Śmieciarki pod ostrzałem. Groźba strajku w PK podgrzała atmosferę w radzie miasta

W Przedsiębiorstwie Komunalnym w Raciborzu wrze. Kierowcy i ładowacze śmieciarek rozważają strajk, a punktem zapalnym stały się ostatnie uwagi radnych dotyczące „cieknących śmieciarek”. Pracownicy twierdzą, że winę za wycieki ponoszą mieszkańcy, którzy korzystają z niewłaściwych pojemników na odpady zielone. Dyskusja przeniosła się na salę sesyjną i szybko nabrała ostrych barw. Zielone światło do sporów dał przewodniczący Mirosław Lenk. Potem tego żałował.
24 września na obrady rady miasta prezes PK Marek Bugdol przyszedł z pracownikami komunalnej spółki (miasto kontroluje całość jej kapitału). – Zapytanie z ostatniej sesji wywołało burzę wśród moich ludzi. To nie my produkujemy gnojowicę, my ją tylko odbieramy – podkreślał, prezentując teczkę z dokumentami i zdjęciami mającymi dowodzić, że problem tkwi w złym przechowywaniu trawy i innych odpadów zielonych.
O sprawie pisaliśmy w tekście Śmieciarki pod lupą radnego – interpelacja w sprawie odcieków na ulicach Raciborza
Jeden z pracowników mówił wprost: – Śmieciarka to nie cysterna. Woda z odpadów musi wyciec, nie ma na to siły. – Dodał, że załoga czuje się inwigilowana, bo urzędnicy mieli robić zdjęcia pojazdom, aby udowodnić ich nieszczelność. W firmie atmosfera zrobiła się nerwowa, a pracownicy coraz głośniej mówią o strajku, który – jak twierdzą – ogłosiliby w czasie największych upałów.
Zapowiedź protestu wyraźnie zdenerwowała przewodniczącego rady Mirosława Lenka. – Jeśli PK ogłosi strajk, sam zbiorę ludzi i będę wywoził zielone odpady – mówił, zarzucając prezesowi i jego załodze nieodpowiedni ton. Przypomniał też, że spółka wygrała przetarg i musi wywiązać się z umowy, bo mieszkańcy płacą za usługę.
Radna Magdalena Kusy stwierdziła, że rolą radnych jest przekazywanie głosu mieszkańców, a interpelacje są reakcją na ich skargi. – To nie jest moja fanaberia, tylko głos wkurzonych ludzi, którzy sami myją ulice, żeby nie czuć fetoru – mówiła. Zaapelowała również, by pracownicy spółki swoje pretensje kierowali do prezesa, a nie do rady miasta.
Głos zabrała także wiceprezydent Małgorzata Rudnicka-Głowińska, zapowiadając działania edukacyjne i zapewniając, że władze miasta współpracują z prezesem PK w poszukiwaniu rozwiązań. – Wszystkim nam zależy, by Racibórz był czystym miastem – podkreśliła.
Radny Marian Czerner wskazał, że problem można rozwiązać poprzez częstszy odbiór odpadów zielonych. – Jeżeli śmieciarki będą przyjeżdżały co tydzień, może częściej, problem wycieków zniknie. Ale to oznacza dodatkowe koszty – zaznaczył.
Odmienne stanowisko przedstawił Dominik Konieczny. – Nie pamiętam, by prezes spółki miejskiej przyszedł na sesję i skarżył się na mieszkańców czy pracowników grożących strajkiem. To wygląda na ustawkę ze straszeniem – ocenił. Dodał, że prezes sam odpowiada za swoją ofertę w przetargu. – Nikt pana nie zmuszał do takiej, a nie innej ceny. To pan jest odpowiedzialny za realizację kontraktu – przypomniał.
Na te słowa zareagował radny Piotr Klima, przepraszając prezesa za ton wypowiedzi Koniecznego. Podkreślił jednocześnie, że bardzo ceni pracę kierowców i ładowaczy śmieci, którzy codziennie wykonują trudne i niedoceniane obowiązki.
W sporze nie brakowało też ironii. Radny Henryk Mainusz stwierdził, że przez 40 lat mieszkania w Ocicach nigdy nie widział, by mieszkańcy z kosami gonili śmieciarkę, ani też nie dostrzegł strumienia cieknącego za wozem. Przyznał jednak, że jeśli oczekiwania wobec usług mają rosnąć, trzeba będzie dostosować do tego opłaty.
Katarzyna Dutkiewicz apelowała, by nie kneblować ust radnym i nie krytykować składanych interpelacji. Jej zdaniem sprawa wymaga spotkania prezesa spółki z prezydentem, a nie publicznych sporów na sesji.
W tle dyskusji wybrzmiała świadomość, że stawka za wywóz odpadów jest niska, ale wpływa na to poziom przychodów miejskiej spółki, szukającej pieniędzy na kosztowne modernizacje bazy i taboru.
Komentarze (12)