Klepka była mekką piwoszy

Od 38 lat raciborzanie przychodzili tu na piwo. Rafakowcy, górnicy czy pracownicy betoniarni hucznie obchodzili tu swoje święta. W Wielkanoc, Nowy Rok czy Boże Narodzenie kolejki do baru ustawiały się już od 6.00 rano. 30 września 2010 r. bar Klepka otwarty był po raz ostatni.
– Stali klienci do dziś opłakują jego zamknięcie – zapewnia pani Mila, która od 10 lat pracowała w najsłynniejszym lokalu w mieście, Klepce. – Miał on swój specyficzny klimat, którego nie da się podrobić. Przychodziły tu całe pokolenia. Przy stoliku siedział dziadek, ojciec i wnuk – wspomina była barmanka. W letnie dni do Klepki przychodziły całe rodziny. – Matki siedziały na tarasie z maleńkimi dziećmi w wózkach – opowiada pani Mila. W Klepce nawiązywały się sympatie i przyjaźnie. To tu strapiony mąż czy kawaler mógł przyjść wyżalić się ze swoich problemów. Barmanki wysłuchiwały każdego i każdemu w miarę możliwości starały się doradzać. Ale także wiele uczyły się od swoich klientów. – Dzięki panom, którzy tu przychodzili, poznaliśmy wiele ciekawych przepisów kulinarnych – podkreśla pani Mila. – Częstymi gośćmi byli emeryci. Oni najczęściej gotowali w domu i dzielili się z nami nowymi pomysłami kulinarnymi – opowiada barmanka.
Dla wielu raciborzan Klepka była drugim domem. – To tu rafakowcy, pracownicy byłego Żelbetu czy górnicy zaczynali świętować – zapewnia doświadczona barmanka. Jednak najwięcej osób przychodziło podczas świąt. – W Boże Narodzenie, Wielkanoc czy Nowy Rok, gdy wszystkie inne lokale były zamknięte, u nas już od 6.00 rano ustawiały się kolejki do baru. Czasem były one tak długie, że ostatnie osoby stały na ulicy – wspomina pracownica Klepki.
– Niewątpliwie Klepka była mekką piwoszy. Na początku działalności lokalu sprzedawało się nawet 70 beczek piwa. Potem, gdy pojawiła się konkurencja o 80 procent mniej. Niemniej jednak bar zawsze był pełen ludzi – zapewnia pani Mila. Przychodzili tu nie tylko raciborzanie z pobliskich bloków. – Częstymi klientami byli mieszkańcy Tworkowa, Bieńkowic czy Markowic. Przychodzili po albo przed pracą. Klepka zawsze była pierwszym przystankiem przed pójściem do domu – mówi kobieta. Do baru zaglądali też przyjezdni. – Często popołudniami odwiedzali nasz kierowcy, którzy przywozili towary do Biedronki czy Henkla – dodaje doświadczona barmanka.
Teraz lokal stoi zamknięty i niebawem zostanie wyburzony. – Wielu klientów nie może się z tym pogodzić. W ostatnim dniu funkcjonowania lokalu przyszło ponad 60 stałych bywalców. Wszyscy wspólnie po raz ostatni wypili tu piwo, a o północy rozeszli się do swoich domów – relacjonuje była pracownica Klepki.
(k), (a)
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany