się jego żona. Miłość ślubowali sobie 2 lipca 1956 roku w kościele pw. św. Jadwigi w Markowicach. - To był piękny, słoneczny dzień - wspominają.
Po ślubie nie od razu zamieszkali w rodzinnym domu pani Franciszki. - Troszkę podróżowaliśmy - przyznaje pan Józef. - Najpierw mieszkaliśmy przy PGRze w Markowicach, później w Ciężkowicach, w Kornowacu czy w Żabicach koło Lubina - wylicza jego żona. Poza pracą w PGRze mieli też swoje krowy. - Każdy dzień 30 litrów mleka było - mówią.
Doczekali się 3 dzieci: syna Jana i dwóch córek - Marii i Jadwigi; 5 wnuków, 2 wnuczek i 5 prawnucząt. - Wszystko właśnie dla dzieci się robiło - zauważają świętujący.
- Wiem, co życie jest warte, bo ciężkie chwile przeżyłem. Umiem docenić to, co los przyniósł - mówi pan Józef pytany o receptę na długoletnią miłość.
JaGA
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany