Udany wigilijny pokot
Osiem dzików, dziewięć bażantów i dwie gęsi, czyli całkiem udany pokot, to wynik dzisiejszego, wigilijnego polowania myśliwych z Koła Łowieckiego nr 2 Bażant w Bieńkowicach. Po udanych łowach, przy dźwiękach sygnałówek, myśliwi tradycyjnie już łamali się opłatkiem.
- Spotkaliśmy się tutaj, w domku myśliwskim na wzgórzu w Bieńkowicach o 8 rano – opowiada Karol Kaszny, w kole Bażant od 1985 roku. – Po odprawie, poprowadzonej przez łowczego Franciszka Urbańca wyjechaliśmy w teren. Młodzi do nagonki, starsi na flankę. Polowanie zakończyliśmy tak koło 13-tej. Pokot jest bardzo udany, choć mało w tym roku jest bażantów. Jak rok był dobry, to i 30, 40 się zdarzało. Za to dzików dużo w tym roku upolowano.
Właśnie za ustrzelenie dwóch dzików królem dzisiejszego polowania został Janusz Klimża, który tytuł odebrał z rąk taty, Maksa Klimży, prezesa koła Bażant. Obydwaj nie mogli odżałować, że nie ma z nimi wnuczki prezesa, Natalii, gimnazjalistki, która załapała myśliwskiego bakcyla i już nieraz wypatrywała z dziadkiem zwierzynę na ambonie. Wśród myśliwych było kilku, którzy właśnie dzisiaj strzelili swojego pierwszego dzika. Wyróżniali się od innych, stojących nad pokotem, śladami dziczej farby (krwi) na policzkach. Należał do nich, między innymi, Dawid Myszy.
Od kilku lat polowanie wigilijne w kole Bażant w Bieńkowicach przeniesiono z 24 grudnia na ostatnią niedzielę przed świętami. Powód? Nie każdy z dzielnych myśliwych miał po udanych łowach siłę, by wraz z pierwszą gwiazdką zasiadać do tradycyjnej kolacji. Dlatego teraz polują, a potem dzielą się opłatkiem kilka dni przez świętami. Na dzisiejsze świętowanie zaprosili burmistrza Krzanowic Manfreda Abrahamczyka z żoną oraz wójta Krzyżanowic Leonarda Fulnczeka. Po wspólnym opłatku przyszła pora na inną wigilijną tradycję tych spotkań – konsumpcję świątecznego karpia. Ale nie takiego zwykłego, smażonego na maśle, tylko karpia wg receptury Alfreda Krzyżyka, w czosnku i cytrynie.
Koło Łowieckie nr 2 Bażant w Bieńkowicach liczy 37 członków. Na dzisiejsze polowanie stawiło się ich ponad 20-tu. Wszyscy ci, którym niestraszny był 10-stopniowy mróz. Była wśród nich stażystka, 23-letnia Edyta Mludek, córka Bernarda, myśliwego z 32-letnim stażem. – Jak pamiętam, tato od zawsze chodził na polowania – opowiada adeptka myślistwa. – Czasami jak wracał, rzucał pustym patronem (nabojem) i pytał ze śmiechem, strzelany czy nie strzelany. Potem poszłam z ojcem na bażanty. Raz, drugi, trzeci… i już mnie wciągnęło. Każde polowanie jest inne. Inaczej jest w lasach w naszych okolicach, czyli w Pietrowicach Wielkich. Inaczej tutaj, w Bieńkowicach czy Sudole. Czasami koleżanki się dziwią, że ja chodzę na polowania, ale nie wiedzą, jakie to jest fajne.
Niektórzy myśliwi z Bieńkowic już planują kolejne polowanie jeszcze w tym roku.
Jolanta Reisch
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany