Lewa a może prawa, czyli...

Na razie p. Zdzisław poskarżył się w naszej redakcji. 3 grudnia na pile tarczowej uszkodził sobie dwa palce lewej dłoni. Około południa znajomy zawiózł go na pogotowie na Gamowską. Tu dowiedział się od pielęgniarki, że na doktora trzeba poczekać do 15.00. - Mogę w domu, czy muszę tutaj - dopytywał. Do pomieszczenia wszedł ratownik medyczny. Poradził, by w oczekiwaniu na lekarza wykonać zdjęcia rtg. Tak też zrobił. Kiedy wracał z pracowni i chciał iść do domu, wybiegła za nim pielęgniarka. Doktor zdecydował się zejść szybciej niż przed 15.00. - Zszył ranę, ale narzekał na brak nici i wacików. Potem dał skierowanie do poradni chirurgicznej - opowiada p. Zdzisław. Nie kryje zażenowania całą sytuacją. - Lepiej byłoby pójść do przychodni weterynaryjnej. Tam od razu pojawia się lekarz. Jest opieka - komentuje.

W domu zerknął do karty. Wyczytał z niej, że ma uraz nie lewej a prawej dłoni. - Na szczęście w poradni nie robili problemów. Opatrzyli chore palce - zapewnia. Ale co zrobiłby pacjent, gdyby w oparciu o tak prowadzoną dokumentację dochodził odszkodowania? Nie byłoby łatwo, bo z papierów wynika, że palce poranione, a już na pierwszy rzut oka widać, że zdrowe, bez śladów szycia i trwałego uszczerbku.

- Pierwszy raz o tym słyszę i nie będę się wypowiadał bez dokładnego zbadania i przeanalizowania sprawy – powiedział nam z-ca dyrektora szpitala ds. medycznych, dr Włodzimierz Kącik. – Jeżeli taka rozmowa lekarza z pacjentem miała miejsce, powtarzam, jeżeli miała miejsce, i nie jest to przesadzone, to czegoś nie rozumiem, bo sam wczoraj wizytowałem pogotowie i niczego w zaopatrzeniu nie brakowało. Natomiast, jeżeli pacjent uważa, że został nieodpowiednio potraktowany, powinien napisać skargę do szpitala i wtedy sprawą zajmę się szczegółowo - kończy dr Kącik.

(jola)