Witold Gadowski o zakazie pojawiania się w TVP, arogancji PiS-u i krzyku społeczeństwa
- Wystarczyły dwa lata, aby politycy Prawa i Sprawiedliwości zamienili się w tłuste koty. A takie słabo łapią myszy, i to widać w naszym kraju. Reforma państwa zwolniła, a nawet stanęła w miejscu, tak, jakby nagle zepsuł się silnik. Dobra zmiana po czasie nie okazała się taka idealna. PiS niewiele różni się od swoich poprzedników - mówił na spotkanie w DK Strzecha publicysta i pisarz Witold Gadowski, którego do Raciborza zaprosili Klub Gazety Polskiej, RCK oraz Księgarnia Sowa.
Sala Strzechy wypełniła się w większości zwolennikami obecnej partii rządzącej. Nie takiego więc wystąpienia Witolda Gadowskiego spodziewała się publiczność. Dziennikarz przypomniał, że już kiedyś występował w Raciborzu, tyle, że w niewielkiej, kościelnej salce. - Pamiętam, że spotkaliśmy się wówczas w piwnicy, w bardzo konspiracyjnej atmosferze. Było zimno, siedziałem w kurtce i rozmawialiśmy o swoich marzeniach dotyczących tego, jak powinien zmienić się nasz ukochany kraj. Wówczas u władzy były Platforma Obywatelska i Polskie Stronnictwo Ludowe. Nic dziwnego, że, aby robić swoje, musieliśmy zejść do podziemia - wspomniał, dodając, że tego typu spotkania z mieszkańcami wielu polskich miast są dla niego jedną z niewielu okazji publicznego wyrażenia swoich poglądów. - Na początku byliśmy zachwyceni nadejściem "dobrej zmiany", ale po czasie, dla wielu z nas, nie okazała się ona taka dobra. Nigdy na przykład nie przypuszczałem, że w czasach rządów PiS-u otrzymam zakaz pojawiania się na antenie Telewizji Publicznej, a taki właśnie wydał prezes Jacek Kurski - zdradził autor książek: "Wieża komunistów", "Smak wojny", "Tragarze śmierci" oraz "Lokal dla awanturnych".
Ocenił, że reforma państwa, zapowiadana przez Prawo i Sprawiedliwość, powoli hamuje. Jako przykład podał niejednoznaczne wypowiedzi rządzących na temat aneksu do raportu z likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych. - Sądziliśmy, że po PO i PSL przyjdą politycy, którzy będą w tego typu kwestiach szczerzy. Okazuje się jednak, że prezydent Andrzej Duda od dwóch lat kluczy i nie ma na tyle odwagi, aby powiedzieć społeczeństwu, dlaczego nie ujawni aneksu - stwierdził W. Gadowski i przekonywał, że PiS-owi nie zależy już na pozbyciu się z aparatu państwa ludzi ze służb. - Wydaje mi się, że oni dogadali się już tymi karierowiczami, lizusami, kapusiami i agentami!
Zwrócił uwagę na to, że, jego zdaniem, sfera nowych bonzów naradza się tak samo jak poprzednich. - Przez pierwszy rok nas słuchali, gdy spotykaliśmy się na ulicy przystawali i rozmawiali, później już tylko z grzeczności podawali rękę, po czym odganiali jak jakieś insekty. Teraz już nas nie widzą. Kroczą pewnym krokiem przed siebie, są bardzo dumni, napompowani majestatem władzy. Wiele razy obserwowałem ten cykl i przestrzegam ich przed jednym. Przed pychą! Jeśli uwierzą we własną doniosłość i niezastępowalność, będą skończeni.
W wypowiedziach Witolda Gadowskiego nie mogło oczywiście zabraknąć kilku słów o katastrofie smoleńskiej. Zdradził, że nie wierzy w realizację przez PiS hucznych zapowiedzi wyjaśnienia jej przyczyn. - Mówili, że teraz to już na pewno wszystkiego się dowiemy. Mam jednak wrażenie, że temat zakończy się na 96 miesięcznicy. Powiedzą: dziękujemy, to już wszystko. Wydaje mi się, że na siłę poszukują alibi, aby wycofać się obietnicy dogłębnego śledztwa w sprawie tragedii - powiedział raciborzanom.
Zachęcał do wywierania presji na władzę. - Obecny obóz jest bardziej niż poprzedni podatny na głos obywateli. Tamten był zajęty wyłącznie złodziejstwem. Nie zastanawiał się co my, Polacy, czujemy i myślimy. Nie byliśmy bowiem dla nich atrakcyjni, bo z ich punktu widzenia golas, którego nie da się już okraść, ma niewielkie znaczenie. Jeśli chcemy kontynuacji prawdziwej reformy państwa i odsunięcia od wielu kluczowych stanowisk reprezentantów czerwonej burżuacji, musimy krzyczeć!
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany