Piotr Olender. O ostatnich protestach refleksji kilka
List do redakcji. Oświatowiec, radny powiatowy i działacz Platformy Obywatelskiej komentuje ostatnie wydarzenia związane z protestami, w których brał udział.
Uwagę mediów przykuwają ostatnio protesty przeciw orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego uznającego przepis do tej pory obowiązującej ustawy antyaborcyjnej, pozwalający na aborcję w przypadku dużego prawdopodobieństwa ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu, za niekonstytucyjny. W protestach tych uczestniczą setki tysięcy ludzi (głównie młodych, ale nie tylko – piszący te słowa też w protestach brał udział) i w naturalny sposób budzą one wiele emocji. W związku z tym przyszło mi do głowy kilka refleksji, z którymi chciałbym się podzielić.
Pierwsza dotyczy samej istoty sporu. Nie sądzę by ktokolwiek z uczestniczących w protestach uważał, że aborcja, dokonywana z dowolnego powodu, może być czymś dobrym. Spór dotyczy czegoś zupełnie innego, a mianowicie tego, czy prawo zabraniające aborcji w określonej sytuacji jest czymś dobrym czy złym. W tym wypadku, zdaniem protestujących, jest czymś zdecydowanie złym. Te dwie kwestie należy rozróżnić i warto zauważyć, że rozróżnia je też społeczna nauka Kościoła. Już bowiem św. Tomasz z Akwinu pisał iż „Nie wszystko co jest przedmiotem powinności moralnej, ma być regulowane przez prawo” [Summa theologiae, 1-2 q. 96 a.2], prawo zaś tylko wtedy ma sens gdy jest społecznie akceptowane.
Refleksja druga dotyczy kwestii niezależności Trybunału Konstytucyjnego i wynikających z tego następstw. W powszechnej bowiem opinii, podzielanej nieoficjalnie także przez wielu członków partii rządzącej, Trybunał Konstytucyjny zajął się sprawą rozpatrzenia wniosku dot. kwestii zgodności z konstytucją w/w zapisu ustawy antyaborcyjnej z 1993 roku, na polityczne zamówienie rządzących. Nie mamy jednoznacznych dowodów potwierdzających taką tezę, powiedzmy sobie jednak szczerze – jej prawdopodobieństwo graniczy z pewnością. A jeśli tak było, oznaczałoby to, iż Trybunał Konstytucyjny, jeden z najważniejszych trybunałów w naszym kraju, nie jest niezależny.
Niezależność władzy sądowniczej jest zaś podstawą i kardynalnym warunkiem funkcjonowania ustroju demokratycznego. W myśl bowiem starej rzymskiej zasady iż „nikt nie może być sędzią we własnej sprawie”, nie może nim też być władza wykonawcza lub ustawodawcza, która również może wchodzić w spory (szczególnie chodzi tu o władzę wykonawczą) z obywatelami i instytucjami. Sądy więc (a Trybunał Konstytucyjny jest przecież sądem) muszą być niezależne. W tej sytuacji rodzi się uzasadnione pytanie, czy Polska jest jeszcze krajem demokratycznym?
Pytanie to rodzi kolejną refleksję, dość gorzką, z która jednak też chciałbym się podzielić. Sięgając bowiem pamięcią wstecz do protestów w obronie niezależności sądów, przychodzi mi do głowy pytanie, czy gdyby wtedy protesty te zgromadziły tak wielkie tłumy, młodzi ludzie musieliby protestować obecnie? Gdyby bowiem udało się swego czasu obronić niezależność Trybunału Konstytucyjnego, z dużym prawdopodobieństwem można by przypuszczać iż obecny bieg sprawy wyglądałby zupełnie inaczej.
Z refleksji należy wyciągać wnioski. Wnioski z przedstawionych przeze mnie refleksji są proste. Każda rzecz na tym świecie ma swą cenę. Cenę ma też zaniechanie i obojętność. Jako obywatele ponosimy odpowiedzialność ze swe państwo i sprawowane w nim rządy. Tej odpowiedzialności możemy się pozbyć stając się poddanymi. Ale wówczas tracimy prawo i możliwość wpływania na decyzje władzy. Od nas zależy czym wolimy być.
Piotr Olender
Komentarze (0)
Dodaj komentarz