Reklama

Najnowsze wiadomości

Aktualności2 sierpnia 202221:10

Katastrofa lotnicza w rudzkich lasach. Pamięć i bolesne epizody polsko-ukraińskich relacji

Katastrofa lotnicza w rudzkich lasach. Pamięć i bolesne epizody polsko-ukraińskich relacji - Serwis informacyjny z Raciborza - naszraciborz.pl
0
Reklama
Racibórz:

Katastrofa lotnicza w lesie rudzkim z 4 sierpnia 1919 roku rozpalała dotąd wyobraźnię badaczy i eksploratorów. Z chwilą znalezienia szczątek samolotu mieszkańcy Rudy Kozielskiej w gminie Kuźnia Raciborska postanowili upamiętnić jej ofiary, ale wkroczyli tym na pole trudnych polsko-ukraińskich relacji po I wojnie światowej.

Tłem wydarzenia z 4 sierpnia 1919 roku, o którym rozpisywała się lokalna prasa, a współcześnie spopularyzował je Henryk Postawka, badacz-entuzjasta z Górek Śląskich (czytaj: Pierwsza katastrofa lotnicza na Górnym Śląsku – zapomniany.rybnik.pl) było budowanie nowego europejskiego ładu. Globalny konflikt z milionami ofiar przyniósł m.in. rozpad porządku ustalonego jeszcze na Kongresie Wiedeńskim (1815), carskiej Rosji, monarchii Habsburgów i Hohenzollernów, narodziny bolszewizmu oraz odrodzenie państwowości polskiej, czechosłowackiej czy węgierskiej. Na Górnym Śląsku doszło do powstań i plebiscytu.

Nadzieje na niepodległość ożyły również na Ukrainie. Tamtejsze elity podjęły działania dyplomatyczne, budując jednocześnie struktury wojskowe i finansowe państwa. Kolidowało to z polską racją stanu, skutkując wojną z odrodzoną Rzeczpospolitą (XI 1918 – VII 1919). Nasz kraj wyszedł z niej zwycięsko. - Ententa nie była gotowa do współpracy z galicyjską Ukrainą. W konfrontacji z czerwoną Moskwą postawiła na dużą (i kosztem ukraińskich ziem) Polskę. Dlatego dobrze wyposażona i uzbrojona armia Hallera, przeznaczona do wojny z bolszewikami, została przeniesiona do Galicji i przesądziła o losach wojny na korzyść Polaków – komentuje Iwan Swarnik, ukraiński historyk, zajmujący się postacią ofiary katastrofy pod Raciborzem. To pułkownik Dmytro Vitowskyj (1887-1919) - dla Ukraińców żołnierz niezłomny i patriota, dla Polaków jedna z ikon antypolskich działań, dowódca 2. ukraińskiego zamachu na Lwów z 1 listopada 1918 r.

Atak Rosji na Ukrainę otworzył nowe karty w polsko-ukraińskich stosunkach, ale stare są pełne ran. Upłynęło za mało czasu, by się zabliźniły. Pokazuje to przykład ofiary katastrofy niedaleko Raciborza.

Świadkowie usłyszeli wybuch i zobaczyli płomienie

4 sierpnia 1919 r., po dwóch dniach opóźnienia spowodowanego awarią silnika, z lotniska na Psim Polu we Wrocławiu wyleciał na wschód Zeppelin-Staaken R. XIV, ciężki bombowiec dalekiego zasięgu z ośmioma osobami na pokładzie – poza niemiecką załogą (6 osób) lecieli nim Dmytro Witowskyj i jego adiutant Julian Czuczman (1895-1919).

Wyczarterowany samolot, zdolny pokonać odległość 1300 km na pułapie 4500 m, transportował świeżo wydrukowane, nic nie warte wówczas hrywny, niemieckie marki i skrzynie z dokumentami. Należał do floty Niemieckiego Towarzystwa Lotniczego (Deutsche Luft-Reederei).

Ukraińcy wracali z konferencji pokojowej w Paryżu. Witowskyj, jako delegat specjalny w składzie delegacji Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej z Hryhorim Sydorenką na czele, brał udział – w kwietniu i maju - w rozmowach z Polakami (Paderewskim, Dmowskim, gen. Rozwadowskim).

- Jeszcze w latach 60. żyli u nas świadkowie tej katastrofy. Dużo się o tym opowiadało – mówi sołtys Gizela Górecka. PRL to nie był czas, by grzebać w niemieckiej historii tych okolic. Pamięć jednak przetrwała, a upadek żelaznej kurtyny zapalił historykom zielone światło. Temat katastrofy podjął Henryk Postawka, autor licznych wartościowych szkiców poświęconych tym okolicom.

Tragedia pozostawiła ślady w lokalnej prasie. - Racibórz. 4 sierpnia. Pod Dziergowicami runął dziś przed południem o godzinie 11 wielki samolot o 2 motorach w płomieniach na ziemię. Podróżni, 8 ludzi, ponieśli śmierć na miejscu. W samolocie znajdowało się kilka gołębi, które jeszcze żyły, oraz wielki worek z rosyjskimi pieniędzmi, które kolejarze pozbierali. Sprowadzony z Raciborza grencszuc [od red. właściwie Grenzschutz] odstawił resztki samolotu wraz z gołębiami do Rud. Biuro Wollfa, donosząc o wypadku pisze, iż prawdopodobnie był to samolot polski – odnotowały dwa dni po tragedii polskojęzyczne Nowiny Raciborskie.

Kolejne wydania tego tytułu przynosiły kolejne informacje. - Samolot leciał od Kędzierzyna w kierunku Dziergowic, gdzie opuścił się na mniej więcej 50 metrów ponad ziemią – czytamy w relacji z 13 sierpnia. - W tej chwili nastąpiła eskplozya a równocześnie zeskoczył jeden z pasażerów latawca [od red. samolotu], którego znaleziono nieżywego niedaleko miejsca nieszczęśliwego wypadku. Kilka kroków dalej znaleziono kasetę do pieniędzy, niestety próżno, gdyż zawartość jej, składającą się z pieniędzy złotych i srebrnych, rozebrali niezawodnie ciekawi, którzy najpierw na miejsce katastrofy przybyli. Latawiec spadł do lasu, łamiąc około 300 drzew bardzo grubych. Dostęp do niego był bardzo utrudniony, gdyż ogień palącego się aparatu przybierał coraz szersze rozmiary. To też zdołano zaledwie uratować dwie skrzynki pieniędzy papierowych, jakie opodal latawca leżały.

22 sierpnia gazeta wzmiankuje, nie powołując się na źródło, że samolot był ostrzeliwany, przez co się zapalił. - Widziałem, jak jeden z pasażerów wyrzucił ze statku dwie skrzynie a potem zaopatrzony w przyrząd ratunkowy [od red. spadochron] z aeroplanu sam wyskoczył. Aparat ratunkowy jednak zawiódł a wyskakujący rozbił się o ziemię. Samolot niebawem spadł także na ziemię, grzebiąc pod sobą 8 pasażerów. Katastrofa nastąpiła nad lasami i nim ludzie nadbiegli, wszelka pomoc była spóźnioną. W samolocie wieziono ukraińskie i niemieckie banknoty oraz kilka worków monety złotej. Części pieniędzy niespalonych nadbiegający rozdzielili między siebie. Nadeszły później grencszuc przeszukiwał obecnych i część papierów odebrał.

Najobszerniejsze informacje przynosi artykuł pt. Nieszczęście lotnicze k. Rud Raciborskich z Oberschlesische Volksstimme, wydanie z 7 sierpnia 1919 r. To była druga, pełna szczegółów informacja redakcji o katastrofie. - Krótko po 8.30 usłyszano pomiędzy Dziergowicami a Rudami warkot wielkiego samolotu. Jak zwykle przy takich okolicznościach, spojrzeli robotnicy rolni w górę, zobaczyli samolot, usłyszeli wybuch i zobaczyli pojawiające się płomienie, które błyskawicznie zajęły samolot, który wkrótce spadł na ziemię. Tuż przed upadkiem zobaczyli, jak jedna osoba wyskoczyła z samolotu i płonąc spadła na ziemię. Świadkowie zaraz pobiegli na miejsce uderzenia i ukazał się im okropny widok. Pomiędzy szczątkami samolotu było osiem rozczłonkowanych i zwęglonych ciał. Jedna z ofiar miała spadochron, który się nie otworzył. Jej ciało leżało nieopodal, niezwęglone. Wśród szczątków znaleziono dokumenty, które należały do ofiar – niemieckich, austriackich, francuskich i ukraińskich oficerów. Ciała przeniesiono do kostnicy w Rudach, a znalezione kawałki papierów wskazywały, że to był samolot z linii Berlin – Döberitz. We Wrocławiu lotnicy zrobili odpoczynek – znaleziono przy nich wrocławski rachunek za hotel. A ponadto mocno i stabilnie zbudowany samolot wiózł na pokładzie pewną liczbę skrzyń z ważnymi papierami i wielką ilość banknotów wydrukowanych w Berlinie, wiezionych do Ukrainy. Wielka część tych pieniędzy, ponad 40 mln jest przechowywana w zamku książęcym w Rudach. Znaczna część banknotów musiała spłonąć, podczas gdy inna część została rozproszona przez wiatr lub rozkradziona. Dochodzenie w sprawie tej katastrofy leży w rękach Brygady Piechoty w Gliwicach (Infanterie Brigade Gleiwitz) i prokuratury (Staatsanwaltschaft).

Oberschlesische Volkstimme doniesiono jeszcze, że nieszczęście wydarzyło się niedaleko domku myśliwskiego o nazwie Quid ad te, a leśniczy książęcy zauważył, jak z powierzchni nośnej obluzowała się mała część, która się stawała coraz większa i została oderwana przez powietrze (chyba chodzi o oderwanie poszycia) – działo się to w czasie, gdy samolot coraz bardziej obniżał lot. Samolot był mocno obciążony i padał deszcz – to utrudniało mu wzbicie się wyżej. W krótkim czasie na miejscu wypadku zgromadził się tłum, a zwęglone ciała zostały ograbione, zaś zawartość samolotu przeszukana. Przepadły banknoty o wartości 100 mln. Przy kapitanie samolotu znaleziono rachunek „Vier Jahres Zeit” (Cztery Pory Roku) przy ul. Ogrodowej (Gartenstr) we Wrocławiu z dnia poprzedzającego katastrofę, z którego wynika, że było 6 członków i wyszczególniono dokładnie ceny za posiłki. Ponadto w we wraku samolotu znajdowało się jeszcze 155 mln. Odlot z Wrocławia nastąpił 6:15 a zegarki ofiar były przez siłę uderzeniową zatrzymane na godzinie 8:30 – z czego wynika, że samolot potrzebował 2 godzin na pokonanie trasy z Wrocławia, co oznacza, że samolot leciał bardzo powoli. Na miejscu katastrofy pojawiła się książęca rodzina. Książę dziedziczny (Erbprinz) zrobił kilka fotografii. Książę telefonicznie poinformował prezydium Banku Rzeszy w Berlinie o znalezieniu ogromnej liczby banknotów. Został natychmiast potwierdzony fakt, że chodziło o banknoty ukraińskie, ponieważ jeden ze służących księcia, znający język ukraiński, był w stanie to poświadczyć. Wielka część pieniędzy była zwęglona. Pozostałe ocalałe banknoty pokazywano jako rzadkość.

Część banknotów stała się przedmiotem handlu – jeden głupek (dosł. Einen DUmmen) usiłował płacić 500 marek za 1000 rubli. Później jednak ten chytry człowiek poznał swoją szkodę, ponieważ ukraińskie ruble były nic nie warte w Niemczech. Teraz może się jeszcze spodziewać kary.

Rozbity samolot należał do Lok. Anz. zufolge der deutschen Luftrederei GmbH, Berlin Johannistal

Zawartość samolotu składała się z wielu milionów ukraińskich pieniędzy. Nieszczęsna maszyna, poza komendantem Winderreif, który już w wojnie był dowódcą dużego samolotu załoga składała się jeszcze z pięciu mężczyzn, w tym z dużym prawdopodobieństwem byłym ministrem wojny Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej Witowskim. Witowski, który jako członek komisji rozejmowej prowadzącej rozmowy polsko-ukraińskie w Paryżu, przebywał przed kilkoma dniami w Berlinie i leciał z Wrocławia na Ukrainę. Samolot wyposażony w pięć silników przewoził szereg skrzyń z ważnymi dokumentami i papierami wartościowymi ukraińskiego rządu. [Niezrozumiałe zdanie].

Przy jego (tj. samolotu) pierwszej podróży powietrznej powinno się skrócić odcinek lotu – z tego powodu powinny skrzynie być dostarczone do Wrocławia koleją i tam dopiero załadowane na samolot. Celem lotu było Podole, a lądowanie powinno nastąpić na galicyjskiej stronie w Tarnopolu. Przyczyna nieszczęścia jest jeszcze niejasna. Samolot mógłby wziąć na pokład 20-22 pasażerów i był przeznaczony do przewożenia wielkich obciążeń. Samolot wystartował wcześnie w sobotę z Wrocławia, a na Śląsku powinien mieć międzylądowanie z powodu ulewy. Lot jednak kontynuowano, co zakończyło się katastrofą (tłumaczenie wykonane w Muzeum Śląskim).

Pojawiały się domysły, że katastrofa mogła być efektem polskiej prowokacji. 16 sierpnia wybuchło I powstanie śląskie. - Przyczyny tragedii nie zostały jeszcze wyjaśnione. Jest to jednak najprawdopodobniej wypadek: czterosilnikowy samolot o rozpiętości skrzydeł 43 m i nośności 4,5 tony musiał mieć na pokładzie dużo paliwa. Iskra na stykach elektrycznych lub zacisku akumulatora mogła spowodować wybuch. Z dokumentów zbadanych przez Pavlo Gai-Nizhnyka wynika, że samolot ten miał problemy z silnikami, które zostały naprawione przed startem. Większość niemieckich ciężkich bombowców spadła w wypadkach, a nie została zestrzelona – rozwiewa wątpliwości wspomniany ukraiński historyk Iwan Swarnik.

witi

bcfc562

Miejsce katastrofy, źródło zdjęć: tablica informacyjna w lasach rudzkich, www.theaerodrome.com

Niesamowity okrzyk radości "Jest k... Jest" Katastrofa rozbudziła wyobraźnię eksploratorów. Zapisane w pamięci miejscowej ludności przekazy świadków jak również zachowane relacje prasowe, a także wystawione w Rudach akty zgonu, nie budziły wątpliwości co do autentyczności wydarzenia. Problemem pozostawała dokładna lokalizacja katastrofy w 70-hektarowym obszarze poszukiwań. Zgodnie z aktami zgonu, do katastrofy doszło w rewirze leśnym Rudy nr 32. Dziś to obszar pożarzyska z 1992 r., w granicach Rudy Kozielskiej.

Poszukiwania, jesienią 2020 r., zwieńczyła sukcesem Śląska Grupa Eksploracyjna. - Podzieliliśmy się na dwie grupy, przeczesując teren po obu stronach drogi. Tam nie było przypadku. Krok po kroku, metodycznie badaliśmy każdy skrawek lasu. Kilkuosobowa grupka penetrowała małą łączkę, by po chwili znów zanurzyć się w otchłani lasu. Zaskakujące wzniesienie przyciągnęło ich uwagę. Najpierw jeden, później drugi forsowali dość spore podejście. U szczytu góry natrafiono na jedne z pierwszych sygnałów, wykopując resztki przetopionego od wysokiej temperatury aluminium. Gdzie, by się człowiek nie obrócił tam były jakieś sygnały, ale ciągle brakowało tego czegoś, tej wisienki na torcie – opisywali swoje działania poszukiwacze. Potem odnaleziono kilka rurek aluminiowych i guzik carski.

- Mijają kolejne minuty, być może pół godziny, kiedy nad lasem unosi się niesamowity okrzyk radości "Jest k... Jest". Grupa ludzi zaczyna podskakiwać w szaleńczym tańcu... Łzy radości same cisną się do oczu. Część osób łapie się za głowę w niedowierzającym geście. Inni nie wiedząc jeszcze, co znaleziono dołączają się do reszty by celebrować fakt znalezienia czegoś ważnego. Być może nie było to odpowiednie zachowanie co do powagi tego miejsca, ale to coś niesamowitego. Nie do opisania. Coś namacalnego, a zarazem magicznego. Można tę niesamowitą radość, euforię i szczęście tylko porównać z narodzinami dziecka. Chwila ciszy, zaczerpnięcia oddechu, odczytujemy pojawiające się na blaszce napisy, Zeppelin-Werke G.m.b.H. Staaken – opisywali odkrywcy.

Lasy pełne pamiątek Blisko osiemset lat historii przenosiło Rudy do różnych państw – od piastowskiej Polski, przez Królestwo Czech, po cesarstwo Habsburgów, Prusy Hohenzollernów, II Rzeszę i wreszcie – po 1945 r. – do Polski. Wpisało w krajobraz tych okolic wiele pamiątek – nie tylko cysterski klasztor z pałacem opackim, potem książęcą siedzibę, kościół, kolejkę wąskotorową, szpitalik doktora Rogera, uroczysko Buk, ale i miejsca związane z wydarzeniami. Góra Wiktorii w Buku upamiętnia wizytę pruskiej następczyni tronu, córki angielskiej królowej. Wędrując po lasach rudzkich natrafimy na kamień wspominający upolowanie ostatniego tutejszego niedźwiedzia. Na drodze od Brantolki w rejon katastrofy z 1919 r. zobaczymy kamień dokumentujący ustrzelenie dzika o wadze pięciu cetnarów (15.11.1780). Jest też krzyż po przypadkowym postrzeleniu przez księcia Wiktora furmana biorącego udział w nagonce. Po wielkim pożarzysku z 1992 r. wiedzie ścieżka edukacyjna.

Dla Stowarzyszenia Na Rzecz Rozwoju Wsi Ruda Kozielska Kozio stało się oczywiste, że upamiętnienia wymaga również miejsce katastrofy z 1919 r.

Członkowie Kozio chcą wzbogać krajobraz o elementy nawiązujące do historii tych. Nie chodzi o to, by ją komentować, ale przypominać. Po prostu liczy się fakt, czas oraz przestrzeń, która była jego tłem. Resztą – jak słyszymy - niech się zajmą historycy i politycy.

I zajęli się. Kiedy dotarły do nich zaproszenia na odsłonięcie tablicy, Witowskyj trafił pod lupę. Efekt lustracji przetrzebił listę gości. Na tabliczce na kamieniu będzie informacja o katastrofie, ale bez listy ofiar. Podobnie na ustawionej obok tablicy opisującej wydarzenie. Dużo tu zdjęć z eksploracji jesienią 2020 r. oraz wzmianka o „dwóch wysokiej rangi oficerach rządu ukraińskiego”.

Ukraiński Piłsudski? - Czy Witowskyj może zostać ukraińskim Piłsudskim? To pytanie jest retoryczne. Przecież, jak wynika z opisu Krypiakiewicza, był żołnierzem, a nie dyplomatą, nie lubił kompromisów, działał zdecydowanie, nie zastanawiając się nad konsekwencjami, nie był ambitny. W pełni wykorzystywał możliwości, jakie dał mu los – pisze wspomniany Iwan Swarnik.

witowski1

Dmytro Witowskyj, źródło: Приречений стати адвокатом свого народу. Історія легендарного військовика та політика Дмитра Вітовського

Biografię ukraińskiego pułkownika, adwokata a nawet utalentowanego literata wypełnia pod koniec krótkiego życia antypolski kurs. W sieci można znaleźć sporo notek na jego temat, najwięcej, rzecz jasna, na stronach ukraińskich.

- Biografia dowódcy sił ukraińskich w pierwszych dniach walki o Lwów przypomina losy oficerów Legionów Polskich. Zaliczał się do tego samego pokolenia (ur. w 1887 roku) co np. Kazimierz Sosnkowski, Kazimierz Świtalski, Edward Rydz-Śmigły. Tak jak oni był inteligentem – przed wojną studiował we Lwowie, uczył w szkole i pisał wiersze. Będąc gorącym ukraińskim patriotą, działał w narodowych organizacjach oświatowych i kulturalnych oraz organizował ruch strzelecki. Po wybuchu wojny zgłosił się do Legionu Ukraińskich Strzelców Siczowych. Walczył w Karpatach Wschodnich, na Tarnopolszczyźnie, na Ukrainie Naddnieprzańskiej. Dosłużył się stopnia oficerskiego sotnika. Wiosną 1917 roku założył konspiracyjną Ukraińską Organizację Wojskową, która miała – jeśli zajdzie potrzeba, także zbrojnie – działać na rzecz wyodrębnienia Galicji Wschodniej jako ukraińskiego kraju autonomicznego. W przygotowaniach do wystąpienia zbrojnego we Lwowie długo nie brał udziału, gdyż wraz z Legionem USS znajdował się na Bukowinie. W mieście zjawił się dopiero 29 października, mianowany szefem Ukraińskiego Generalnego Komisariatu Wojskowego i przyszłym dowódcą armii ukraińskiej. Objął kierownictwo nad konspiracją zbrojną, opracował plan zajęcia najważniejszych obiektów i wyznaczył termin operacji -1 listopada nad ranem. Dowodził siłami ukraińskimi do 5 listopada, gdy wobec niepowodzeń swych podkomendnych podał się do dymisji. Parę dni później został szefem sekretariatu (ministerstwa) spraw wojskowych w rządzie Zachodniukraińskiej Republiki Ludowej – czytamy na blogu atamanshop.pl. W sklepie można kupić polską odzież patriotyczną oraz przeczytać teksty historyczne z polskim punktem widzenia.

Na początku XX stulecia został członkiem Ukraińskiej Partii Radykalnej, brał udział w staraniach o utworzenie we Lwowie samodzielnej uczelni wyższej z ukraińskim językiem wykładowym. Opracował skutecznie wcielony później w życie plan uwolnienia z więzienia Myroslawa Siczynskiego – zabójcy Andrzeja Potockiego, polskiego namiestnika Galicji w 1908 r., przez Ukraińców określanego jako szowinista. Jesienią 1918 r. był jednym z głównych organizatorów zajęcia Lwowa przez wojsko ukraińskie („listopadowy czyn”). Adiutant Czuczman podzielał poglądy przełożonego.

Pośmiertne losy niezłomnego żołnierza

- Trudne były pośmiertne losy niezłomnego żołnierza. Szczątki Witowskiego i jego adiutanta Juliana Czuczmana pochowano w Berlinie, na starym cmentarzu hugenotów. Grobem opiekowała się diaspora ukraińska. Później przez cmentarz przebiegał słynny Mur Berliński między Berlinem Wschodnim i Zachodnim. Już po jego rozbiórce ciała bohaterów ekshumowano i skremowano. Urny przeniesiono tymczasowo do kaplicy pobliskiego klasztoru. Dopiero w 2002 r. prochy pułkownika Dmytra Witowskiego wróciły do ojczyzny: wraz z Czuczmanem przewieziono je z Berlina do Lwowa i 1 listopada uroczyście pochowano w Miejscu Pamięci UGA na Cmentarzu Łyczakowskim – pisze Iwan Swarnik.

witowski2

Pogrzeb w Berlinie, źródło: Приречений стати адвокатом свого народу. Історія легендарного військовика та політика Дмитра Вітовського

- Miejsce to powstało jako wyraźny rodzaj „konkurencji” wobec odbudowywanego w tym czasie sąsiedniego polskiego Cmentarza Obrońców Lwowa – to z kolei ocena strony polskiej.

Dmytro Vitowskyj ze związku z Marią Liszczyńską miał syna, również Dmytra. - Wyrósł na godnego ojca patriotę, a później bohatersko zginął w UPA – kończy swój szkic Iwan Swarnik.

Autor: Grzegorz Wawoczny, redakcja@naszraciborz.pl

Bądź na bieżąco z nowymi wiadomościami. Obserwuj portal naszraciborz.pl w Google News.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Najnowsze wydania gazety

Nasz Racibórz 22.03.2024
21 marca 202421:40

Nasz Racibórz 22.03.2024

Nasz Racibórz 15.03.2024
14 marca 202421:35

Nasz Racibórz 15.03.2024

Nasz Racibórz 08.03.2024
7 marca 202423:50

Nasz Racibórz 08.03.2024

Nasz Racibórz 01.03.2024
29 lutego 202423:20

Nasz Racibórz 01.03.2024

Zobacz wszystkie
© 2024 Studio Margomedia Sp. z o.o.