Dzielnicom należy się demokracja

Wprowadzenie społecznych rad dzielnic, na razie pilotażowo tylko do jednej – to najnowszy pomysł byłego kandydata na prezydenta, Roberta Myśliwego. Jego koledzy radni z koalicji rządzącej nie zostawiają na pomyśle suchej nitki. Władze miasta również są wobec tej idei sceptyczne.
Rady dzielnic, jak uzasadniał swój pomysł Robert Myśliwy na ostatniej komisji gospodarki Rady Miasta, mają być „bliżej dziur i krzywych chodników”, a przez to służyć decydentom w ratuszu opiniami pomocnymi przy podejmowaniu decyzji. Chodzi m.in. o ustalanie priorytetów inwestycyjnych a więc wsparcie przy bezpośrednim zarządzaniu i działaniu na rzecz dobra lokalnych wspólnot. Jak pomysł sprawdzi się w praktyce ma pokazać jedna rada eksperymentalna, powołana w dzielnicy, która nie ma teraz radnego (takową jest np. Sudół). Jeśli okaże się trafiony, wówczas należałoby podjąć inicjatywę uchwałodawczą celem wprowadzenia wybieralnych, kadencyjnych, społecznych rad we wszystkich dzielnicach, ale bez finansowego wsparcia z budżetu miasta.
Radni z koalicji rządzącej nie pozostawili na pomyśle suchej nitki. Stwierdzili, że na spotkania w dzielnicach przychodzi w porywach kilkadziesiąt osób, które mają zwykle swój konkretny interes. – Jak wydzielić budżet takiej rady, jak ustalić liczebność jej składu, czy według powierzchni czy liczby mieszkańców? – pytał radny Henryk Mainusz. – Tam będą chcieli działać ludzie, którzy nie dostali się rady, ale chcą wpływać i mieszać. Do radnych nie przyjdą – stwierdził radny Marian Gawliczek z Brzezia, który chwali obecny system. Rajcą z Brzezia jest już 4. kadencję. Jego zdaniem, wyborcy nie mają problemu z dotarciem do swojego przedstawiciela i zgłoszenia problemu.
– Jaka będzie rola radnego; są przecież rady parafialne, na forum których można konsultować szereg pomysłów; jak się za ludźmi nie pochodzi i nie zachęci to żaden pomysł nie ma posłuchu – to tylko niektóre argumenty przeciw pomysłowi Myśliwego.
– Nie wiemy, czy reprezentuje interes swój czy własny – bronił się pomysłodawca odnosząc się do pytania o rolę rajcy. Dodał, że rada dzielnicy byłaby ukłonem w stronę społeczności tej części Raciborza, która aktualnie nie ma swojego przedstawiciela przy Batorego.
O opinię zapytano wiceprezydenta Wojciecha Krzyżeka. Ten nie powiedział, że jest przeciw, ale stwierdził, że kwestię w zasadzie rozstrzygnął ustawodawca, wprowadzając rady dzielnicy jedynie w stolicy. – Tam to jest uzasadnione skalą zarządzania – dodał. W reszcie gmin rady są dobrowolne, ale ich istnienie ma sens w przypadku dużych, wyraźnie wyodrębnionych dzienic.
Krzyżek dodał też, że mieszkańcy mogą zgłaszać swoje problemy opozycji, bo jej głos, jak się okazuje, prezydent Mirosław Lenk bierze ostatnio w pierwszej kolejności, przed tzw. „radnymi koalicyjnymi”.
Na dyskusji się skończyło.
(waw)
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany