Błyskawiczna kariera Michała Wosia. Jakie plany ma wiceminister sprawiedliwości z Raciborza?

Michał Woś (ur. 08.02.1991) związany jest z Ostrogiem i tutejszą parafią. Przez lata służył do Mszy św., w tym do tych odprawianych w rycie trydenckim. Fascynuje się rodzinnym miastem. Przyznaje, że jedną z najważniejszych książek w jego biblioteczce są "Dzieje Raciborza i jego dzielnic" Pawła Newerli. Otacza czcią świątobliwą Ofkę Piastównę, księżniczkę raciborską, kandydatkę na ołtarze. Założył fundację jej imienia. Pod szyldem fundacji prowadził szkolenia młodych liderów. Podczas nauki w I LO zapisał na swoim koncie sukcesy w olimpiadach i stypendium prezesa Rady Ministrów. Wszystkie osiągnięcia skrupulatnie wymienił na swojej stronie mwos.pl.

Do samorządu wkroczył niespodziewanie w 2014 r. Najpierw jednym głosem pokonał na Ostrogu faworyzowanego mistrza olimpijskiego z Atlanty Ryszarda Wolnego, a potem zasłynął z tekstu "Między dżumą a cholerą". Dżumą nazwał Annę Ronin, cholerą - Mirosława Lenka. - Nie chcę mieć malowanego prezydenta, który będzie sterowany przez nieznane naszej miejskiej społeczności środowisko - pisał o Ronin. - Nie jestem w stanie publicznie ogłosić, że popieram człowieka, który politycznie wychował się na łonie Tadeusza Wojnara, przez którego Racibórz zamienił się w zapóźnione miasteczko, z którego kto może, wyjeżdża - napisał o Lenku. W wyborach prezydenckich zapowiedział oddanie nieważnego głosu.

W Radzie Miasta był aktywny w sprawach budżetu, ograniczenia wycinki drzew, zakupu czujników czadu, sprzeciwu wobec spalarni odpadów na Ostrogu i wielu innych. W grudniu 2015 r., ku zaskoczeniu raciborskich samorządowców, pokazał się blisko ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, stając ostatecznie na czele jego gabinetu politycznego. Krótko potem obronił pracę magisterską na wydziale prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego. To w Krakowie zacieśnił swoje związki z prawicą, nawiązując znajomości, które dziś awansują go w politycznej karierze. Siłą rzeczy rzadziej pojawiał się w krajobrazie raciborskiego samorządu, nie opuszczając jednak sesji. Kilka miesięcy temu do wojewody wpłynęło pismo, że winien stracić mandat rajcy. Anonimowy autor pisał, że Woś stale przebywa w Warszawie, co wyklucza go z pracy samorządowej w Raciborzu. Radni nie podzielili tego stanowiska. Wszyscy stanęli murem za Wosiem.

W koalicji rządzącej ma opinię groźnego szczególarza. Lokalni politycy wolą nie wchodzić z nim w konflikty, bo, jak twierdzą, "nigdy nic nie wiadomo". Obserwatorzy sesji dostrzegli, że odkąd jest w Radzie Miasta, prezydent waży wypowiedzi i nie improwizuje, co nieraz zdarzało mu się w poprzednich kadencjach. Obaj panowie krótko byli do siebie nastawieni życzliwie. Byli, bo już dwukrotnie zaiskrzyło. Raz w sprawie dworca, po tym, jak prezydent żalił się, że sprawy jego remontu stoją w miejscu. Woś interweniował wtedy u wiceministra infrastruktury i budownictwa, obwieszczając, że wszystko jest na dobrej drodze. Lenk optymizmu dziś nie podziela. Twierdzi, że jest odwrotnie. Woś zapewnia, że sprawę dalej pilotuje.

Dworzec był jednak niewinną sprzeczką przy sprawie zaproszenia prezydenta Andrzeja Dudy na uroczystą sesję z okazji 800-lecia Raciborza. Radni na wniosek Wosia zobowiązali prezydenta do wystosowania zaproszenia. M. Lenk pojechał do Warszawy, ale prezydent nie zdecydował się na przyjazd. - Otrzymałem informację, że gdyby wpłynęło wcześniej, szanse na wizytę Prezydenta byłyby znacznie większe. Sytuacja pokazała jak w soczewce, że złe zarządzanie miastem odbija się na jego renomie i rozwoju. Trzeba działać w takich warunkach, jakie mamy, dla dobra miasta, ale na szczęście wybory - i nowa kadencja - zbliżają się wielkimi krokami - oświadczył Woś w mediach. Prezydentowi puściły nerwy. - Zarozumiały, cyniczny młody człowiek - ripostował Mirosław Lenk. Od tamtego czasu uparcie powtarza, że sprawy dla Raciborza ugrywa wspólnie z politykami PiS-u - senatorem Adamem Gawędą i posłem Czesławem Sobierajskim.

Dwóm parlamentarzystom PiS jest to poniekąd na rękę, bo Michał Woś, mimo że jest wysoko postawionym urzędnikiem ministerstwa sprawiedliwości, zbytniego zaufania w lokalnym, rybnickim PiS-ie nie wzbudza. Jego protektor Zbigniew Ziobro stoi przecież na czele Solidarnej Polski, która obok PiS-u i Polski Razem Jarosława Gowina współtworzy Zjednoczoną Prawicę. Rybnicki PiS zawsze traktował powiat raciborski marginalnie, postrzegając go raczej jako źródło głosów, a nie promowania miejscowych kandydatów do partyjnej kariery. Zresztą raciborscy działacze partii Jarosława Kaczyńskiego nigdy większych ambicji nie przejawiali, bez sukcesów startując do Sejmu czy sejmiku śląskiego. Na ich tle Michał Woś to na pewno nowa jakość w raciborskiej prawicy. Ciepło wypowiadają się o nim członkowie Klubu Gazety Polskiej.

Zarówno prezydent Mirosław Lenk ze swoimi ludźmi, jak i miejscowy PiS zadają sobie dziś pytania, w jakim kierunku nowa jakość Wosia będzie się rozwijać - czy kariery samorządowej (np. poprzez kandydowanie w przyszłym roku na fotel prezydenta Raciborza), czy też rządowej. Pogodzić się ich nie da. Sam Michał Woś, choć zadawaliśmy mu te pytania, unika jednoznacznych odpowiedzi.

Na razie wiceminister Michał Woś skupi się na zadaniach z zakresu informatyzacji wymiaru sprawiedliwości. Zajmie się organizacją pomocy dla pokrzywdzonych oraz nadzorem nad wydziałem prasowym. Nadal będzie koordynował różne prace legislacyjne ministerstwa. Wkrótce poinformuje, czy nadal będzie sprawować mandat radnego miejskiego. Prawo mu na to pozwala. Pytanie, czy znajdzie na to czas? Obiecuje pilotować raciborskie sprawy, m.in. finansowany z budżetu Ministerstwa Sprawiedliwości remont dawnego sądu krajowego, a po wojnie poprawczaka (ma tu się przenieść wydział karny naszego sądu oraz prokuratura).  

(waw)