Spisek’s – co słychać?
Gdy na planie padł ostatni klaps, wszyscy bili brawo i gratulowali sobie świetnej roboty. -Teraz już tylko pozostało nam czekać na premierę i ćwiczyć rozdawanie autografów – dało się słyszeć z tłumu. Atmosferę ogólnego rozprężenia, radości i dumy z wykonanego zadania, jak zwykle ostudził reżyser – Za dwa dni spotykamy się w studiu. Trzeba ustalić grafik nagrań. Do zobaczenia.
W ten oto sposób okazało się, że to, co wydawało się być końcem wielkiego przedsięwzięcia jest początkiem kolejnego wyzwania. Obraz to bowiem jedno, a dźwięk już co innego. Gdyby film został wyświetlony w wersji takiej, jaka do tej pory powstała, w większości przypadków zamiast dialogów słychać byłoby tylko szum wiatru albo ryk samochodów. Teraz przyszedł czas, aby to co widać, uzupełnić tym, co słychać. Już od kilku dni twórcy i aktorzy filmu musicalowego Spisek’s spotykają się w studiu Radia Mittendrin, by nagrywać muzykę i wokale, a za kilka tygodni przyjdzie czas na dialogi.
Studio w dniu nagrania: Perkusja, dwie gitary, pianino, kilometry kabli, słuchawki, a pomiędzy tym wszystkim muzycy i wokaliści w towarzystwie kawy i napojów energetyzujących. Nagrania trwają średnio dwanaście godzin, a ponieważ w ciągu dnia studio jest zajęte przez redakcję radia, wszystko odbywa się w nocy. – Mamy do czynienia z perfekcjonistami, co jest nieocenione, ale kiedy ten sam fragment nagrywamy któryś raz z kolei czasem nawet ja dostaję szału, zwłaszcza że nikt prócz kompozytora i gitarzysty nie jest w stanie usłyszeć różnicy w dźwięku – mówi reżyser Marcin Pieniuta. Wokalistki, które śpiewają chórki do utworów też przyznają, że jest to niesamowicie ciężka praca – Przychodzimy o 19, a nagrywamy nasze partie na przykład o 5 rano. W dodatku śpiewanie w chórkach wymaga perfekcyjnego wejścia w jeden konkretny dźwięk i czasem nagranie kilku sekund wokalu zajmuje nawet trzy, cztery godziny.
Zdarzyło się już, że ktoś zasnął na podłodze w studiu, na porządku dziennym jest zamawianie pizzy i popijanie jej litrami kawy, a żeby uzyskać odpowiednią barwę głosu główny wokalista zjadł miliony miętowych pastylek. W trakcie nagrań zdarza się też, że trzeba wprowadzić jakieś zmiany w tekście, albo melodii. Okazuje się, że wokaliści nie mogą śpiewać w danej tonacji, albo nie są w stanie wyraźnie wyśpiewać jakiegoś słowa. Trzeba się konsultować z twórcą tekstów, kompozytor siada i zmienia linię melodyczną i wszystko zaczyna się od początku. – Ta żmudna praca nad dźwiękiem do filmu ma w konsekwencji doprowadzić do jednego –mówi kompozytor Łukasz Fulneczek - ma być tak perfekcyjnie nagrany i dopasowany do wizji, by widz w ogóle o nim nie myśląc dał mu się po prostu ponieść.
Anna Pieniuta
Komentarze (0)
Komentarze zostały zablokowane.