Płyną pieniądze, odpływa kadra. Szpital alarmuje wojewodę!
Większość medyków w raciborskim szpitalu to lekarze kontraktowi. Część zrezygnowała z pracy przy Gamowskiej, bo leczenia w szpitalu zakaźnym nie powinni łączyć z zatrudnieniem w innym miejscu. Ma to ograniczyć transmisję wirusa, ale powoli paraliżuje system. Na konto szpitala wpływają datki, ale odpływa kadra.
Już przed wybuchem epidemii szpital w Raciborzu miał problem z zabezpieczeniem odpowiedniej liczby anestezjologów. Braki były także w innych specjalnościach, bo na miejscu nie ma tylu lekarzy. Trzeba ich szukać w aglomeracji. Do Raciborza jest jednak daleko, przynajmniej godzina drogi.
Teraz problem jest większy, bo w czasie epidemii kilku lekarzy odeszło. Nie mieszkają w Raciborzu, pracują też w innych miejscach, a tam poproszono ich, by zrezygnowali z kontraktu ze szpitalem zakaźnym.
O sprawie poinformowano wojewodę. Ten sprawił, że czasowo wysłano do Raciborza anestezjologa i nefrologa. Przy rosnącej licznie chorych (na dziś, 2 kwietnia rano to już 59 osób) będzie problem z zabezpieczeniem kadrowym, głównie dyżurów. Na zwolnieniach przebywa około 30 proc. kadry pielęgniarskiej.
- Nikt nie chce u nas pracować - nie kryje dyrektor Ryszard Rudnik, wskazując, że łatwo nie jest również firmie zewnętrznej, zapewniającej salowe. Podniesiono pensje, ale to też nie wystarczy, by spać spokojnie.
O tym, czy po epidemii szpital będzie w stanie odbudować się kadrowo, nikt na razie nie myśli.
Komentarze (0)
Dodaj komentarz