Jak co roku w Chałupkach..

- To się nazywa Europa – tak wicewójt Krzyżanowic Gerard Kretek skwitował dzisiejszy Jarmark na granicy w Chałupkach. Impreza odbyła się po raz czwarty i przyjechało na nią niemal tyle samo Czechów co Polaków. Organizatorzy już zapraszają na kolejny - we wrześniu.
- Jak co roku w Chałupach... – zapomniany już nieco szlagier Zbigniewa Wodeckiego grzmiał z głośników, nawiązując do Chałupek, miejsca dzisiejszego Jarmarku na Granicy –– Kiedyś nam tutaj, na granicy kazano otwierać bagażniki sprawdzano, co w nich wieziemy a dzisiaj proszę, razem sobie handlujemy – stwierdził z zadowoleniem głową wójt Kretek. Przyszedł sprawdzić, czy na miejscu wszystko jest w porządku. Doskonale pamięta, jak pierwszym jarmarkiem „sterował” niemal ręcznie. Dzisiejszy, czwarty, bez problemu biegł swoim torem.
Większość sprzedających rozłożyła swoje towary na zapewnionych przez organizatora, czyli gminę Krzyżanowice stołach. Ci, dla których zabrakło stołów, rozkładali się na ziemi lub sprzedawali bezpośrednio z bagażników samochodów. Dominowały starocie – przybory kuchenne, meble, militaria…
Z tymi ostatnimi z Raciborza przyjechał do Chałupek pan Mieczysław. Kiedyś kolekcjonował, głównie rodzinne pamiątki od ciotek i wujków – odznaczenia, medale, militaria… Teraz musi się swoich skarbów wyzbywać. – Przyszły „lepsze’ czasy i zaczęło brakować na lekarstwa – wzdychał, lekko niezadowolony z tego, co musi robić. Pokazał też swój „największy” skarb – medal z Oświęcimia. Dla niego rzeczy, leżące przed nim na płachcie materiału to nie tylko towar do sprzedaży. To własna pamięć, wojenna pamięć, bowiem gdy kończyła się II wojna światowa, pan Mieczysław miał 9 lat. – Ludzie nie za bardzo kupują. Może 10, 20 złotych się uzbiera. Bardziej przejechałem się przewietrzyć.
Na kolekcjonerskie łowy na jarmark przyjechał Romuald Sofiński. Nie miał daleko, bo mieszka w Chałupkach. Fachowym okiem oceniał bagnety i aparaty fotograficzne, bowiem te właśnie przedmioty kolekcjonuje. – Jest tu taki długi francuski bagnet, ale facet chce za niego 450 zł – stwierdził z dezaprobatą. – To może warto się potargować – zasugerował ktoś z boku - Bo na tego typu imprezach targowanie nie jest niczym nagannym. – E, nie warto – pokręcił głową pan Romuald. – Taki bagnet to najwyżej, 60, no może 80 zł może kosztować. Za drogo facet chce. Chyba już jadę do domu. Ale w międzyczasie skusił się na aparat fotograficzny – rosyjski, podwójna lustrzanka - za 30 zł z futerałem. – Kolekcjonowanie to drogie hobby, ale za to ilu rzeczy się człowiek dowiaduje – dodał Romuald Sofiński, ze swadą przy tym dająć wykład o starych żelazkach. – O, te są z duszą. A do tych to zwykły węgiel z pieca można było włożyć. Potem się przywiązywało sznurek i tak kręciło na około, by węgiel się mocniej żarzy. A były też takie żelazka z kominem…
Pogoda sprawiła lekkiego psikusa zarówno kupującym jak i sprzedającym, bo zamiast majowego słoneczka najpierw była poranna mżawka a potem chłód i wiatr. Ci, którzy nie mogli się rozgrzewać miodówką, z chęcią sięgali po wielkie placki ziemniaczane oraz smażoną kiełbaskę. Na Jarmarku, z wielkim grillem, podobnie jak w ubiegłym roku, ustawiły się panie z Koła Gospodyń Wiejskich w Chałupkach, wspomagane przez członków lokalnego Związku Emerytów, rencistów i Inwalidów. – U nas wszystkie organizacje działają w grupie Odnowy Wsi – wyjaśnił szef emerytów Henryk Biada. – Mamy tu w Chałupkach, przy ulicy Fabrycznej plac zabaw, który trzeba ogrodzić. I wszyscy teraz zbieramy na ten cel fundusze.
- Proszę coś kupić – zachęcał na odchodnym wójt Gerard Kretek. – I oczywiście przyjechać tu ponownie, we wrzeniu, na kolejny Jarmark Na Granicy.
J.Reisch
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany