Kątem w kawalerce do eksmisji

Od pięciu miesięcy Grażyna Kosińska wraz z trojgiem dzieci mieszka kątem w lokalu przeznaczonym do eksmisji. Nie mieli gdzie się podziać po tym jak mąż wyrzucił ich z domu. Na mieszkanie z gminy może liczyć dopiero po rozwodzie. Pomoc społeczna też odmówiła jej wsparcia.
Kiedy 13 grudnia pani Grażyna weszła do domu, w którym od dobrych kilku lat mieszkała z dziećmi i mężem, w przedpokoju zobaczyła spakowane walizki. – Mąż już w progu zaczął na nas krzyczeć. W końcu powiedział, że mamy zabierać rzeczy i się wynosić. Był środek zimy, a my staliśmy na klatce schodowej nie wiedząc dokąd się udać – opowiada.
Zrozpaczona kobieta chwyciła za telefon. Zaczęła obdzwaniać wszystkich znajomych. Iskierka nadziei pojawiła się, gdy słuchawkę podniósł były partner pani Grażyny. – Przypomniałam sobie, że jego kawalerka stoi pusta, zapytałam czy możemy się tam przynajmniej na chwilę zatrzymać – wspomina Kosińska. Mężczyzna od razu się zgodził.
Jeszcze tego samego dnia pani Grażyna, jej córka Paulinka oraz dwóch synów Daniel i Kacper przeprowadzili się na ostatnie piętro kamienicy przy ul. Browarnej. W mieszkaniu było zimno, unosił się zapach stęchlizny. Na ścianie rozrastał się grzyb. Gaz był odcięty, ale rodzina cieszyła się, że ma dach nad głową.
Szybko jednak okazało się, że kwatera przy Browarnej 16 przeznaczona jest do eksmisji, a co za tym idzie rodzina Kosińskich musi ją opuścić. – Mieszkamy na walizkach. Nie wiem kiedy i o której przyjdzie komornik czy policja i nas stąd wyrzucą. Trzykrotnie byłam w urzędzie miasta prosić o pomoc. Do tej pory jej nie otrzymałam – zapewnia Kosińska. Opieka społeczna też odmówiła wsparcia tłumacząc, że rodzina ma zbyt wysokie dochody. – Chciałam ubiegać się o mieszkanie chronione, bo na wynajem mnie nie stać. Ale nie udało się – mówi matka trojga dzieci. Bezradna kobieta prosiła zarządcę budynku, aby mogła mieszkać na Browarnej do czasu, aż znajdzie inne lokum. – Regularnie płacę wszystkie rachunki oprócz czynszu, bo lokal przeznaczony jest do eksmisji i powiedziano mi, że nie mogę go opłacać. Ale jeśli takowy wyznaczą, to oczywiście zapłacę – zaznacza Kosińska. Jednak od piastującego wówczas stanowisko dyrektora MZB, Stanisława Borówki, usłyszała, że jest to niemożliwe i musi jak najszybciej się stamtąd wyprowadzić.
Wiceprezydent Ludmiła Nowacka zaproponowała jej, aby wraz z dziećmi, do czasu przyznania lokum, zamieszkała w Domu Samotnej Matki w Miedoni. – Nie mogę tam zamieszkać. Moja 10-letnia córka uczy się w SP 13, 6-letniego syna zapisałam do przedszkola na Kochanowskiego. Poza tym muszę z nim kilka razy w tygodniu jeździć na rehabilitacje. Nie stać mnie na tak wysokie koszty, jakie musiałabym wydać na autobusy – mówi z żalem pani Grażyna.
Zapytaliśmy prezydenta Mirosława Lenka, w jaki sposób gmina może pomóc pani Grażynie. – Gmina pomoże, ale wcześniej ta pani musi rozwiązać swoje problemy osobiste. Dobrze by było, aby przed przydziałem samodzielnego mieszkania na zasadach określonych w przepisach gminnych pani zamieszkała w Domu Samotnej Matki. Pokrylibyśmy koszty dojazdu dzieci do szkoły – zapewnia prezydent. Mieszkając tam, dzieci miałyby fachową opiekę psychologa oraz wszystkie środki niezbędne do prawidłowego funkcjonowania.
Justyna Korzeniak
Komentarze (0)
Komentarze pod tym artykułem zostały zablokowane.