Spór o miedzę w Pietraszynie. Sołtys stawił się przed komisją

Dyskusję rozpoczął burmistrz Manfred Abrahamczyk. - Pod koniec października 2013 roku otrzymaliśmy pismo, że ktoś zniszczył drogę gminną w Pietraszynie - mówił burmistrz. Przy okazji okazało się, że sprawa nie dotyczy tylko drogi należącej do gminy. Jak tłumaczył Abrahamczyk, sprawca całego zamieszania, sołtys Pietraszyna - Józef Strachota wjechał też swoim ciągnikiem na teren swojego sąsiada, niszcząc mu uprawy. To jednak w dalszym ciągu nie wszystko. W trakcie wizji lokalnej przeprowadzonej przez pracowników Urzędu Miejskiego okazało się, że w planie są zaznaczone drogi, których w rzeczywistości nie ma. - Drogi są zaorane i użytkowane przez pana Strachotę - mówił burmistrz.

Kiedy na grudniowej sesji Rady Miejskiej mówiono o problemie, Józef Strachota, sołtys Pietraszyna, przebywał w Niemczech. Po powrocie przyjął zaproszenie na posiedzenie komisji, by przedstawić swoje stanowisko. Wczoraj tłumaczył, że sam utwardził odcinek drogi własnym gruzem, by uzupełnić głębokie koleiny. Ponadto wyjaśniał, że docelowo jego prace związane były z tym, że chciał umożliwić spływ wody z drogi.

Problem jednak w tym, że sołtys wykonywał prace na polnej drodze należącej do gminy i zaorał też część pola sąsiada. - To jest droga gminna, a nie pana. Dlaczego pan rozpoczął prace na nie należącej do pana drodze? - pytał radny Tadeusz Kulesza. - Droga została solidnie zrobiona, wysypana gruzem, bez kolein. Z terenu zlewowego woda powinna spłynąć do rowu, by nie niszczyć tej drogi - tłumaczył Strachota, dodając, że on nie wywozi gruzu na wysypisko, lecz wykorzystuje ten materiał do utwardzenia dróg polnych. - W taki właśnie sposób Pietraszyn utwardza drogi - przekonywał sołtys.

Tłumaczenia Józefa Strachoty objęły też dwie drogi, które są na mapie, a których w rzeczywistości nie ma. - 15 lat temu zakupiłem tę działkę, nie było tam ani jednej drogi. One tam funkcjonowały przed wojną - tłumaczył. Zdaniem burmistrza, sołtys o drogach wiedział. - Pan musiał być świadomy, że drogi tam są. A jeśli nie, to miał pan 15 lat, żeby się zgłosić po wykup, by uregulować sprawę. Na dzień dzisiejszy orze pan drogi gminne - mówił Abrahamczyk.

- Czy nie jest ci wstyd, że robisz takie zamieszanie? Możliwe, że zrobiłeś to dobrze. Ja może nie mam wiedzy na temat budowy dróg, ale to nie jest twoje! Jest własność prywatna, gminna i państwowa. Na terenie gminnym czy sąsiada musisz mieć zgodę, by coś takiego robić. Działasz bezprawnie i to zrozum chłopie - mówił oburzony zachowaniem sołtysa radny Tadeusz Kulesza.

Zarzuty w kierunku sołtysa skierował też jego sąsiad - Grzegorz Wziontek, któremu Józef Strachota zaorał część pola. - Jak pan może samowolnie jeździć po pszenicy? - mówił Wziontek. Sytuację starał się uspokoić przewodniczący komisji - Józef Abrahamczyk, który zaapelował o rozsądek i dojście stron do porozumienia. - Mogę to przeorać z powrotem i ten kawałek pszenicy dosiać - stwierdził w końcu Strachota. Sąsiad sołtysa wyjaśnił, że przyjmuje takie rozwiązanie, jeśli wszystko na jego polu wróci do stanu sprzed ingerencji Strachoty.

Sprawa zaoranych dróg należących do gminy pozostała otwarta. - Nie można tematu zamknąć. Możemy zdecydować, czy te drogi sprzedać - mówił burmistrz. Strachota zapewnił, że jest w stanie kupić je od gminy. Niebawem sytuacja ma zostać uregulowana.

Sisi