Raciborska turystyka potrzebuje fundamentu, a nie kolejnej dyskusji!

Nie chodzi tylko o pompatyczny, prymasowski ton notki o nowej formule dla RCI, ale i męki, na jakie od lat skazuje raciborskich samorządowców temat turystyki. Jesienią 2018 roku w kampanii wyborczej, w słynnej dziesiątce Polowego, wszystko wydawało się proste. Nic tylko działać, mając u boku kilku tuzów krajoznawstwa i kultury. Po blisko dwóch latach rządzenia pozostało wspomnienie wypisywanych wtedy recept i kreślonych wizji, a także pytanie, co dalej?

Odpowiedź wydaje się prosta. Cokolwiek. Nic bowiem dotąd nie zrobiono! Nie ma lokalnego produktu turystycznego, nie ma materiałów promocyjnych, są sypiące się zabytki, obskurne centrum i - to akurat nowość tej kadencji - comiesięczny kalendarz imprez, w którym jednak trudno szukać czegokolwiek, co wzbudziłoby zainteresowanie turystów np. z aglomeracji katowickiej.

I żeby było jasne dla loży szyderców, nikt nigdy nie mówił, że będziemy konkurować z Zakopanem czy Sopotem. Postulat dotyczy pokazania Raciborza jako miejsca na weekendowy krótki wypad - spacer, zwiedzanie i obiad z piwem w restauracji. Taki mikroruch w sezonie wysokim, od maja do września, to paliwo dla lokalnej branży hotelowo-gastronomicznej. Co prawda nie ta ranga oddziaływania na krajobraz gospodarczy, co Henkel, Rafako czy Tokai Cobex, ale jednak krok w kierunku ładnego, chętnie odwiedzanego miasta. A skoro chcemy żeby nas odwiedzano, to należy pomyśleć o przychodach z tego tytułu, np. ze sprzedaży biletów. Dochód można inwestować w rozwój produktu.

Jak daleko można zajechać na turystycznym paliwie pokazali w lutym Czesi podczas konferencji w Ostrawie, zorganizowanej z Euroregionem Silesia. Liczące ponad 4,6 mln turystów województwo śląskie to dla liczących niecałe 11 mln mieszkańców Czech źródło sporych dochodów. Południowi sąsiedzi dwoją się i troją, byśmy do nich zaglądali i zostawiali tam pieniądze. Podczas ostrawskiej konferencji dzielili się techniczną wiedzą o tym jak to robić. Nikogo z władz Raciborza nie było! Miejskich urzędników odpowiedzialnych za promocję i turystykę też nie! Jakby te 4,6 mln mieszkańców regionu w ogóle nas nie interesowało!

Turystyczne paliwo wydaje się dla rządzących w Raciborzu tkwić głęboko w ukryciu i aby być uczciwym, trzeba zaznaczyć, iż nie jest to zjawisko zauważalne tylko za rządów Dariusza Polowego. Od lat trwają rozpaczliwe próby zmiany tego stanu rzeczy. Niestety, próby te mają zwykle charakter werbalny, co każe podejrzewać, że powoływanie nowej komisji, tym razem ds. formuły dla RCI, uruchomi kolejny potok złotych myśli, ale efektów będzie z tego niewiele. Raciborskie komisje mają bowiem to do siebie, że schodzą się po to, by po wypiciu kawy się rozejść. Skuteczność magistratu w realizacji wypracowanych dotąd pomysłów widać choćby po nieszczęsnych tablicach historycznych radnego Ficy. Istnieją, ale tylko w wyobraźni. Urzędnicy wciąż nad tym pracują. Grubo ponad rok.

Wyborcze zapewnienie Dariusza Polowego o zamianie "nie da się na da się" brzmi coraz bardziej karykaturalnie i nie piszę tego złośliwie, ale z pełną życzliwością wobec obecnego włodarza. Po blisko dwóch latach rządzenia, z perspektywą trzech kolejnych, znalazł się – jak każdy jego poprzednik - na wirażu. Lipcowy brak wotum zaufania od radnych było uderzeniem w bandę. Cóż, zdarza się każdemu. Trzeba jednak opanować maszynę i dalej ścigać się na torze. Polityczny tor to nie łąka, lecz żużel, gdzie łatwo skaleczyć kolano. Wyścig wygrywa nie ten, kogo znoszą z toru, ale ten kto walczy! Kto na pełnym gazie prze do przodu.

Panie prezydencie, proszę chwycić za lejce i mocniej pociągnąć, bo wielu ojców tego miasta odbijało się od bandy nie z powodu złych chęci, ale zatrucia oparami, jakie wydaje z siebie machina urzędnicza. Ta machina wciąga radnych, bo tak jak oni, uwielbia nieustannie dyskutować. Tak zaczyna się ten nieszczęsny, raciborski słowotok. Gangrena tego miasta!

Dyskutowanie o RCI nie ma dziś najmniejszego sensu. Punkty informacji turystycznej wymieniane są na ostatnim miejscu - po Internecie, rekomendacjach znajomych, folderach i prasie - wśród źródeł informacji o ofercie turystycznej (Kantar: Badanie ruchu turystycznego w województwie śląskim w 2018 roku). Ich dotarcie jest znikome, ale za to niezwykle kosztowne. Cóż więc ma wymyślić prezydencka komisja, skoro świat idzie w innym kierunku, głównie Internetu, a ruch i to przez cały tydzień koncentruje powiatowy punkt IT na zamku na Ostrogu?

Dom buduje się od fundamentów, a nie od dachu. Wystarczy prześledzić frekwencję na zamku czy w muzeum, by dojść do wniosku, że może być znacznie lepiej i taniej, ale tylko wtedy jeśli powstanie spójny produkt od Rud po Chałupki, z mocnym punktem o nazwie Racibórz na mapie atrakcji Krainy Górnej Odry. Od dawna wiadomo, że mamy patologiczną wręcz sytuację - bogate w zabytki Muzeum, które nie ma powierzchni, by je eksponować, oraz ubogi, pusty niemal w środku zamek. Muzeum należy do miasta, zamek do powiatu. Obydwa samorządy nie potrafią się dogadać na temat synergicznego wykorzystania potencjału. Efekt? Co roku mniejsza liczba odwiedzających - na zamku i w Muzeum. Czy dyskusja o RCI coś tu zmieni?

Racibórz, z browarem, zamkiem, mumią, Łężczokiem i arboretum, niestety nie potrafił dotąd zaistnieć na mapie atrakcji województwa śląskiego. Teraz ma problem, by zaznaczyć swoją obecność na skrojonej pod ziemię raciborską mapie subregionalnej wspomnianej Krainy Górnej Odry. Czas zakasać rękawy. Wyprzedzają nas ostatnio gminy: Krzyżanowice (zaadaptowane ostatnio ruiny z platformą widokową w Tworkowie, wieża widokowa i budowane centrum Odry w Chałupkach), Kuźnia Raciborska (odrestaurowany dworzec kolejki wąskotorowej w Rudach, połączenie kolejowej do rybnickich Stodół, spływy Rudą) i Pietrowice Wielkie (wieża widokowa i tężnia). Zaczyna nas przeganiać aktywna ostatnio gmina Rudnik (liczne wydarzenia przy uprzątniętych ruinach w Sławikowie), a nawet rada sołecka w Łubowicach (weekendowe zwiedzanie z młodymi przewodnikami w strojach ludowych). Niewielki Kornowac postawił w Pogrzebieniu wieżę widokową. Raciborski projekt z wieżą dla sąsiedniego Brzezia nie wypalił.

Osiągnięcia sąsiednich gmin pokazują, że problem nie dotyczy dyskusji wokół RCI, a współdziałania w skali całego powiatu! Racibórz może być beneficjentem korzyści, ale pod warunkiem, że stanie się liderem. Dziś jest outsiderem. Od czasu odbudowy zamku przez starostwo i zagospodarowania bulwarów przez ratusz, nic wielkiego w Raciborzu się nie działo. Temat turystyki zastygł, choć dyskutowano o otwartym basenie przy H2Ostróg, tramwaju wodnym do Łubowic, zadaszonym lodowisku, platformie widokowej na wieży kościoła farnego, muzeum Piastów i Przemyślidów w słodowni na zamku (polsko-czeski projekt powiatu, który przepadł podczas starań o dofinansowanie), ogrodzie na dachu budowli Eko-Okien na pl. Długosza, czy żwirowniach na Ostrogu jak Malediwy. Modernizacja stawów i ścieżek w Łężczoku to już dzieło Lasów Państwowych.

Tragicznie nie jest, ale znaczących sukcesów brak. Drengowie mają chatę pod Oborą, biegacze nową leśną ścieżkę zdrowia, rowerzyści usiany kamieniami trakt do Markowic, a wodniacy slip na ślepej Uldze za Płonią. Dzięki uprzejmości Budimexu na brzegu ułożono kilka betonowych płyt ułatwiających wodowanie. Jakże tania i pożyteczna sprawa. Nie to, co przystań za 3 mln zł. Jak widać nie zawsze trzeba milionów, by uzyskać efekt! Trudno, pływadła nie popłyną już przez to Odrą miejską, a wodniacy nie zobaczą kolejnych betonowych konstrukcji wznoszonych właśnie na wysokości parku Zamkowego. Może jednak powstanie plan jak ściągnąć do centrum Raciborza rzesze ciekawskich, przyjeżdżających zobaczyć z bliska największy suchy zbiornik retencyjny w Polsce. Zbiornik z Raciborzem w nazwie to dziś wizytówka miasta.

Panie prezydencie, żeby było lepiej, trzeba się na coś konkretnego zdecydować. Decyzja o powołaniu komisji ds. RCI to ładowanie broni ślepakami. Huk może i będzie, ale przyjemność ze strzelania żadna.

Grzegorz Wawoczny