Wciąż nie ma chętnego na kupno terenu po Cukrowni. Do 3 marca przyjmowano oferty

Jak powiedział nam syndyk Michał Salej, tuż przed upływem terminu składania ofert o działkę pytało sześciu inwestorów. - Niestety, nikt nie złożył oferty - dodał syndyk. Ogłoszenie 17 lutego zamieszczono w Gazecie Wyborczej. Teren po Cukrowni (prawo własności i użytkowania wieczystego blisko 100 tys. m kw.), przypomnijmy, sprzedał firmie DOX niemiecki koncern Sdzucker, który kupił Śląską Spółkę Cukrową, zamknął część należących do niej cukrowni, w tym w Raciborzu, a niepotrzebne mienie sprzedał. DOX planował tu bazę związaną z budową zbiornika Racibórz. Potem chciał przekwalifikowania terenu na usługi, co umożliwiałoby budowę np. marketu. Na to nie zgodziło się miasto. Działki przeznaczone są w planie przestrzennym pod przemysł z dopuszczeniem obiektów i urządzeń komercyjnych.

O teren co rusz pytają radni, na ostatniej sesji Zbigniew Sokolik. Sugerują, by kupiło go miasto i szukało inwestora a przy okazji starało się włączenie obszaru do Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej. W zeszłym roku prezydent złożył ofertę kupna za 2 mln zł. Teraz musiałaby być ponowiona. - Przedstawiciel miasta rozmawiał ze mną - zdradza syndyk. Ratusz ma drogę otwartą. Jeśli wpłynie wiążąca oferta, wówczas sędzia prowadząca upadłość DOXa na pewno wyrazi zgodę na sprzedaż.

Na kupno jednak musi najpierw zgodzić się Rada Miasta i znaleźć w budżecie blisko 2,3 mln zł (z Vat). Gmina, znajdując inwestora, musiałaby sprzedać działkę drożej. Czy zatem kupno ma sens, skoro teraz brakuje inwestorów chcących wyłożyć 1,85 zł netto. Z naszych informacji wynika, że już w zeszłym roku kupno działek po cukrowni rozważały Eko-okna (ostatecznie planują inwestycje w Pietrowicach Wlk. i Kietrzu) oraz jedna z dużych raciborskich spółek (na razie zawiesiła plany rozbudowy). 

(waw)

Komentarz: Gdyby prezydent Mirosław Lenk już osiem lat temu a nie dopiero teraz myślał o utworzeniu komórki obsługującej inwestorów i to bardziej z powodu żółtej kartki, jaką wystawili mu wyborcy, a nie głębokiego przekonania wynikającego choćby z ekonomicznego wykształcenia, to od przynajmniej zeszłego roku można było wesprzeć syndyka w próbach sprzedaży i nie zastanawiać się dziś, czy kupować ma miasto, ale zadbać wcześniej, aby informacja o tej sprzedaży dotarła wszędzie, do każdego poważnego developera, do każdej firmy planującej rozbudowę, wzbogacona o dane o ulgach, przyjaznym klimacie i atutach Raciborza. Tak właśnie działają Pietrowice Wielkie. Docierają do biznesu i mają efekty. Do Mirosława Lenka dociera dopiero, że przez lata bezczynności w biznesowej promocji Raciborza nikt na razie nie chce zainteresować się działkami w centrum miasta, przy samych torach i to za niewielkie pieniądze. 

Grzegorz Wawoczny