Ratusz pracuje nad reformą raciborskiej oświaty. Jeden z pomysłów to zespoły szkolno-przedszkolne

Dyskusję rozpoczęła comiesięczna „Oświata w pigułce”, czyli stały punkt programu obrad branżowej komisji Rady Miasta. Jej przedstawieniem zajął się Krzysztof Żychski, naczelnik Wydziału Oświaty. Główną tematyką wystąpienia były koszty oświaty w Raciborzu z wyłączeniem placówek niepublicznych.
– W roku 2017 uczniów w szkołach i przedszkolach było ponad 5 tysięcy, w obecnym roku nieco ponad 4 tysiące. Wzrost odnotowano jedynie w zespołach szkolno-przedszkolnych na dzielnicach. Na przestrzeni lat 2017–2024 w tym typie placówek odnotowano wzrost o dwieście osób. Jeśli chodzi o zatrudnienie, to na przestrzeni lat 2019–2025 odnotowano także wzrost zatrudnienia w placówkach oświatowych. Mówiąc o wydatkach na oświatę, w roku 2019 wydawaliśmy niewiele mniej niż 63 mln złotych, rok bieżący zamknie się kosztem 120 mln złotych – mówił naczelnik Żychski.
Szef Wydziału Edukacji przedstawił także koszt jednego ucznia w danej placówce. Na przestrzeni lat odnotowano wzrost o niemal sto procent. Krzysztof Żychski wspomniał także o demografii, opierając się na ogólnodostępnych prognozach urodzeń GUS.
– Szacunki GUS są niestety zawyżone w stosunku do naszych danych. Z proporcji wychodzi, że nasze wykonanie to 80% prognozy GUS-u. W najbliższych latach w przedszkolach przewidywany jest spadek liczby dzieci, a następnie jego wyhamowanie. Sytuacja w szkołach jest trochę gorsza, gdyż spadek prognozowany jest praktycznie co roku – mówił K. Żychski.
Do dyskusji zgłosiła się radna Justyna Poznakowska: – Już jakiś czas temu sygnalizowałam, że będziemy się z tym borykać. Ciśnie mi się na usta pytanie literackie: Quo vadis, oświato raciborska? Co mamy zamiar z tym robić? Takie stanie w rozkroku i czekanie na cud donikąd prowadzi – mówiła radna z Markowic.
Odpowiedzi udzielił wiceprezydent Michał Kuliga: – Rzeczywiście, to, o czym pani radna powiedziała, dane są drastyczne, to katastrofa demograficzna. Stąd trzeba podejmować decyzję, w którym kierunku iść. Spotkaliśmy się z dyrektorami placówek i związkami zawodowymi. To były długie rozmowy na wysokim poziomie. Oświata kosztuje nas dużo. Z jednej strony to dobrze, bo chcemy inwestować w dzieci, ale ich nie ma. Problem dotyczy także innych gmin w całej Polsce. Nie tylko my stoimy przed tymi dylematami. Są narzędzia, których można użyć, ale to narzędzia drastyczne, jak likwidacja placówek, łączenie jednostek czy nicnierobienie. Ale to ostatnie doprowadzi do katastrofy, bo w przyszłym roku w skali miasta zniknie dziesięć oddziałów przedszkolnych. Może powiem to teraz nieładnie, ale tymi dziećmi, które będą, będziemy musieli „podzielić się” z jednostkami niepublicznymi, bo rodzice często takie wybierają. W związku z tym możemy założyć, biorąc pod uwagę proporcję wzrostu wydatków, że w przyszłym roku oświata kosztować będzie nas około 140 mln złotych, i mówię tu tylko o naszych placówkach – powiedział.
– Już w 2010 roku wiedzieliśmy, że takie są dane GUS-u i takie preferencje społeczne. Nicnierobienie nie jest rozwiązaniem, bo podstawą dla nas jest jakość edukacji i chcemy ją zachować – stwierdziła przewodnicząca Nowacka.
Do dyskusji dołączyła radna Katarzyna Dutkiewicz: – Trudno odnieść się do prezentacji, gdyż nie ma w niej wskazanej wysokości subwencji. Mówimy o odpływie z przedszkoli ze Śródmieścia na rzecz dzielnic. Nie wiem, czy ma to związek z przeprowadzkami, czy po prostu dowożeniem dzieci, bo w ten sposób zakłamujemy dane. Zostały słusznie wspomniane placówki publiczne kontra niepubliczne. Może warto podnieść dyskusję, czy placówki publiczne cokolwiek robią, by konkurować z niepublicznymi. Chciałabym zaapelować, bo przed nami niepopularne decyzje. Dane nie zostawiają złudzeń – jakieś rozwiązania wdrożyć musimy. Najgorsze, co może być, to brak dyskusji w dyskusji publicznej. Docierają do mnie sygnały z różnych stron, ale wszyscy zadają sobie jedno pytanie – co dalej? Nie chciałabym, żeby ten temat był osnuty zasłoną milczenia. Mam nadzieję, że ewentualne decyzje będą komunikowane publicznie, bo ludzie się obawiają. Kiedy możemy spodziewać się podjęcia decyzji o kierunku, w którym będziemy zmierzać, żeby tego niepokoju było jak najmniej – mówiła radna.
– Nie zamierzamy niczego ukrywać ani robić za zamkniętymi drzwiami. W pierwszej kolejności rozmowy będą się odbywały z dyrektorami szkół. Oczywiście, jeśli pani przewodnicząca się zgodzi, może być specjalna komisja poświęcona tylko rozwiązaniom, które mogą być zastosowane. Od państwa jednak oczekujemy, żebyście mogli coś powiedzieć, bo nie chodzi o to, by się wzajemnie przepychać. W końcu wszystkich nas kosztuje utrzymywanie dwudziestu sześciu jednostek, bo tyle mamy w mieście. Mowa była o wysokiej jakości kształcenia. Nam też na niej zależy. Na dziś ratujemy się środkami zewnętrznymi. Niestety, w budżecie brakuje środków. Nie chcemy doprowadzić do sytuacji, że nauczyciel będzie mógł stać tylko przy zielonej tablicy z kredą. Mamy w planach także rozmowy z rodzicami, nie mamy z tym problemu – odparł wiceprezydent Kuliga.
– Nie zapominajmy w tej całej dyskusji o czynniku społecznym, który jest najważniejszy. Mam nadzieję, że się państwo do tego przychylają – stwierdziła przewodnicząca L. Nowacka.
Do dyskusji dołączył radny Alan Wolny: – Powinniśmy się skupić na dyskusji na dalsze lata, a nie tylko 2026, 2027, 2028. Chciałbym podbić prośby moich przedmówczyń, by otrzymać kopię prezentacji, gdyż jestem wzrokowcem i pozwoli mi to przygotować serię pytań. Padły mocne słowa o dramatycznej sytuacji. Mam apel, by mimo wszystko to wybrzmiało, bo obecna rada będzie musiała tę decyzję podjąć, by były to decyzje przemyślane. Pamiętajmy, oświata to nie koszt, a inwestycja – powiedział radny.
Głos zabrał radny Roman Wałach: – Warto zaakcentować, że skutki społeczne na dzielnicach są dużo większe, jeśli mowa o ewentualnej likwidacji. Jednak kwota 120 mln złotych nie robi na mnie wrażenia. Oświata zawsze stanowiła lwią część budżetu. Gdyby było inaczej, byłoby źle. Z tego co wyczytałem, proporcje mamy wciąż te same. Nie ma jednak chyba jeszcze sytuacji, że musimy działać gorączkowo, natychmiast – mówił rajca.
– Szybkie i nerwowe ruchy nie są wskazane. Zamknąć jest łatwo, a co potem? Nie trzeba patrzeć daleko, bo pusty budynek po G5 stoi. Ruchy muszą być przemyślane, ewolucyjne, a nie rewolucyjne – powiedziała przewodnicząca Nowacka.
Do dyskusji włączyła się radna Julia Parzonka: – Z danych, z których ja korzystam w pracy, wynika, że około 50% dzieci boryka się z problemami. W naszych placówkach musimy zabiegać o odpowiednią ofertę. Placówki publiczne powinny się postarać, zaproponować coś na miarę czasu i tego, co dzieje się w naszym mieście. Z proponowanych rozwiązań, według mnie, tylko trzy są racjonalne. Siedzenie i dyskutowanie, a ostatecznie nicnierobienie, mija się z celem – stwierdziła radna.
– Uważam, że jako organ prowadzący wyszliśmy naprzeciw oczekiwaniom Rady, która jakiś czas temu prosiła o analizę. To naszym zdaniem początek nie tylko dyskusji, ale i stworzenia strategii oświatowej. Proszę zauważyć, że w tej analizie pokazujemy lata do 2040 roku. Chcemy pokazać, że zależy nam, by nasz system oświatowy funkcjonował dobrze. Chcielibyśmy, żeby nasze placówki konkurowały z placówkami niepublicznymi. Proszę jednak wziąć pod uwagę czas funkcjonowania obu jednostek. Niepubliczne pracują dłużej. Dzisiejsza komisja oświaty to wstęp do dyskusji i nie chodzi tylko o konkurencyjność czy budynki. Jeśli będą jakieś ruchy, trzeba je podjąć tak, by budynki nie podzieliły losu tego po G5 – powiedział wiceprezydent Michał Kuliga.
Do wymiany zdań wróciła radna Katarzyna Dutkiewicz: – Nie chciałabym, żeby jedynym owocem dzisiejszego posiedzenia było pytanie „co dalej?” huczące w próżni. Wiem, że mamy czas, ale nie możemy tego przeciągać w nieskończoność – stwierdziła.
Na zakończenie dyskusji wiceprezydent Michał Kuliga stwierdził, że urząd przygotuje stosowne propozycje rozwiązań, polegających między innymi na tworzeniu zespołów szkolno-przedszkolnych.
Komentarze (9)
Dodaj komentarz