Nie będę się obnosił z kasą

- Nie będę się obnosił z kasą - tak biznesmeni najczęściej tłumaczą niechęć do bycia radnym. Prawo nakłada na samorządowców obowiązek składania oświadczeń majątkowych. Wiele osób tylko z tego względu rezygnuje ze startu w wyborach. Niektórym, nieoficjalnie, zabraniają firmy. Są też inne powody.
Każdy radny musi złożyć oświadczenie majątkowe, wykazać oszczędności, własność nieruchomości, dochody, papiery wartościowe, udziały w spółkach, wartościowe rzeczy np. samochody oraz kredyty, czyli ile jest winny bankom albo innym instytucjom. Dla pracowników sfery budżetowej taki obowiązek to żaden kłopot. Nauczyciele zarabiają według tabel, majątku nie mają zbyt wielkiego, więc raz, że nie ma się czym chwalić, dwa, że przed nikim Ameryki nie odkryją. Budżetowcy walą więc do wyborów tłumem, bo kilkaset złotych diety w ich przypadku to znaczący sposób podreperowania budżetu. W powiecie na przykład bezfunkcyjny rajca za jedną-dwie komisje i sesję, raptem kilka godzin niasiadówy, kasuje co miesiąc ponad 1000 zł na rękę.
Co innego biznesmeni. Dieta nie rekompensuje im czasu, jaki stracą na posiedzeniach kosztem swoich obowiązków. Wielu chciałoby jednak działać na rzecz lokalnej społeczności, służyć doświadczeniem, ale skutecznie zniechęcają ich oświadczenia majątkowe. - Dawniej składało się je tylko do sprawdzenia przez odpowiednie służby, czyli skarbówkę. Teraz lądują w internecie, każdy może do nich zajrzeć, a pozyskana tak wiedza budzi różne emocje - mówi jeden z byłych radnych miejskich. Nie kandyduje odkąd wprowadzono jawne publicznie zeznania majątkowe. Po pierwsze sporo zarabia i nie chce, by każdy to wiedział. Po drugie, głowy nie zawraca mu uboższa część licznej rodziny i znajomi szukający wypłacanych żyrantów. Po trzecie, nie kusi złodziei. - Trzeba wykazać stan posiadanej gotówki na rachunku. Może to być pokaźna kwota. W oświadczeniu nie ma miejsca, by wyjaśnić, czym się różnią np. środki obrotowe od wolnej gotówki - dodaje.
Ci, którzy nawet zdecydowaliby się na ujawnienie majątku, wolą unikać polityki, bo "robienie pieniądzy lubi ciszę". O ciszę trudno jeśli się jest osobą publiczną. Zmieniają się bowiem kryteria prywatności. O radnym można pisać o wiele więcej niż o wyborcy. Nie ma ochrony wizerunku. - W radzie trzeba wyrażać jasne poglądy. Inaczej jest się tam tylko dla diet. Poglądy, niestety, budzą kontrowersję. Głosując za jednymi, jesteśmy przeciw innym, a to może się nie opłacać, szczególnie jeśli krytykujemy rządzących - mówi jeden z przedsiębiorców. O czym mowa wiedzą dobrze ci, których być albo nie być zależy od przetargów na zamówienia publiczne.
Przepisy antykorupcyjne zabraniają łączenia mandatu z gospodarowaniem na majątku gminy lub zarządzaniu działalnością, w której wykorzystywane jest mienie samorządowe. W minionych kadencjach już kilku rajców z tego powodu pożegnało się z mandatem.
Firmy nie mogą formalnie zabronić kandydowania do rad, ale dają pracownikom do zrozumienia, że tajemnica zarobków jest rzeczą świętą. To właśnie z tego powodu na próżno szukać w samorządzie pracowników np. SGL-u, choć jeszcze za czasów ZEW-u było inaczej.
Polskie przepisy sprawiają, że drzwi do polskich samorządów są praktycznie zamknięte dla przedsiębiorczych i zamożnych, a więc tymi, którzy finansują podatkami państwo. Stoją za to otworem przed budżetowcami, czyli tymi, którzy te podatki konsumują - nauczycielami, kulturalnikami czy lekarzami. Tych ostatnich jednak też zaczyna ubywać, a to z powodu coraz lepszych pensji. Medycy też nie chcą pokazywać ludziom, że zarabiają z dyżurami po 250 tys. zł rocznie.
Grzegorz Wawoczny
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany