3-2008-[3]

Page 1

Reklama

Informujemy na bieżąco Raciborska Telewizja Kablowa w internecie

www.naszraciborz.pl

19 grudnia 2008 Rok I, nr 3 (3) cena: 2 zł (w tym 7% VAT) ISSN 1689-5606 nr indeksu 249971 www.naszraciborz.pl

Wi

Raciielka b Krzy orska ż ówka

Chleba, a nie igrzysk

Wzajemne wsparcie niemożliwe

Recepty na obskurne kamienice

Nie ma wątpliwości, że kryzys gospodarczy odbije się na powiecie raciborskim. W Raciborzu tymczasem zamiast o biznesie dyskutuje się o kulturze » s. 2

Karetki z powiatu raciborskiego nie mogą wyjeżdżać do sąsiadów, a od nich do nas, bo NFZ traktuje do jako naruszenie przepisów. Przekonał się o tym szpital » s. 3

Racibórz szuka pomysłu na odnowienie elewacji budynków. W Rybniku tymczasem już znaleźli pomysł, który lada dzień ma wejść w życie. » s. 4

Dodatek specjalny – przepisy kuchni morawskiej z powiatu raciborskiego

CHOROBY 9 7 7 1 6 8 9 560802

51 >

przodków – przekleństwo czy ostrzeżenie Reklama

» Jest niekwestionowanym autorytetem wśród genealogów. Mieszka w Kanadzie, ale swoich przodków znalazła w podraciborskich Bieńkowicach. Studiuje nie tylko stare księgi metrykalne, ale z racji medycznego wykształcenia tworzy także rodzinne drzewa zdrowia. Napisała bestsellerową książkę pokazującą, jak szukać informacji o zdrowiu swoich przodków, by samemu ustrzec się groźnych chorób. » str. 14 Reklama


2 » Aktualności »

Piątek, 19 grudnia 2008 » www.naszraciborz.pl

Chleba, a nie igrzysk Baczni obserwatorzy wydarzeń w Raciborzu zauważyli z pewnością, że kiedy świat i Polska zmaga się z recesją, na naszym podwórku do rangi dziejowe dysputy sprowadzono spór o kulturę, jaki wiodą młodzi skupieni wokół Końca świata z władzami miasta. Właściwiej byłoby stwierdzić, że spór wiodą młodzi, a władze podjęły tylko pewne decyzje, mniej lub bardziej popularne. To już zależy od oceny czytelników. W tle pojawia się polityka, a konkretnie zaplanowane na 2010 r. wybory, co z kolei bardziej akcentują władze z obawy o konkurencję, a mniej jej adwersarze wmawiający swoją polityczną cnotę, która najzwyczajniej budzi poważne wątpliwości. Mniejsza z tym. Do wyborów daleko i nie sądzę, żeby Koniec świata był za dwa lata istot-

nym kryterium oceny dokonań włodarzy. Mamy zatem igrzyska, ale pojawia się pytanie o chleb. A ten z tygodnia na tydzień jest mniej pewny, bo bezrobocie w Polsce rośnie, eksport spada, banki wstrzymały kredyty, obroty w handlu maleją, a waluty obce rosną w siłę. Niejeden chciałby znać odpowiedź na pytanie, jak długo to potrwa i jak mocno odbije się na raciborskiej gospodarce. Nie ma bowiem wątpliwości, że najbardziej istotna dla Raciborza i okolic jest dziś właśnie gospodarka, a mniej kultura. Problem jednak w tym, że biznesowej dysputy nie ma, a pytani o swoje pomysły młodzi, wyrażający samorządowe aspiracje, twierdzą, że na przedstawienie swoich wizji i pomysłów mają jeszcze czas. Wypada wierzyć, że nas nimi

zachwycą, ale trzeba czekać, aż je poznamy. Pytanie, jak długo? Na razie jest wymiana poglądów z gatunku artystycznych, zresztą dość już nudna i jałowa. Zostawmy jednak cały ten kulturalny zamęt. W listopadzie koalicja rządząca w mieście obwieściła, że myśli o wprowadzeniu ulg dla inwestujących w nowe miejsca pracy. To dobry sygnał, ale oby na typowym raciborskim gadaniu się nie skończyło, bo ulgi to chyba najlepsze, co można dziś wymyślić. To szansa nie tylko dla dużego biznesu szukającego miejsc, gdzie koszty prowadzenia działalności są niższe niż gdzie indziej, ale również dla tych, którzy na Zachodzie zgromadzili kapitał i wiedzę i być może będą skłonni wrócić w rodzinne strony i w nich zainwestować.

Magistracki pomysł jest jednak trochę niedorobiony. Bo cóż z tego, że będziemy mieli ulgi, skoro biznes może się o nich nie dowiedzieć. Władze Rybnika zapowiedziały niedawno, że w 2009 r. będą prowadzić szeroko zakrojoną kampanię promocyjną pod hasłem: Rybnik to dobry adres. Niestety, nie bardzo wiadomo dziś w Polsce, jak dobrym adresem jest Racibórz, bo władze przywiązały się na amen do ISO, które mało kogo zachwyca. Doszło do paradoksu, że Racibórz bardziej kojarzy się z Mieszko i Rafako, niż Rafako i Mieszko z Raciborzem. Przydałaby się więc porządna kampania promocyjna miasta, z dobrym hasłem. Jakim? No właśnie, jakim? Od razu protestuję przeciwko głupawym sloganom typu: dobrze nam się tu POWODZI.

Racibórz » Starostwo wkrótce ogłosi przetarg na wyłonienie wykonawcy drugiego etapu prac przy odbudowie zamku piastowskiego na Ostrogu. Obejmie on dom książęcy, w którym powstaną sale wystawowe i konferencyjne oraz restauracja. Powiat zapowiada także odnowienie budynku słodowni.

Obecnie, przypomnijmy, trwa już odbudowa budynku bramnego. Ma się zakończyć do maja. Po tym czasie usadowi się tu powołana przez Radę Powiatu Agencja Promocji Ziemi Raciborskiej i Wspierania Przedsiębiorczości, która będzie zarządzać obiektem. – Najwięcej problemów było z dachem. Miał wadliwą konstrukcję i powodował zamakanie południowej ściany kaplicy zamkowej. Musieliśmy zmienić projekt i powrócić do konstrukcji sprzed 1945 r., taka, jaka jest widoczna na starych pocztówkach – mówi starosta Adam Hajduk. Przeprowadzo-

ne przy okazji badania architektoniczne wykazały, że najstarsza część budynku bramnego pochodzi z XIII wieku. To jedno z najstarszych w Polsce tego typu założeń, pamiętające czasy świetności księstwa opolsko-raciborskiego, a potem raciborskiego. W Starostwie przygotowywany jest już przetarg na wyłonienie wykonawcy II etapu prac, który obejmie dom książęcy, czyli część zamku od kaplicy do browaru, gdzie dawniej rezydował władca. Prace mają ruszyć wiosną i zakończyć się w 2010 r. Powstaną tu sale wystawowe, pracownie artystyczne, a w suterenie restauracja. Starostwo, nie licząc gastrono-

Wydawca:

Fabryka Informacji WAW & Margomedia s.c. Grzegorz Wawoczny, Margomedia Sp. z o.o. ul. Opawska 4/6, 47-400 Racibórz, tel. +48 32 755 14 88, fax +48 32 415 84 83

Redaguje zespół:

Redaktor naczelny – Grzegorz Wawoczny Dyrektor artystyczny – Marek Plewczyński Dyrektor techniczny – Łukasz Pawlik

Redakcja dziennikarska:

47-400 Racibórz, ul. Opawska 4/6, tel. +48 605 685 485, tel. +48 32 755 14 88, redakcja@naszraciborz.pl

Redakcja techniczna:

47-400 Racibórz, ul. Staszica 22 IV p., tel./fax +48 32 415 84 83

Reklama w gazecie i na portalu:

tel. +48 32 755 14 88, reklama@naszraciborz.pl Joanna Reichel – jr@naszraciborz.pl, Grzegorz Zimałka – gz@naszraciborz.pl

Druk:

Agora Poligrafia S.A., Tychy Teksty dziennikarskie i zdjęcia są chronione prawem autorskim. Kopiowanie rozwiązań graficznych zabronione. Materiałów nie zamówionych nie zwracamy.

ku kurtuazyjnych wizyt przy lampce szampana i zacieśnić więzy z Krajem Śląsko-Morawskim w Czechach, bo to z nim tworzymy wspólny rynek, tyle że nie bardzo wiemy, jak z tego wycisnąć strumień korzyści. Przyjmijmy więc, że 2009 r. upłynie nam na dyskusji i czynach spod hasła: Racibórz. Z biznesem nam po drodze! Redaktor naczelny Grzegorz Wawoczny

Powiat » Powiat i miasto dostaną pieniądze z Narodowego Programu Przebudowy Dróg Lokalnych. Zgłoszony przez Starostwo projekt znalazł się na wysokim czwartym miejscu listy rankingowej. Magistracki zajął co prawda lokatę 21., ale jak zapewnia ratusz, wystarczyło by załapać się na dotację.

Odpicują cały zamek waw

Od dawna twierdzę też, że siła Raciborza rośnie w kontekście całego powiatu i należy sobie zadać pytanie, czy nie jest już czas, by włodarze wszystkich raciborskich gmin i Starostwa usiedli w końcu i zastanowili się wspólnie na strategią promocji i rozwoju biznesu. Trzeba przecież wprowadzić ulgi we wszystkich gminach bez wyjątku. Dopasować plany przestrzenne, tak by można było inwestować w każdym miejscu wokół stolicy powiatu, bo ta akurat terenów inwestycyjnych ma jak na lekarstwo. Trzeba też ustalić priorytety w rozwoju infrastruktury choćby drogowej, tak by biznes miał jak najmniej problemów logistycznych. Trzeba też skończyć z zagranicznym partnerstwem spod zna-

Dostali pieniądze ze Schetynówki waw

mii, nie podjęło jeszcze ostatecznych decyzji co do zagospodarowania obiektu. Jak się okazuje, powiat planuje także wykonać w ciągu 2 najbliższych lat etap III, czyli odnowić budynek słodowni i dziedziniec. – Dziedziniec będzie pokryty kostką, zaś w przypadku słodowni pieniędzy starczy nam na razie na odno-

Reklama

wienie elewacji, dachu i konstrukcji nośnych wewnątrz, bez wykańczania wnętrz – zapewnia starosta. Remont zamku finansowany jest z środków unijnych. Dotacja w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego wynosi 5 mln euro. Ponad 3 mln zł Starostwo dokłada z własnego budżetu.

Narodowy Program Przebudowy Dróg Lokalnych nazywany jest przez samorządowców Schetynówką, bo ogłosił go we Wrocławiu wicepremier, minister spraw wewnętrznych i administracji Grzegorz Schetyna. Rząd będzie się dokładał do inwestycji samorządowych. Na liście rankingowej wniosków składanych w województwie śląskim przez powiaty, raciborski znalazł się na wysokim czwartym miejscu. Dotyczy modernizacji drogi Pietrowice Wielkie-Pawłów.

Koszt przedsięwzięcia to 3 mln zł. Tak wysoką ocenę otrzymał dlatego, że dostał dodatkowe punkty za partnerstwo. Poza Starostwem, do kosztów dołoży się bowiem również gmina Pietrowice Wielkie. Powiat zgłosił także modernizację ulicy Brzeskiej w Brzeziu, ale ten projekt znalazł się na odległym 21. miejscu i nie może liczyć na dofinansowanie. Niecałe 3 mln zł otrzyma natomiast z tego samego programu miasto na remont ulicy 1 Maja, od skrzyżowania przy wiadukcie do ulicy Dąbrowszczaków.

Niech inni zobaczą Twój biznes!

Dajemy Ci

MILION

na to ponad szans miesięcznie

���� �������� ���������� ��������� ���������� ������! Zapytaj o szczegóły: Joanna Reichel, e-mail: jr@naszraciborz.pl Grzegorz Zimałka, e-mail: gz@naszraciborz.pl tel. 032 755 14 88, fax. 032 415 84 83, kom. 0 509 505 765


« Aktualności « 3

Piątek, 19 grudnia 2008 » www.naszraciborz.pl

Racibórz » 10 grudnia został oficjalnie zarejestrowany raciborski sztab Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, który tradycyjnie będzie działał w Hotelu Polonia na pl. Dworcowym. Zajmie się zbiórką pieniędzy. Oprawę artystyczną zapewni RCK.

Sztab WOŚP

zarejestrowany Mistrzowskie tytuły

raciborzan

Powiat » Trzech raciborzan przywiozło złote medale z 71. Ornitologicznych Mistrzostw Polski w Czeladzi. Podczas imprezy kilkudziesięciu hodowców z całej Polski zaprezentowało kilkaset kanarków, papug i ptaków egzotycznych. (kaj) Raciborski oddział Polskiego Związku Hodowców Kanarów i Ptaków Egzotycznych, podczas Mistrzostw reprezentowało 5 hodowców, z których tytuły Mistrzów Polski zdobyli: Waldemar Kecler w klasie Czyży-

ków Czerwonych z wynikiem 361 pkt., Jan Łacek (na zdj.) w klasie Astryldów Trzcinowych z wynikiem 362 pkt., oraz Maciej Kajstura w kategorii Ryżowców Siwych z wynikiem 364 pkt. Ponadto w kategorii kanarków brunatnych tytuł 2 wicemistrza Polski zdobył Gerard Kostka, a

w rzędzie kanarków żółtych nieintensywnych, 4 miejsce przypadło Ryszardowi Błachowi. Ptaki oceniane były przez ekspertów z Polski i Niemiec. Oddział PZHKiPE w Czeladzi już po raz czwarty z rzędu był organizatorem Ornitologicznych Mistrzostw Polski.

Racibórz » Katarzyna Kanclerz, była menedżerka Piotra Rubika, oddała miastu 100 tys. zł, jakie wzięła na początku roku za koncert artysty, którego nie zorganizowała. Nie uniknie jednak procesu z magistratem, bo prezydent nadal domaga się 50 tys. zł kary umownej i odsetek.

Menedżerka Rubika oddała wreszcie dług waw - Nie mogę postąpić inaczej - tłumaczy Lenk. Przypomnijmy, że Kanclerz to była menedżerka Piotra Rubika. Zanim rozstała się z artystą, podpisała z ratuszem warty 200 tys. zł kontrakt na organizację jego koncertu podczas czerwcoReklama

wych Dni Raciborza. Potem ich drogi się rozeszły, Rubik zagrał, ale sam zainkasował 200 tys. zł, a miasto zaczęło się domagać zwrotu 100 tys. zł zaliczki od Kanclerz. Ta zwlekała kilka miesięcy. Sprawa trafiła do sądu. Zgodnie z umową, poza zaliczką musi też wpłacić 50 tys.

zł kary umownej oraz odsetki karne. - Tej kwoty teraz dochodzimy. Należność główną pani Kanclerz zwróciła w dwóch ratach, kilkanaście tygodni temu 15 tys. zł, a niedawno 85 tys. zł - objaśnia Mirosław Lenk. Równe 100 tys. zł spoczywa teraz na koncie Raciborskiego Centrum Kultury.

waw W skład sztabu wchodzą: Marzena Kopczewska - szef, Iwona Fajger - opiekun wolontariuszy oraz Paweł Kosowski i Ireneusz Doszczak. W zakres obowiązków raciborskiego sztabu podczas 17. finału 11 stycznia 2009 r. wchodzi organizacja zespołu wolontariuszy oraz zbiórka pieniędzy, które będzie przeliczał Bank Spółdzielczy w Raciborzu. Temat finału, to wczesne wykrywanie nowotworów u dzieci. Oprawę artystyczną imprezy zapewni Raciborskie Centrum Kultury oraz straż pożarna. Sfinansuje to budżet miasta. W organizację włączył się Stanisław Borowik, organizator

sierpniowego Memoriału. Zapowiedziano występy zespołów regionalnych, licytację, wieczorem o 19.00 zagra Małgorzata Ostrowska a na finał pokaz sztucznych ogni, czy Światełko do niebia. Jeszcze w listopadzie organizacja zbiórki i koncertów w Raciborzu stała pod znakiem zapytania, po tym jak z przedsięwzięcia wycofali się Stowarzyszenie Artystów i Podróżników Grupa Rosynant oraz Mariusz Marchwiak, szef sztabu w latach 2005-2007. - W związku z planowaną wyprawą członków stowarzyszenia do Filipin (mającą się odbyć na początku roku 2009); oraz licznymi obowiązkami zawodowymi zespołu wolontariuszy, którzy tworzyli raciborski

sztab WOŚP w latach 2005 – 2007; stowarzyszenie nie przewiduje swojego uczestnictwa w organizacji sztabu XVII finału WOŚP w Raciborzu w dniu 11 stycznia 2009 oraz nie przejmuje odpowiedzialności za jakiekolwiek działania innych sztabów, którym życzy oczywiście powodzenia i kibicuje temu, by zebrały jak największą ilość pieniędzy podczas zbiórki i aukcji charytatywnej – napisali w specjalnym oświadczeniu do mediów. Wcześniej miasto nie przyjęło oferty TVP, by na żywo relacjonować przebieg finału w Raciborzu. Okazało się to zbyt kosztowne, a magistrat nie pozyskał odpowiednich kwot od sponsorów.

Racibórz » Raciborski szpital został ukarany za umowę ze szpitalami z Wodzisławia i Rydułtów na świadczenie wzajemnych wyjazdów karetek do zdarzeń. Umowę rozwiązano. Oznacza to koniec sąsiedzkiego wsparcia.

Wzajemne wsparcie już niemożliwe waw - Mieliśmy kontrolę, wykazano uchybienia, nałożono na nas karę, wykonaliśmy pokontrolne zalecenia - mówi Zbigniew Wierciński, z-ca dy-

rektora lecznicy. 11 grudnia o sprawie pisała Rzeczpospolita. Gazeta przypomniała, że od 1 stycznia 2007 r. istnieje całkowity zakaz wykorzystywania tzw. karetek systemowych, czyli pracujących w systemie ratownictwa medycznego, do innych celów, niż ratowanie zdrowia i życia. Narodowy Fundusz Zdrowia ujawnił, że nagminnie się go łamie. Dziennik powołał się na kontrolę NFZ. Zbadano wyjazdy karetek we wrześniu i październiku w czterech placówkach - Tarnowskich Górach, Częstochowie, Sosnowcu i Raciborzu. Wszędzie odkryto te same nieprawidłowości -

Reklama

napisała „Rz”. Te nieprawidłowości to na przykład wożenie pacjentów do sanatorium, przewóz więźniów czy obsługa imprez masowych. - Nie zarzucono nam przewozu więźniów czy pacjentów do sanatorium. Za nieprawidłowość uznano umowę, jaką podpisaliśmy ze szpitalami w Wodzisławiu czy Rydułtowach. Na jej podstawie, w razie, gdy sąsiedzi mieli swoje karetki na wyjeździe, nasze wysyłano do wezwań na ich terenie. Chodziło o szybką interwencję celem ratowania życia i zdrowia. Usługa była co miesiąc fakturowana - wyjaśnia lek. med. Zbigniew Wierciński, zastępca dyrektora szpitala ds. medycznych. NFZ zalecił umowę rozwiązać, co też szpital w Raciborzu uczynił. Otrzymał też karę finansową, ale jej kwoty Z. Wierciński nie chce ujawnić. Zapewnia, że wszystko jest już wyjaśnione. Teraz raciborskie karetki nie będą wyjeżdżały do zdarzeń w sąsiednim powiecie, ani tamtejsze na nasz teren.

Praca w Polsce Praca w Holandii AGENCJA PRACY

SZUKASZ PRACY? SZUKASZ PRACOWNIKA? znajdziemy rozwiązanie! R E K R U TAC J A , S E L E KC J A , L E A S I N G , O U T S O U R C I N G

od poniedziałku do piątku w godz. 8.00 do 16.00 Racibórz, ul. Długa 12

tel. 032 419 18 76-77 kom. 0695 452 125, 0609 632 957 e-mail: raciborz@inperson.pl


4 » Aktualności »

Piątek, 19 grudnia 2008 » www.naszraciborz.pl

Racibórz » Pierwsze pół miliona złotych ma wesprzeć w Raciborzu działania wspólnot mieszkaniowych na rzecz odnowy elewacji budynków. W Rybniku znaleziono inny sposób – wakacje podatkowe.

Recepty na obskurne kamienice waw Rada Miasta Raciborza planuje przyjąć projekt uchwały zatwierdzającej sposób przyznawania miejskich dotacji dla wspólnot odnawiających elewacje budynków - dowiedzieliśmy się nieoficjalnie. Jak dotąd, dzięki specjalnej uchwale, kasa miejska może wspierać finansowo renowacje zabytków. Korzysta z tego m.in. Kościół katolicki. Teraz taką możliwość mają mieć również wspólnoty mieszkaniowe. Jak się dowiedzieliśmy, w latach 2009-2010 magistrat chce na to wydać 500 tys. zł. Kwota niewielka, ale jak na początek wystarczająca, by wesprzeć kilka inwestycji. W kosztach partycypowałoby więc miasto oraz członkowie wspólnot, czyli właściciele prywatnych mieszkań proporcjoReklama

nalnie do udziału we wspólnocie. Sposób dystrybucji pieniędzy ma uregulować specjalna uchwała. Z treści jej projektu, do którego udało nam się dotrzeć, wynika, że najwięcej, bo aż 70 proc. kosztów ratusz chce dopłacić do renowacji elewacji budynków wpisanych do rejestru zabytków. Tych jest w Raciborzu najmniej. Znacznie więcej wpisanych jest do ewidencji zabytków, ale tu dotacja może wynieść do 55 proc. Pozostałe wspólnoty z nieruchomości powstałych po 1945 r. mogą liczyć na 35 proc. dopłatę. Z dołączonego do projektu regulaminu wynika, że z dobrodziejstw uchwały skorzystają wspólnoty, w których gmina jest członkiem, czyli posiada w nich swoje mieszkania. Właściciele nie mogą

mieć zadłużeń wobec miasta i muszą przygotować odpowiedni wniosek z uchwałą wspólnoty, kosztorysem inwestorskim oraz zaświadczeniem o dobrym stanie technicznym pokrycia dachowego, opierzeń, rynien i rur spustowych. Wnioski będzie można składać do 31 lipca. Oceniać będzie je specjalna komisja powołana przez prezydenta. W Rybniku tymczasem podjęto decyzję, że właściciele kamienic, którzy zdecydują się je odnowić, dostaną 10-letnie zwolnienie z podatku od nieruchomości. Musi się jeszcze na to zgodzić Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta. Magistrat rybnicki szacuje, że do budżetu z powodu ulgi może nie wpłynąć nawet kilka milionów złotych.

Racibórz » Jeśli Rada Miasta na sesji 30 grudnia zatwierdzi prezydenckie propozycje przyszłorocznych wydatków na drogi, to czeka nas nie mniejszy front robót, jak w tym roku. Odnowienia doczeka się kilka zaniedbanych ulic.

Drogowcy nie będą się nudzić waw Wydatki na ten cel mają sięgnąć aż 27,1 mln zł. Zapowiada się kilka dużych modernizacji i mniejsze, ale od dawna oczekiwane remonty. Te największe, jak czytamy w projekcie budżetu na 2009 r., to kompleksowe remonty Cygarowej, Urbana, odcinka H. Pobożnego i chodnika przy Krętej, Gdańskiej (od Dolnej do Górnej), 1 Maja oraz Żwirki i Wigury, a także modernizacja Opawskiej na odcinku od pl. Konstytucji

3 Maja do Bogumińskiej (wraz z budową ścieżki rowerowej). Miastu przyjdzie też uregulować rachunki za tegoroczną przebudowę skrzyżowania Londzina-Kozielska-Głubczycka-Mariańska-Mikołaja, a także pokryć koszty odtworzenia jezdni na drogach, pod którymi kładziona będzie sieć kanalizacyjna (3,41 mln zł). Blisko 2,6 mln zł trafi na remonty planowe. Obejmą: ul. Długą - brukowanie nawierzchni od Bankowej do pl. ks. Ofki Piastówny, Marty

(jezdnia i chodnik), Mikołaja (jezdnia i chodnik do końca zabudowy), Ogrodową (od Wileńskiej do Opawskiej), Matejki od Warszawskiej do Słowackiego (jezdnia, chodnik i parking przy szkole), Rudzką do ul. Karola (jezdnia i chodnik), Słowackiego od Ogrodowej do Ocickiej (jezdnia) oraz Zborową od Mickiewicza do Piwnej (jezdnia i chodniki). Na bieżące utrzymanie dróg, sygnalizacji, urządzeń zabezpieczających i zieleni zarezerwowano 637 tys. zł.

Racibórz » Pub Koniec świata, który do końca tego roku musi opuścić mury Strzechy, będzie funkcjonował w pubie Country przy ul. Karola Miarki, obok PZU. Dawid Wacławczyk ma nadzieję, że lokal uda się uruchomić już w połowie stycznia.

Nowy początek Końca świata waw W nowym miejscu, zajmowanym dotąd przez pub Country, Koniec świata zajmie powierzchnię znacznie większą od dotychczasowej lokaliza-

cji w Domu Kultury Strzecha. W biznes zainwestuje Dawid Wacławczyk wspólnie z Jakubem Michalakiem. Zamierzają tu urządzić nie tylko pod pub, ale również niezależną scenę, galerię a także pokoje dla gosz-

czących w Raciborzu artystów. Całość będzie uruchamiana etapami. Tu będą się odbywać slajdowiska, spotkania historyków, festiwale podróżników, koncerty zespołów rockowych i folkowych.


« Aktualności « 5

Piątek, 19 grudnia 2008 » www.naszraciborz.pl

Kort zadaszony waw Kosztem 330 tys. zł przekazanych z budżetu miasta zadaszono jeden z kortów na obiektach OSiR. Prace wykonała firma Poldar z Gorzowa

Wielkopolskiego. Otwarcie zaplanowano na 30/21 grudnia. Koszt wynajęcia kortu na godzinę to 30 zł. – Musimy go zimą ogrzewać i stąd taka cena – powiedział nam Jerzy Kwaśny, dyrektor OSiR.

Powiat » Właśnie te trzy kolory powinny pojawić się w szafie każdej pani tej zimy. Najlepiej wyglądają w zestawieniu z szarością lub czernią. Jednak, żeby nie obciążać naszego budżetu, na zakupy można wybrać się do sklepu z używaną odzieżą – tak też zrobiliśmy.

Modne fiolety, fuksje i róże z używaną odzieżą są alternatywą dla pań (ale też panów!) w każdym wieku, chcących ubierać się modnie, ale stroniących od snobizmu. Znajdując jedną ciekawą rzecz i łącząc ją z tym, co już mają w swojej szafie, mogą stworzyć wspaniałą, a przy tym oryginalną kreację. Pan Krzysztof, właściciel sklepu, który odwiedziliśmy, zapewnia, że każdy znajdzie coś dla siebie, a jest to tym ła-

Iwona Świtała

Reklama

Reklama

W jednym z raciborskich second handów znaleźliśmy kilka „perełek” w tych właśnie odcieniach. Co ciekawe, większość z tych ubrań, to rzeczy znanych angielskich i irlandzkich firm, m.in.: George, Next, H&M, Mexx i Atmosphere, a modną bluzkę można kupić już za kilka złotych. Jest to na pewno ogromny atut, który sprawia, że sklepy

fioletowa bluzka bez rękawów zestawiona z czarną sztruksową torebką – 8 zł i 7 zł; spódnica z tweedu – 20 zł; bluzka haftowana w kolorze fuksji i czarna skórzana torebka – 12 zł i 20 zł; bluzka kolorowa w motyle – 7 zł. A co zdaniem naszych Czytelniczek i Czytelników jest teraz modne i gdzie w Raciborzu można znaleźć najciekawsze ciuchy? twiejsze, że w jego sklepie, codziennie od poniedziałku do soboty, dwukrotnie - rano i po południu – dokłada się nowy towar. My zachęcamy do obejrzenia tego, co udało nam się znaleźć. Z naszych poszukiwań: luźna bluzka we wzory połączona z paskiem z ozdobną klamrą – 9 zł i 3 zł; bluzka różowa, zawiązywana na dekolcie – 12 zł; fioletowa sukienka z ciekawym wzorem i do niej apaszka – 15 zł i 3 zł;

ŻYWE CHOINKI!!! Oferujemy choinki cięte oraz w donicach:

sosny czarne świerki zielone świerki srebrne jodły Gospodarstwo rolne: Roszków (k.Krzyżanowic) ul. Raciborska 10 tel. (032) 419 42 93, (032) 419 52 44 kom. 0 692 188 450

Roman Palczewski WARSZTATY 47-400 Racibórz ul. Londzina 51 tel. 032 414 08 21 kom. 0502 298 028

WYMIANA spodów, fleczków, rzepów, stalek, obcasów damskich i męskich, wkładek ortopedycznych

47-400 Racibórz ul. Nowa (SDH Bolko) kom. 0509 770 118

Naprawa i renowacja tapicerki samochodowej, obszywanie skórą kierownicy, lewarka skrzyni biegów oraz innych elementów wnętrza samochodu

OTWARTE 9.00-17.00, sob. 9.00-13.00

WSZYWANIE zamków błyskawicznych do: cholewek, neseserów, torebek, namiotów, tornistrów szkolnych i in.

NAPRAWA obuwia do wspinania się na ścianie i w górach

MALOWANIE obuwia, torebek, kurtek

ROZCIĄGANIE OBUWIA do 1,5 numeru wszerz i wzdłuż oraz podbicia

DUŻY WYBÓR, NAJLEPSZA JAKOŚĆ,

PRZYSTĘPNA CENA, MOŻLIWOŚĆ TRANSPORTU DO DOMU KLIENTA Reklama

masz problem z dojazdem? możesz oddać buty w SDH Bolko (Ip.)


6 » Aktualności »

Piątek, 19 grudnia 2008 » www.naszraciborz.pl

Powiat » „Rdzenni mieszkańcy Raciborza są w mniejszości i prawie nieobecni” – napisał jeden z internautów w komentarzu do informacji o nowej książce Pawła Newerli. O kogo, do licha, może chodzić? – pomyślałem, ostrząc sobie od razu pióro na walkę z heimat mitami.

Rdzenni

raciborzanie Grzegorz Wawoczny

Temat to dość śliski, ale ciekawy, choć jak dotąd zawężany tylko do Ślązaków i ludności napływowej, zwanej mało ciekawie chadziajami, i to niezależnie od miejsca pochodzenia. Dyskusja o animozjach zrodzonych na Górnym Śląsku po 1945 r. jest przez to jałowa, niesnasek nie gasi, nie prowadzi do żadnych rozsądnych konkluzji i jako taka, w preferowanym dotąd ujęciu, niewarta kontynuacji. Warto natomiast spojrzeć na problem z perspektywy kilkuset lat. Siła USA leżała w tym, że za ocean wybrały się najbardziej odważne i zdeterminowane jednostki, które w szybkim tempie przegoniły gospodarczo zgnuśniałą starą Anglię. Jest to jeden z przykładów procesu dziejowego, w którym ludność zdolna do migracji (nie przymuszana!) generuje w nowym miejscu znaczną dynamikę rozwoju, nieosiągalną praktycznie w starych warunkach. Audentes Fortuna iuvat, czyli śmiałym fortuna sprzyja – mawiali starożytni. Reklama

Kilka razy w historii zyskało na tym nasze miasto. Pierwszy raz na przełomie XII/XIII wieku, kiedy to naprzeciwko zamku na Ostrogu, na lewym brzegu rzeki, osiedlili się Flamandowie i Walonowie (obecnie to mieszkańcy Belgii i Holandii), migrujący z przeludnionej Europy Zachodniej na dziewicze, mocno zalesione obszary górnej Odry, gdzie założyli m.in. Racibórz. Rdzenna była wówczas pogańska i zapóźniona cywilizacyjnie ludność plemienia Golężyców, po której nie pozostało zbyt wiele śladów kronikarskich. Później, na przełomie XVII/XVIII wieku, Racibórz stał się atrakcyjny dla zamożnych kupców włoskich z familii: Rossi, Toscano, Primavesi, Bordollo, Cecola, Scotti i Galli, właścicieli najlepszych kamienic wokół rynku. I ostatni raz w XIX wieku. Wówczas to pojawili się wielcy przemysłowcy skuszeni przez raciborski magistrat tanią ziemią pod fabryki. Byli to m.in. Domsowie czy Reinersowie, twórcy znanych na całym świecie raciborskich imperiów tytoniowych.

Reklama

Reklama

Reklama

Agencja Pracy PRACA W NIEMCZECH Legalna praca, zameldowanie, ubezpieczenie, zasiłek dla dzieci. Zjazdy co 2 tygodnie. Darmowe mieszkanie.

Nawet założyciel księstwa raciborskiego nie był autochtonem. Mieszko wywodził się z królewskiego rodu Piastów i błyszczał na arenie politycznej nie względu na miejsce pochodzenia, ale solidne wykształcenie i zdolności przywódcze. Najbardziej prężna, niemal żelazna w rządach księżna raciborska, Wiola wywodziła się – uwaga! - z carskiego bułgarskiego rodu Asenowiczów, wydając na świat matkę króla Władysława Łokietka (tak, tak, babcia monarchy była panią na Raciborzu). Gospodarni książęta von Ratibor, rezydujący stale w Rudach, nie pochodzili z zasiedziałego górnośląskiego rodu, lecz ze znamienitej herbowej arystokracji niemieckiej. Nawet zegar historii ma swoich zegarmistrzów – brzmi stare przysłowie. Okresy prosperity Raciborza zawsze były związane z liberalizmem i napływem obcej ludności, niosącej kapitał i wiedzę. Czasy stagnacji wynikały z protekcjonizmu, gnuśności starych, zasiedziałych, nie zawaham się stwierdzić, rdzennych

mieszkańców, przy czym wcale nie musiały upłynąć wieki, by wzmiankowana gnuśność rozwinęła się w klinicznej postaci. Oto na przykład dynamiczni z początku osadnicy flamandzcy wydali na świat potomków, a ci z biegiem lat stworzyli „rdzenny” patrycjat raciborski, żądny przywilejów i za wszelką cenę ograniczający konkurencję. Wydany na jego życzenie cesarski patent o nietolerancji Żydów, zakazujący Izraelitom prowadzić interesy w Raciborzu, doprowadził miasto niemal na skraj upadku gospodarczego (czyż nie ma tu pewnych analogii do protestów rdzennych mieszkańców śródmieścia, protestujących przeciwko galerii np. pl. Długosza?). Dopiero polityka królów pruskich, która zmiotła stare przywileje cechowe i sprzyjała wolności gospodarczej, migracji ludzi oraz transmisji myśli i wiedzy pomiędzy regionami monarchii, spowodowała, że Racibórz - rządzony przez ludzi umiejących wyciągać wnioski z nowych realiów - znów zakwitł. Przymiotnik rdzenny, jak więc widać, w ujęciu dziejowym ma charakter raczej pejoratywny, z czego propagatorzy heimat ideologii zapewnie nie zdają sobie nawet sprawy. Mówiąc wprost: - nie ma za bardzo się czym chwalić. Dostrzegli to już zapewne ci Ślązacy, którzy nie słuchając małoojczyźnianych haseł swoich dziadków pakują walizki, by lepiej zarabiać, a dziś także kształcić się na Zachodzie, w godniejszych warunkach, z bardziej świetlanymi perspektywami. Wielu z nich osiąga niemałe sukcesy na-

Renomowana Niemiecka firma budowlana oferuje pracę dla: » cieśli szalunkowych DOKA, PERI » murarzy » pomocników » operatorów dźwigów

Racibórz, ul. Batorego 5, pok. 215, II piętro tel. 032 410 47 24, kom. 0 603 859 629

ukowe i artystyczne, ale nie jest to z pewnością genius loci Raciborza i okolic – metryki pochodzenia, lecz efekt przyciągania przez inne miasta ludzi wybitnych, którym stworzono dobre warunki dla pracy twórczej. Kilkadziesiąt takich postaci wydał w XIX wieku Racibórz, ale rdzennych hanysów można policzyć na palcach jednej ręki. Genius loci naszego miasta nie tkwiło wówczas w autochtonizmie, lecz w warunkach do rozwoju gospodarczego i dużego napływu ludności – Niemców i obcokrajowców, katolików i protestantów, Żydów niemieckich i z Kongresówki (tak!). Magistrat rozumiał, że miasto działa jak firma. Nie liczy się tylko biznes plan i najlepsze intencje. Liczą się odpowiednio zmotywowani ludzie, nastawieni w równym stopniu na sukces, co szefostwo. Myślenie zatem, że obecny raciborski regres (dowo-

dem jest drastyczny spadek ludności na przestrzeni 19932008 o ponad 10 tys. osób!) ma coś wspólnego z podziałem na mieszkańców rdzennych bądź napływowych a także słyszane gdzieniegdzie przekonanie, iż rządy śląskiej większości byłyby w stanie coś zmienić, są oparte na fałszywych przesłankach i nie pokazują sedna problemu. Przywiązanie do rodzinnych stron ma może znaczenie w przypadku małych miejscowości, ale w liczących sobie kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców miastach czynnikiem postępu nie jest ideologia małoojczyźniana, lecz zdolność do generowania wzrostu gospodarczego z udziałem dynamicznej ludności napływowej. To dlatego kwitnie dziś Warszawa, Kraków czy Wrocław, w którym - patrząc na użytkowników portalu naszraciborz.pl - żyje niemała raciborska diaspora.

Racibórz » Nie na placu Długosza, jak wcześniej zamierzano, ale wzorem lat poprzednich nad Odrą raciborzanie będą świętować przyjście Nowego Roku 2009. Magistrat podpisał umowy z firmami, które przygotują pokaz laserowo-pirotechniczny.

Lasery nad bulwarami waw Jak informuje magistrat, 30 tys. zł będzie kosztował pokaz pirotechniczny, który przygotuje firma Goldregen z Czestochowy (przygo-

towała również pokaz podczas czerwcowego koncertu Piotra Rubika w Raciborzu - patrz zdjęcie), 22 tys. zł pokaz laserowy. Ten ostatni będzie dziełem firmy LIM 8 z Łodzi.

Reklama

Reklama w tygodniku UBEZPIECZENIA Sopockie Towarzystwo Ubezpieczeń Ergo Hestia SA serdecznie zaprasza do nowo otwartej:

Agencji Wyłącznej w Raciborzu Iwona Jasińska ul. Bukowa 1/114, 47-400 Racibórz (Biurowiec RAFAKO) tel. 032 793 52 93 tel. kom. 0783 307 645 czynne w godzinach: poniedziałek-piątek 10.00-17.00

już od

40 zł za moduł

w pełnym kolorze!

Zamieszczajac 4 edycje reklam otrzymujesz 20% Rabatu! Zapytaj o szczegóły:

Joanna Reichel, e-mail: jr@naszraciborz.pl Grzegorz Zimałka, e-mail: gz@naszraciborz.pl tel. 032 755 14 88, fax 032 415 84 83, kom. 509 505 765


« Aktualności « 7

Piątek, 19 grudnia 2008 » www.naszraciborz.pl

Powiat » 13 grudnia na Politechnice Wrocławskiej odbyły się zawody Robotic Arena 2008. Spośród 132 zgłoszonych robotów do zawodów przystąpiło 107. W tym: 10 robotów w kategorii freestyle, 19 line followerów, 17 sumo oraz 61 minisumo. Sukces odnieśli raciborzanie.

Sukces uczniów Mechanika

Racibórz » Znane są już wyniki I etapu badań przesiewowych przeprowadzonych w ramach programu „Profilaktyka i korekcja w wadach postawy ciała u dzieci i młodzieży”.

Niepokojące wyniki badań (SP) Program był realizowany w przedszkolach i szkołach podstawowych na terenie Raciborza przy współpracy z powiatowym koordynatorem do spraw gimnastyki korekcyjnej przy Międzyszkolnym Ośrodku Sportowym. Badaniami, które przeprowadzono w kwietniu,

objęto ponad 800 dzieci w wieku od 6 do 7 lat (400 uczennic i 402 uczniów). Okazało się, że tylko u 37 nie stwierdzono żadnych wad. Częstotliwość występowania wad postawy ciała w płaszczyźnie strzałkowej wśród chłopców i dziewcząt w przedziale wiekowym 6-7 lat (roczniki: 2000 i 2001): plecy płaskie

u 25,6% badanej populacji; plecy okrągłe u 27,3%; plecy wklęsłe u 49,6 %; kolana szpotawe u 3%; kolana koślawe u 27,8%; wady stóp u 64,7%; wady klatki piersiowej u 74,9%. Asymetria w płaszczyźnie czołowej wśród badanej grupy: skoliozy - u 95% badanych; rotacja - u 76,8%; asymetria miednicy - u 72,2%.

Racibórz » Ciężką przeprawę mają ci, co chcą przejść chodnikiem przy ul. Eichendorffa, stan nawierzchni jest katastrofalnym stanie.

Prezydencie czas działać Mirek G. waw Eliminacje wyłoniły po czterech finalistów z każdej kategorii, którzy zmierzyli się w wieczornym show o godz. 19:00. Ponad 600 osoba publiczność z wielkim entuzjazmem kibicowała swoim faworytom. Piotr Dziadek i Dawid Sowa uczniowie Technikum Nr 4 w Raciborzu (Zespół Szkół Mechanicznych w Raciborzu) zajęli drugie miejsce w kategorii Freestyle.

Wyniki Freestyle:

1. Pajączek (Mateusz Musiał, Krystian Malasiewicz, Krzysztof Malasiewicz; Politechnika Wrocławska) 2. GT-07 (Piotr Dziadek, Dawid Sowa; Technikum nr 4 w Raciborzu) 3. Quatro (Daniel Dudzik, Błażej Dudzik)

Reklama

Przejście bez chociaż jednego potknięcia graniczy z cudem, nawierzchnia jest tak zniszczona, że w niektórych miejscach poziom chodnika jest niższy od poziomu jezdni, krawężniki i obrzeża są powykrzywiane i pozapadane, zaś studzienki telekomunikacyjne wystają ponad poziom nawierzchni. Najgorzej jest zimą, kiedy podłoże jest śliskie, gdyż w niektórych miejscach powierzchnia chodnika nie trzyma się poziomu, a na skośnej zlodowaciałej powierzchni trudno utrzymać równowagę, tym bardziej osobom starszym i dzieciom.

Miejmy nadzieję że taki stan rzeczy szybko się zmieni, i nie będzie przysparzać kłopotów, w szczególności osobom starszym i matkom z wózkami dziecięcymi, gdzie nie sposób było przejechać po takich wertepach bez przyhaczenia wóz-

kiem, o którąś z wystających płytek, studzienek, obrzeży czy krawężnika oraz wdepnięcia w kałużę. Myślę że wymieniłem już wszystkie przyjemności, jakie mogą nas spotkać na tym trotuarze.


8 » Aktualności » Reklama

Piątek, 19 grudnia 2008 » www.naszraciborz.pl


« Gospodarka « 9

Piątek, 19 grudnia 2008 » www.naszraciborz.pl

Powiat » Raptem 8 października pisałem na portalu naszraciborz.pl, że najlepsze za nami i można się teraz spodziewać gospodarczych kłopotów w Raciborzu. Komentujący uznali, że „wpadłem w depresję kryzysową” i „rozpędziłem się z ekonomicznymi prognozami”. Dziś widać, że i tak pisałem patrząc przez różową szybkę.

Racibórz » Mieszko znalazło się w najnowszym rankingu najcenniejszych polskich marek, opublikowanym przez dziennik Rzeczpospolita. Niewielu pamięta, kto ją wymyslił.

Mieszko

– marka rośnie w siłę waw

Kryzys

Ranking objął 330. polskich marek. Mieszko sklasyfikowano na 102. pozycji (138. w 2007 r.). Wartość marki Mieszko oszacowano na 98,7 mln zł (51,9 mln zł w 2007 r.). Pierwsze miejsce zajął Orlen wyce-

niono na 2,86 mld zł. Mieszko znany jest w Polsce przede wszystkim z galanterii czekoladowej – bombonierek, pralin i cukierków. Niewiele osób pamięta, że nazwę wymyślił zmarły już profesor Benedykt Motyka,

gospodarczy

– co czeka powiat raciborski Grzegorz Wawoczny Pierwszą, spektakularną ofiarą recesji padł ratusz i to z konsekwencjami na wiele miesięcy. Wystarczy popatrzeć na tegoroczny budżet miasta i projekt przyszłorocznego. Dochody własne zwiększono o kilkanaście milionów złotych dzięki szacowanym wpływom z prywatyzacji mienia komunalnego. Po fiasku sprzedaży pl. Długosza (ja sam i kilku developerów, z którymi rozmawiałem, w to nie wierzyło, sądząc, że ktoś się na pewno skusi na nieruchomość), widać, że ma to więcej wspólnego z pobożnymi życzeniami, niźli realnymi prognozami, ale trzeba też dodać, że nie z winy ratusza. Obecna ekipa ma pecha, bo skądinąd pożądana dawniej liberalna polityka wobec dużego handlu, teraz zderzyła się boleśnie z recesją, która developerom każe szukać oszczędności, a nie nowych nieruchomości. Skoro padają tzw. dobre lokalizacje we Wrocławiu czy Rybniku, to trudno się dziwić, że nie ma chętnego do wyłożenia sporej sumy za pl. Długosza. W najbliższych kilkunastu miesiącach spektakularnych transakcji sprzedaży miejskich działek najprawdopodobniej nie będzie i dotyczy to zarówno terenu przy baszcie, jak i działek przy Łąkowej oraz Opawskiej oraz wzdłuż muru starego szpitala (o ile ratusz nie zdecyduje się na obniżenie cen bądź rozłożenie zapłaty na raty w toku negocjacji). Wysokie dochody ze sprzedaży mienia nadal jednak tkwią w projekcie budżetu miasta na 2009 r. Najprawdopodobniej zostaną skorygowane, jeśli nie w grudniu, to najpóźniej do połowy roku. Nie ma bowiem oznak, że światowa recesja szybko minie. Przyszły rok ma być czasem prawdy, jeszcze gorszym od tego. Ekonomiści spodziewają się wzrostu bezrobocia, dalszych kłopotów z pozyskaniem kredytów i zmniejszenia siły nabywczej Polaków. Trudno więc liczyć na prosperitę w Raciborskiem.

Budżet miasta (jego projekt oparto na rządowych założeniach ponad 4 proc. wzrostu PKB, które ekipa Donalda Tuska niedawno skorygowała w dół) powinien więc schudnąć o kilkanaście milionów złotych, chyba że radni koalicji rządzącej świadomie zdecydują się pozostawić wątpliwe w realizacji dochody i rozpoczną inwestycje nie mając zagwarantowanych pieniędzy, co może później skutkować koniecznością zaciągnięcia komercyjnych, nietanich kredytów na utrzymanie płynności finansowej magistrackiej kasy. Byłoby to niepożądane choćby z racji i tak niemałego zadłużenia gminy z tytułu realizowanego programu rozbudowy systemu gospodarki wodnościekowej. Jeśli natomiast prezydent urealni budżet, to front przyszłorocznych inwestycji będzie tylko cieniem sygnalizowanych jeszcze niedawno zamiarów, związanych m.in. z przeznaczeniem 23 mln zł na miejskie drogi, 8 mln zł na krytą pływalnię na Ostrogu, czy 1,5 mln zł na 50-metrówkę pod Oborą. Obydwa baseny mają zresztą kosztować znacznie więcej, sam kryty około 40 mln zł. W obecnej sytuacji miasta na taki obiekt najzwyczajniej nie stać. Ograniczenie inwestycji komunalnych odbije się czkawką lokalnej branży budowlanej, która w tym roku musi się już zmagać z ostrą konkurencją firm zewnętrznych, m.in. rybnickich czy gliwickich. Jeszcze kilkanaście miesięcy temu gminy musiały się prosić, by ktokolwiek zechciał przystąpić do przetargu na remont czegokolwiek, choćby szkolnych ubikacji. Dziś do licytacji staje nieraz po kilkanaście firm oferujących ceny poniżej operatów szacunkowych. Coraz niższe marże sprawią w końcu, że część przedsiębiorców wypadnie z rynku, a ich pracownicy zasilą rzesze bezrobotnych. Rok temu wydawało się, że Racibórz to dobre miejsce do inwestowania w domy i mieszkania. Dziś kilka lokalnych firm najprawdopodobniej żałuje swoich inwestycji,

w których zamroziło gotówkę. W nieruchomościach można wybierać jak w ulęgałkach. Kupujących jest niewielu, a potencjalni chętni bez zasobów oszczędzonych pieniędzy z reguły odchodzą teraz z kwitkiem z bankowych okienek, gdzie odmawia się im kredytu. Nadpodaż nowych domów i mieszkań sprawi, że przez najbliższych kilkanaście miesięcy mało kto zdecyduje się u nas na kolejne inwestycje w tym sektorze. Coraz trudniej sprzedać używane mieszkanie w bloku. Wystarczy spojrzeć na oferty. Aż roi się od mieszkań. W cenach totalne rozchwianie, od około 3 do 2,1 tys. zł za metr kw. Jak sądzę, cena 2,5 tys. zł w dobrych lokalizacjach jest dziś maksymalną, jaką mogą dziś osiągnąć sprzedający. Patrząc na strony raciborskich pośredników, widać zaś, że w wielu przypadkach ceny wywoławcze zbliżają się już do 2 tys. zł. Jeszcze większe kłopoty będą mieli właściciele używanych domów, skoro jeden z developerów sprzedaje nowy, w stanie surowym zamkniętym, w cenie 1850 zł za metr kw. i nie potrafi znaleźć nabywcy! Kryzys, jak sądzę, nie spowoduje nagłej pauperyzacji raciborskiego społeczeństwa, ale widoczny będzie spadek jego siły nabywczej, choćby z powodu rosnących cen mediów i braku perspektyw na dalszy wzrost wynagrodzeń. Narzekania słychać za to w podraciborskich wsiach. Spadają ceny zbóż, na przykład pszenicy o połowę (między wiosną a jesienią tego roku). Recesja w krajach zachodnich ograniczy migracje zarobkowe. Rośnie bezrobocie. W listopadzie było już większe niż w październiku. Wracają nasi krajanie z Zachodu. Na razie mogą liczyć na sięgający 3 tys. miesięcznie zasiłek wypłacanych przez kwartał. Co będzie dalej? Wczytując się w opinie ekonomistów nie ma wątpliwości, że Polska dopiero odczuje recesję. Nie inaczej będzie w Raciborzu. Problem tylko w tym, czy skończy się na zaciskaniu pasa, czy też większych kłopotach.

fot. Scriba

nauczyciel historii w I LO. Było to w czasie, kiedy rodzina Gajdzińskich budowała nową firmę cukierniczą na bazie spółdzielni Raciborzanka. Nowa spółka miała z początku nosić nazwę PolBon. Ogłoszono jednak konkurs. Nadeszło wiele propozycji. Wygrał prof. Motyka z nazwą Mieszko. Dostał za to rower, którym przez wiele lat jeździł po Raciborzu. Bicykl wart był kilkaset złotych. Dziś nazwa Mieszko warta jest prawie 100 mln zł.

Powiat » Opawa, partnerskie miasto Raciborza, dzięki dobremu przedsiębiorczemu środowisku, wysokiej jakości administracji publicznej i rozwiniętemu rynkowi pracy, okazała się być najlepszym dla rozwoju przedsiębiorczości miastem w okręgu Śląsko-Morawskim. Taki wynik przyniósł konkurs Miasto dla biznesu, ogłoszony przez tygodnik Ekonom.

Opawa przyjazna dla inwestorów Iwona Świtała Nagrodę za pierwsze miejsce, wręczaną przez starostę Śląsko – Morawskiego okręgu, Evžena Tošenovskiego, odebrali w Ostravie przedstawiciele opawskiego ratusza. Miasta były oceniane na podstawie 50 kryteriów, podzielonych na sześć kategorii. Brano pod uwagę wspieranie przedsiębiorczości ze strony regionalnej administracji, porównywano środowisko przedsiębior-

cze, sytuację na rynku pracy, atrakcyjność lokalizacji, warunki cenowe danego regionu i wyniki sondy prowadzonej w ratuszach i wśród przedsiębiorców. Ocenie poddano wszystkie miasta z rozwiniętą działalnością – w sumie 22. Władze zwycięskiej Opavy zapowiedziały, że przedsiębiorcy w przyszłości mogą spodziewać się jeszcze lepszych warunków. Znaczącą obietnicą jest powstanie nowej drogi ekspresowej, która będzie

prowadziła do Ostravy, a także budowa obwodnicy. Na kolejnych miejscach uplasowały się kolejno Odry, Frýdlant nad Ostravicí, Ostrava i Havířov. Wśród miast z okręgu opawskiego, 8 miejsce zajął Hlučín, 10 Kravaře, a 16 Vítkov. Konkurs powstał jako reakcja na współczesną potrzebę monitorowania regionalnej inicjatywy i ukazania, jaki jest wpływ miejscowej administracji na polepszenie środowiska przedsiębiorczego.

Racibórz » Aż pięć firm z naszego powiatu znalazło się na liście 2000 największych polskich przedsiębiorstw, opublikowanej przez dziennik Rzeczpospolita.

Raciborskie firmy na liście 2000 waw Najwyższą 248 pozycję zajmuje grupa kapitałowa Fabryki Kotłów Rafako S.A., która dzięki zwiększeniu przychodów ze sprzedaży do 1,13 mld zł awansowała w porównaniu z listą 2007 aż o 57 oczek. Z 412 na 366 pozycję przesunął się producent elektrod, bloków katodowych i wykładzin wielkopiecowych SGL Polska S.A.

(dawny ZEW). Przychody spółki zbliżyły się do 710 mln zł. Na 1038 lokacie jest Mieszko (siedziba spółki formalnie znajduje się w Warszawie). Sprzedaż producenta słodyczy przekroczyła 216 mln zł. O sile raciborskiej gospodarki świadczą nie tylko marki znane z obrotu giełdowego. 1327 pozycję zajął bowiem działający w branży rolniczej Chempest S.A.

Firma ta osiągnęła 159 mln zł sprzedaży (w 2007 r. była 1331 na liście Rzeczpospolitej). Do grona największych polskich przedsiębiorstw dostała się jeszcze grupa kapitałowa Rafamet z Kuźni Raciborskiej. Jest 1920 z blisko 92 mln zł przychodów ze sprzedaży. Producent obrabiarek zajął jednak wysokie 24 miejsce w rankingu firm najbardziej innowacyjnych.


10 » Ludzie »

Piątek, 19 grudnia 2008 » www.naszraciborz.pl

Wojnowice » Wiejski proboszcz nie musi być tylko zarządcą parafii i kaznodzieją. Wojnowicki pleban świetnie sprawdza się w roli didżeja i wodzireja. Parafianie tłumnie przychodzą na imprezy, w których bierze udział.

Ksiądz

chce na wieś

Proboszcz

wodzirej

Grzegorz Wawoczny W lipcu wspólnota wiernych z Wojnowic w gminie Krzanowice zaczęła zbierać pieniądze na remont wieży kościoła. Z tej okazji zorganizowano festyn. Potrzeba 90 tys. zł. To duża kwota dla liczącej 230 rodzin wsi. – Ludzie są pełni optymizmu i sami zaproponowali zorganizowanie festynu – mówi ks. Piotr Bekierz. Dwudniowa impreza odbyła się u progu wakacji przed remizą OSP. Przyszły setki osób. Pierwszego dnia były zabawy i gry dla dzieci oraz zabawa taneczna z zespołem TAJS. Drugi dzień Reklama

rozpoczął się od recitalu Beaty Piwowarczyk z zespołem tanecznym. Później mieszkańcy i goście mieli okazję oglądać występ zespołu tanecznego Zygzak i festynowy Playback Show. Przygrywała czeska kapela, była kawiarenka, zuzka, loteria fantowa, grill, malowanie twarzy, licytacja sprzętu piłkarskiego, a fani piłki nożnej oglądali finał Mistrzostw Europy Niemcy Hiszpania. Gospodynie z Wojnowic upiekły blisko 2000 kołaczy. – Blacha na wieży musi być całkowicie wymieniona. Inaczej będzie nam ciekło do środka i może zamoknąć więźba

– informował ks. proboszcz. Plan zakłada zakup lepszej gatunkowo blachy miedzianej. – Jak już inwestować, to w coś porządnego – dodaje. Materiał ma trafić na plac przed probostwem jeszcze w tym roku. Prace ruszą wiosną przyszłego roku. Proboszcz był duszą festynu. Parał się konferansjerką, a przy tym pierwszy raz od 24 lat ubrał… krawat. Koszula z czasów seminaryjnych podkreślała co prawda okrągłości 47-letniego dziś księdza, ale liczył się luz, dobry humor i świetna zabawa. Później okazało się, że pa-

Radio Opole, 13 lipca 2006 (www.radio.opole.pl), zakomunikowało: Ksiądz Piotr Bekierz, od 3 lat proboszcz parafii Matki Bożej Wspomożenia Wiernych w Kluczborku, zrezygnował z posługi w tym mieście. Decyzja jest o tyle kontrowersyjna, że była jego własną. W czasie duszpasterskiej wędrówki najczęściej kapłani przenoszeni są w inne miejsca na polecenie biskupa. W tym przypadku proboszcz Bekierz sam poprosił biskupa o przeniesienie na wieś. Ksiądz tęskni za duszpasterstwem wiejskim. - Jest tam mniej problemów - mówi. Jednak parafianie nie rozumieją tej decyzji. Pani Rita z kancelarii parafialnej mówi,

że nie wyobraża sobie życia bez księdza Piotra. Może jest to ucieczka od problemów, ale czuję taką potrzebę - tłumaczy ksiądz. W otoczeniu duchownego mówi się, że decyzja o przejściu do innej parafii miała związek z wydarzeniami po Niedzieli Palmowej grupa osób miała pretensje co do sposobu odprawienia w tym dniu mszy świętej. Większość parafian jest zaskoczona decyzją księdza. Utworzono nawet komitet zbierający podpisy by odwieść księdza od decyzji. Następcą księdza Bekierza będzie ksiądz Janusz Dworzak z Kędzierzyna-Koźla (od red. dawniej wikariusz w parafii św. Jana Chrzciciela na Ostrogu).

ks. Piotr Bekierz

data święceń 21 czerwca 1986 Pełnione funkcje

• 1986-08-27 - 1990-08-27 wikariusz - Zabrze, św. Jadwigi • 1990-08-27 - 1994-08-22 wikariusz - Korfantów, Trójcy Świętej • 1994-08-22 - 1997-07-31 proboszcz - Kobiela, św. Jerzego • 1997-07-31 - 2003-08-19 proboszcz - Skorogoszcz, św. Jakuba Apostoła • 1997-11-24 - 2003-08-19 wicedziekan - Niemodlin • 2003-08-19 - 2006-08-16 proboszcz - Kluczbork, Matki Bożej Wspomożenia Wiernych • 2006-08-16 – nadal; proboszcz - Wojnowice, Podwyższenia Krzyża Świętego

rafia ma szczęście nie tylko do proboszcza. Rychło obwieszczono, że pieniądze (35 tys. euro) na remont wieży wojnowickiego kościoła dali Banckowie, dawni właściciele tutejszego pałacu. Wpłacili już 25 tys. euro. Kiedy ks. Bekierz mówił o darowiźnie w kościele, ludzie byli zdumieni. Sami zebrali na remont około 41 tys. zł, za mało jednak, by myśleć o pokryciu wszystkich rachunków. Teraz do wydania jest więcej pieniędzy. Parafia myśli o odnowieniu ławek, elewacji, okien, ogrodzenia, dachu, oświetlenia i ogrzewania. 7 grudnia proboszcz i parafialny Caritas zorganizowali w farskim ogrodzie przedświąteczne spotkanie z Mikołajem. Nazwali je Świątecznym grzaniem. Była to już trzecia edycja imprezy. Ludzie upiekli pączki, przygotowali stroiki, rozpalono grill. Pleban był didżejem i rozgrzewał dzieci śpiewem. Tego dnia było pochmurno. Siąpił deszcze. – Spokojnie. Mamy zamówioną przerwę w deszczu na czas naszej imprezy – uspokajał pleban i rozkładał urządzenia nagłaśniające. Ludzie zaczęli się schodzić. Zapełnili prawie cały teren wokół plebanii. Największą atrakcją był przyjazd św. Mikołaja. Święty wjechał na koniu w otoczeniu strażaków trzymających pochodnie. Potem z workiem prezentów wszedł na prowizoryczną scenę - lawetę. Tu porozmawiał z dziećmi, a następnie rozdał prezenty. Ksiądz był didżejem i wodzirejem. Wystarczyła chwila, by wszystkie dzieci razem z nim śpiewały głośno chrześcijańskie piosenki.


« Kultura « 11

Piątek, 19 grudnia 2008 » www.naszraciborz.pl

Raciborszczyzna słynie z procesji konnych

Procesją do Mikołaszka Krzanowice » Ponad dwudziestu jeźdźców wzięło udział w tradycyjnej dorocznej procesji konnej z kościoła św. Wacława do filialnego kościółka św. Mikołaja, zwanego w Krzanowicach Mikołaszkiem. Grzegorz Wawoczny Procesja odbywa się co roku 6 grudnia rankiem, w dzień wspomnienia św. Mikołaja. Chłopi z Krzanowic oraz okolic, m.in. Bieńkowic, Sudoła i Pietraszyna, dosiadają koni i pradawnym zwyczajem stawiają się przed kościołem farnym św. Wacława. Stąd jadą do filialnego kościółka p.w. św. Mikołaja na skraju miasta. Krzanowic, przy drodze do Raciborza. Świątynia nazywana jest przez miejscowych Mikołaszkiem. Na przedzie procesji jedzie proboszcz w bryczce, zwaną tu kolasą. Po dotarciu jeźdźcy trzykrotnie okrążają Mikołaszka, śpiewając pieśń „Święty Mikołaju, patronie nasz…”. Następnie odjeżdżają do swoich gospodarstw, a licznie zgromadzeni parafianie biorą udział w mszy świętej. W tym roku na

przedzie procesji jechały Agnieszka Świentek na ogierze Całun, Ramona Myszy na klaczy Aga oraz Dominika Pelka na Impresji. Konie pochodzą z hodowli zmarłego przed miesiącem Ernesta Jureczki, który kilkadziesiąt lat temu reaktywował po wojnie procesje do Mikołaszka wspólnie z byłym proboszczem ks. Franciszkiem Pawlarem. Na znak żałoby konie miały białe derki z czarnym obramowaniem i krzyżami. Świątynia p.w. św. Mikołaja, wzmiankowana w 1744 roku, została wzniesiona jako wotum dziękczynne za uratowanie Krzanowic przed najazdem Węgrów. Wewnątrz znajduje się neogotycki ołtarz patrona z późnobarokowymi figurami dwóch biskupów. Kościół parafialny św. Wacława, wzmiankowany jest w 1288 roku, początkowo drewniany, obecny

neobarokowy, zbudowany został w latach 1914-1915 według projektu Józefa Seyfrieda. Świątynia jest otoczona ceglanym murem, częściowo w wątku gotyckim. Od zachodu widoczna reszta XVIwiecznej półkolistej bastei z otworami strzelniczymi.

Lokalne siły hodowców to blisko 300 koni. W drugi dzień Świąt Wielkanocy stawiają się na słynnych Osterreiten w Pietrowicach Wielkich, Sudole, Bieńkowicach oraz Zawadzie Książęcej. Procesje te gromadzą tysiące widzów. Krzanowicka jest najbardziej kameralna. Dawniej jeźdźcy wyruszali już o 6.00 rano. Jeśli 6 grudnia trafi w sobotę bądź niedzielę przychodzi najwięcej widzów, a wyjazd spod kościoła rozpoczyna się o 10.00. Dawniej stawiało się w Krzanowicach ponad 100 jeźdźców.


12 » Kultura »

Piątek, 19 grudnia 2008 » www.naszraciborz.pl

Racibórz » Artystka, posługując się wybranymi kadrami fotografii aktów, tworzy kompozycje stylizujące na rośliny. Przeczytaj o twórczości Anny Rosół.

Akty

zaklęte w kwiaty Barbara Sput Anna Rosół urodzona 9 grudnia 1986 roku w Wałbrzychu. Ukończyła liceum plastyczne w Krakowie. Obecnie mieszka i studiuje w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Raciborzu. W swoim dorobku ma nagrody w konkursach plastycznych, min: dwie za najpiękniejsze stoisko rękodzielnicze na X i XII Jarmarku Magdaleńskim w Pszczewie. Jest autorką 8 wystaw, m.in. w klubie im. Jana Kiepury w Sosnowcu, w Teatrze Mu-

zycznym w Gliwicach, w Raciborskim Centrum Kultury. Jej prace były pokazywane na wielu zbiorowych wystawach. W 2008 roku przygotowywała już trzy ekspozycje. Interesuje się sztuką w każdej jej postaci. Pisze wiersze, opowiadania, wyreżyserowała również własny spektakl pt. "Obojętność". Mówi, że sztuką jest każdy świadomie poczyniony wytwór człowieka, który sprawia, że życie staje się wartościowe, piękniejsze, bardziej realne i silniej odczuwalne.

- Miałam okazję uczestniczyć w prezentacji Fontcuberty na Foto Atr Festiwal w Bielsku -Białej - opowiada. Tam FontUważa, że sztuki można się uczyć i trzeba jej nauczać. Szkołom artystycznym przypisuje rolę drogowskazu w poszukiwaniu sposobu na własny talent. Jej zdaniem szkoły artystyczne oprócz warsztatu artystycznego uczą patrzeć i dostrzegać. - Z pewnością widzę świat inaczej – zaznacza młoda adeptka sztuki. Ze sztuką obcuje od wczesnego dzieciństwa dzięki rodzicom artystom - muzykom. Mama uczy kształcenia słuchu i fortepianu w szkole muzycznej, tata jest dyrygentem,

Z białą laską po Belgii Racibórz » Hanna Pasterny autorka książki „Jak z białą laską zdobywałam Belgię” napisała wzruszającą relację ze swojego pobytu w Belgii. Relację z perspektywy osoby niewidomej. Warto ją przeczytać. Barbara Sput „Jak z białą laską zdobywałam Belgię” to wspomnienia z czteromiesięcznego pobytu w Belgii, dokąd Pasterny poje-

chała w ramach Wolontariatu Europejskiego. – Wcale nie planowałam napisać książkę – opowiadała. – Po prostu będąc w obcym mieście, mimo swojej otwartości do ludzi,

założycielem i szefem Kwartetu Bramy Morawskiej, nauczycielem w gliwickiej szkole muzycznej. - To właśnie dzięki nim sztuka nadaje mojemu życiu sens, a kiedy tworzę jestem naprawdę szczęśliwa. Jednak Anna oddaje się fotografii. Na ostatniej wystawie, zainspirowana pracami artystów fotografików Karla Blossfeldta i Joana Fontcuberty, pokazała cykl fotografii pod tytułem „Fotosynteza”.

potrzebowałam kontaktu ze starymi przyjaciółmi, dlatego pisałam do nich maile. Swoje pierwsze wrażenia i doświadczenia przelewałam na kartki dziennika. Opisywałam,

cuberta stworzył cykl fotografii na wzór prac Blossfeldta, pozornie przedstawiających rośliny. Owe fotografie w rzeczywistości przedstawiają instalacje wykonane przez artystę, wystylizowane na rośliny. Obrazy ukazują przeogromne bogactwo form, doskonałość detali, oryginalność i subtelność przyrody. Ta idea właśnie stała się główną inspiracją w moim działaniu. Postanowiłam skonstruować obraz rośliny z klatek zdjęć ludzkiego ciała. Posłużyłam się w tym celu wybranymi kadrami aktów poskładanymi w całość kompozycji. Poszukuje piękna i ideału. - Są takie krótkie chwile, kiedy wydaje mi się, że je znajduję – zastanawia się. -

Anna Rosół i Gabriela Habrom-Rokosz

jak było ciężko zaakceptować trudne warunki mieszkaniowe i jak wspaniale jest się realizować. Jako wolontariuszka pracowała w belgijskim mieście Liége, w stowarzyszeniu zrzeszającym organizacje pozarządowe, gdzie pisała artykuły i prowadziła wywiady do miejskiego czasopisma. Poza tym doświadczyła pracy pedagoga ucząc języka francuskiego w jednym ze stowarzyszeń. Sprawdzała się jako praktykantka w gabinecie logopedy szkolnego. - I ten dziennik, którego objętość rosła w oczach, stał się podstawą małej formy literackiej – opowiada autorka. Do opracowania książki przekonali mnie właśnie przyjaciele. Dziennik niepełnosprawnej wolontariuszki dowodzi, że mimo niepełnej funkcjonalności fizycznej można wiele osiągnąć. „Chciałabym też, by moje doświadczenia zachęciły młode niepełnosprawne osoby do zaangażowania się w wolontariat, w tym również w Wolontariat Europejski” – pisze w książce. Wystarczy uwierzyć w siebie, nauczyć się dawać, a także przyjmować. Gdy do tego dołoży się poczucie humoru, umożli-

wiające śmianie się z samego siebie, wszystko stanie się znacznie prostsze – zaznacza w przedmowie. Hanna Pasterny dedykuje swoją książkę tym, którzy stracili sens życia, przestali dostrzegać jego piękno i przestało im się chcieć cokolwiek robić. Do nich kieruje słowa M. Prousta, którymi opatrzyła wstęp do książki: „Życie usiane jest cudami, których zawsze mogą spodziewać się ci, co kochają.” Promocja książki odbyła się w Raciborskim Centrum Kultury. Autorka uśmiechnięta, energiczna, z pomysłem na życie ze swadą opowiadała o poszukiwaniach tytułu dla swojego dzieła i o konkursie na okładkę książki. Tu po raz pierwszy spotkała się z autorką projektu na okładkę swojej książki Aleksandrą Kotalą, studentką Edukacji Artystycznej na PWSZ w Raciborzu. Aleksandra o swoim projekcie mówi, że była to jej jedyna próba podjęcia tematu konkursu i cieszy się, że od razu została doceniona przez jurorów. Jej okładka przedstawia portret dziewczyny Modiglianiego, którą wyróżnia opaska na oczach. Opaska, która symbolizuje niemożność zobaczenia

Jednak droga, która wiedzie do tych chwil, wymaga dużo pracy, pokory i determinacji. Mam nadzieję, że zawsze znajdę w sobie siłę, by dojść do celu, który upatruję w słowach Khalila Gibrana: „Chyba największym pragnieniem każdego człowieka jest odsłonić się przed samym sobą, pozbyć wszystkich masek i zostać zrozumianym przez bliźnich. Każdy z nas marzy, by światełko jego duszy mogło wyjść z ukrycia i rozbłysnąć pełnią blasku.” Próbowała swoje myślenie o sztuce zaszczepić w małych twórcach. - Dzieci mają w sobie naturalną chęć do wszelakich działań artystycznych i nie są ograniczone zasadami, wiedzą, konwenansami i stereotypami – uważa. - Zaczynającym przygodę ze sztuką po-

leciłabym, aby oczywiście dużo ćwiczyli i zdobywali jak najwięcej wiedzy o tym, czym się zajmują. Aby czerpali dużo przyjemności z tworzenia. Tworzenie to w większości zmaganie się z samym sobą, ale trzeba pamiętać, że jeżeli się uda, to satysfakcja z osiągniętego sukcesu jest uczuciem, którego nie można porównać z żadnym innym. Dlatego działamy, aby się sprawdzić, aby się spełnić. świata, jest w barwach flagi belgijskiej. - Hanna Pasterny nie zobaczyła Belgii, ale na pewno ją odczuwała i poznawała – rozważa A. Kotala - swoje doświadczenia przelała na papier, a ja starałam się to odczuwanie oddać w formie plastycznej. W nagrodę studentka pojedzie do Brukseli na zaproszenie posła do Parlamentu Europejskiego Jerzego Buzka. Poseł uhonorował również tą samą nagrodą drugiego studenta PWSZ Patryka Szmiela, którego praca została wyróżniona przez komisję konkursową. Hanna Pasterny zdradziła, że zainspirowana pracą z dziećmi nad ich problemami z wymową, rozpoczęła studia w zakresie logopedii. Ponadto planuje zmierzyć się z drugą książką, której bohaterką będzie Marion A. Hersh z University of Glasgow: kobieta nietuzinkowa, która zanim odwiedziła Polskę na zaproszenie H. Pasterny, nauczyła się języka polskiego (zresztą zna 16 języków). Hanna odwiedzała ze swoją towarzyszką m.in. raciborską szkołę dla niesłyszących. O tych i innych doświadczeniach opowie w kolejnej publikacji.


« Kultura « 13

Piątek, 19 grudnia 2008 » www.naszraciborz.pl

Marek Grechuta (fot. arch. RCK)

: t n y r i b Lakoniec legendy

Grzegorz Wawoczny

- Nigdzie, podkreślam, nigdzie nie było jak tutaj – napisał w kronice RDK i Klubu Argus Jerzy Fedorowicz. Od 24 do 27 lutego 1988 Argus, późniejszy Labirynt, świętował swój roczek pod hasłem 4 x Kraków. Fedorowicz i Miłkowski wystąpili z balladami Bułata Okudżawy. Dzień później był recital Marka Grechuty z zespołem Anawa (w kronice zachował się autograf zmarłego już artysty), a 26 lutego Leszka Wójtowicza. Argus pamiętają głównie dzisiejsi 40-50-latkowie. Większości z nich nie ma już w Raciborzu. Rozjechali się po świecie za pracą i chlebem. W PRL-u, kiedy po oryginalne płyty zachodnie jeździło się na bazar do Katowic, a z zegarkiem w ręku i czystą kasetą w magnetofonie czekało na radiowe niedzielne wieczory płytowe czy romantyków muzyki rockowej Tomka Beksińskiego, Argus był miejscem publicznego upajania się muzyką najwyższych lotów. 5 stycznia 1988 r., na organizowanych tu tzw. wspomnieniach płytowych, puszczono pięć krążków Janis Joplin, 12 stycznia Benefit Jethro Tull, 26 stycznia Deep Purple i Doors. Argus spełniał wszystkie warunki, by stać się lokalem kultowym. Miał surowe wnętrze przypominające zamkowe podziemia i powietrze nasycone papierosowym dymem. Można się było zaszyć w przyciemnionym kącie. Przy wejściu była fototapeta z koncertu rockowego (nie pamiętam już jakiej kapeli). Miejscowe młode pokolenie było chłonne Zachodu, zdolne do przesiadywania godzinami na wieczorach płytowych, chcące się często spotykać i dyskutować. Z telewizora wiało nudą (tylko na Wejście smoka z Brucem Lee miasto pustoszało), a hitem rynkowym było ZX Spectrum i Atari. Przed Argusem zrobiono małą scenę w plenerze. Nazywała się Tip-Top. Zagrano tu kilka koncertów. Teraz jest tu płatny parking. Siedzisk już nie ma. Stoi tylko budka stróża. W latach 90. Argus stał się Labiryntem - nocnym klubem, ze swoim spe-

cyficznym klimatem i stałą klientelą. Kończyło się tu zwykle imprezowanie. Lokal zamykano późno w nocy, a jedynie niedobitki wędrowały do Kaprysu przy Londzina, ostatniego przystanku niedopitych. Latem przed drzwiami Labiryntu roiło się od młodzieży. Niedzielne dyskoteki nabijały piwnice pod RDK-iem do granic możliwości (w soboty jeździło się zwykle do Pietrowic albo do „kurnika” w Bieńkowicach”). Ostatnie lata nie należały do najszczęśliwszych. Zmieniono nazwę, choć dla raciborzan zawsze był to Labirynt. Lokal stracił swój klimat. Z różnych względów ludzie przestali tu zaglądać. Potem nawet się bali. Ozon ostatecznie pogrzebał stary, dobry Labirynt. Czy się odrodzi jako night-club? – Umowa na dofinansowanie modernizacji Raciborskiego Centrum Kultury zakłada, że w żadnym z pomieszczeń nie będzie mogła być prowadzona działalność komercyjna, przynajmniej przez kilka lat – rozwiewa wątpliwości Ludmiła Nowacka, wiceprezydent Raciborza. To dlatego z RCK musiało się wyprowadzić solarium i dzierżawcy Labiryntu. Długo nie umiano z nimi nawiązać kontaktu. W końcu spłacili długi, wynieśli część wyposażenia. – Sprawa nie jest do końca załatwiona, bo czekamy aż dzierżawcy uporządkują lokal. Teraz jest tam pełno butelek i ciemno, bo wyłączyli prąd – mówi Janina Wystub, dyrektor RCK. Skoro Labirynt nie będzie już nightclubem ani choćby kawiarnią, to czym może się stać po zakończeniu modernizacji RCK, która ma ruszyć w najbliższych tygodniach? – Przyznam, że mieliśmy sporo zapytań o możliwość wynajęcia tych pomieszczeń i to od firm, które prowadzą porządne lokale rozrywkowe – ujawnia Wystub. Umowa z UE każe jednak szukać innych rozwiązań, tzw. non-profit, co oznacza, że nikt nie może na nich zarabiać. A na te konkretnego pomysłu nie ma. – Być może powinno to być miejsce rozwijania sztuki teatralnej – zastanawia się wiceprezydent Nowacka.

Racibórz » Nocne imprezowanie w Raciborzu kończyło się zwykle w Labiryncie. Przewinęło się tu całe pokolenie młodych lat 80. i 90. Teraz na drzwiach wisi kłódka, a raciborzanie końca PRL-u i początku III RP rozjechali się po świecie. Na Labirynt nie ma pomysłu. Niszczeje.

Leszek Wójtowicz (fot. arch. RCK)


14 » Zdrowie »

Piątek, 19 grudnia 2008 » www.naszraciborz.pl

Zdrowie » Jest niekwestionowanym autorytetem wśród genealogów. Mieszka w Kanadzie, ale swoich przodków znalazła w podraciborskich Bieńkowicach. Studiuje nie tylko stare księgi metrykalne, ale z racji medycznego wykształcenia tworzy także rodzinne drzewa zdrowia. Napisała bestsellerową książkę pokazującą, jak szukać informacji o zdrowiu swoich przodków, by samemu ustrzec się groźnych chorób.

Choroby przodków

Dr Małgorzata Nowaczyk przed McMaster University Hamilton.

– przekleństwo czy ostrzeżenie

Grzegorz Wawoczny

Hamilton-TorontoWiedeń-Gliwice-Racibórz

- Moja prababka Balbina Brachaczek z domu Barchańska urodziła się w wiosce Bojanów pod Raciborzem, jej mąż Franciszek pochodził z pobliskich Bieńkowic. Dzięki mikrofilmom mormońskim miałam już daty urodzin obojga oraz daty małżeństw ich rodziców. Przyjechałam do Bieńkowic z moim Tatą po długiej podróży (Hamilton-Toronto-Wiedeń -Gliwice-Racibórz). W biurze parafialnym chciałam odnaleźć aktu zgonu ojca Franciszka, Kajetana Brachaczka. Kajetan urodził się w roku 1818, w roku 1872 ożenił się po raz drugi, więc ten rok wyzna-

czyłam sobie jako początek poszukiwań daty jego zgonu. Nie zdawałam sobie sprawy, że Bieńkowice były bardzo dużą parafią. Każdy rok to od pięciu do dziesięciu dużego formatu stronic zapisanych mało czytelną lub wręcz nieczytelną kursywą neogotycką. I szukałam, i szukałam. Ksiądz miał jechać na jakieś ważne spotkanie. Mój Tata spał na sto-

jąco, miałam dość. Chciałam przestać szukać co najmniej pięć razy! Jednak ksiądz proboszcz był bardzo miły, chyba się nade mną zlitował i dzielni mi sekundował. Po dwóch godzinach poszukiwań znalazłam! Kajetan Brachaczek zmarł 15 kwietnia 1895 roku w wieku siedemdziesięciu pięciu lat! A ja chciałam się poddać po przeglądnięciu zapisów z roku 1885, a gdy dotarłam już do roku 1890, już byłam pewna, że go przegapiłam i że cała podróż była na darmo. W tym samym dniu odnalazłam jeszcze zapis urodzin brata mojej babci, o którym wiedziałam tylko, że zginął podczas I wojny światowej, oraz siostry babci, której miejsca urodzenia nie byłam pewna – pisze swojej bestsellerowej książce „Po-

szukiwanie przodków. Genealogia dla każdego” Małgorzata Nowaczyk, jedna z najbardziej uznanych genealogów. To były początki budowania drzewa rodzinnego. Dziś teoretyczna wiedza Małgorzaty Nowaczyk o genealogii jest znacznie większa. Publikuje w fachowych czasopismach, uczestniczy w zjazdach genealogów (w czerwcu 2008 nieste-

ty powody rodzinne przeszkody jej przyjechać na taki zjazd do Raciborza). Jest uznawana za autorytet w tej dziedzinie wiedzy. Dwa lata temu Państwowy Instytut Wydawniczy opublikował jej drugą książkę „Rodzinne drzewo zdrowia. Genetyka dla każdego”. To przewodnik pokazujący, jak szukać informacji o zdrowiu swoich przodków, by samemu ustrzec się groźnych chorób.

Rodzinne tabu, czyli chybiona moralność

- Współczesna medycyna uważa dzielenie się danymi o chorobie genetycznej z krewnymi za obowiązek moralny i etyczny - mówi dr Nowaczyk. Ale jak taką moralność wyegzekwować, skoro krewni nie mają obowiązku mówienia o sobie, a dawkę informacji, których oczekujemy oplata rodzinne tabu? Przecież nieraz skrywane tajemnice partnera wychodzą na jaw po ślubie, co jest często powodem unieważnienia małżeństwa. - Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda zaś nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa po swojemu - pisał Lew Tołstoj. Przypadek nr 1. W czwartym miesiącu ciąży młoda dziewczyna dowiedziała się o wadzie serca płodu - ubytku przegrody międzykomorowej. To był dla niej wstrząs. Wkrótce wyszło na jaw, że ona również miała te wadę, ale ubytek zasklepił się samoistnie. Ciężarna nie wiedziała, że miała brata. Zmarł jako noworodek z powodu nieuleczalnej wady serca. Jej dziecko udało się uratować w specjalistycznej klinice prenatalnej. Przypadek nr 2. Ojciec Jacka zmarł w wieku 42 lat. Był masywnej budowy, lubił dużo i tłusto zjeść. Jego syn również wyrósł na postawnego mężczyznę, ale uprawiając sport i stosując dietę uniknął otyłości. Mając 39 lat poczuł ból w klatce piersiowej. Diagnoza: stan przedzawałowy. W trakcie leczenia okazało się, że na zawał w młodym wieku zmarło dwóch jego stryjów. Podobne kłopoty miała jego babcia - przyczyna zgonu: niewydolność serca. Badania biochemiczne wykazały u Jacka nadmierny poziom cholesterolu. Przyczyna: odziedziczone dwie kopie genu APOE. - Takie zdarzenia podkreślają wagę poznania rodzinnej historii w celach diagnostycz-

nych i zapobiegania chorobom nie tylko dziedzicznym, lecz i wieloczynnikowym, które są uwarunkowane genetycznie, np. wadom wrodzonym czy nowotworom - wyjaśnia dr Nowaczyk.

umożliwia szybkie oszacowanie wielu danych: wieku krewnych żyjących i zmarłych, występowania chorób, liczebności rodzeństwa, umieralności dzieci, liczby poronień. Graficzne przedstawienie pokrewieństwa chorych umożliwia

Doktor Małgorzata Nowaczyk (43 lata).

Urodzona w Gliwicach, zamieszkała w Kanadzie, gdzie w wieku 15 lat wyemigrowała wraz z rodzicami. Ma męża Greka i dwóch synów. Ukończyła biochemię i studia medyczne na Uniwersytecie w Toronto, a potem specjalizację z pediatrii, genetyki klinicznej oraz genetycznych chorób metabolicznych w Hospital for Sick Children w Toronto oraz Hospital Necker Enfant Malades w Paryżu. Od 6 lat docent na Akademii Medycznej Uniwersytetu McMaster w Hamilton. Wykłada genetykę kliniczną i dysmorfologię naukę zajmującą się badaniem zaburzeń formacji twarzy i czaszki. Konsultuje przypadki genetyczne na oddziałach na oddziałach noworodków i dziecięcym. Analizuje rodzinne drzewa zdrowia. Jej pasja, to genealogia. Ma na koncie ponad 60 publikacji naukowych oraz dwa wspomniane popularne opracowania, od kilku lat na liście bestsellerów Państwowego Instytutu Wydawniczego.

Z rodziną wychodzi się dobrze tylko na zdjęciu

Dopiero w obliczu choroby zadajemy sobie pytania o jej przyczyny, choć ich wcześniejsza znajomość pozwoliłaby uniknąć wielu tragedii. Często tkwią w naszym niezdrowym trybie życia i środowisku (nikotynizm, alkoholizm, praca w szkodliwych warunkach). Nieraz jednak skłonności do zachorowań dziedziczymy. Białaczka wieku dziecięcego rzadko ma podłoże genetyczne, ale już częste u krewniaczek przypadki raka piersi przed 40. rokiem życia są sygnałem alarmowym. Podobnie z chorobą wieńcową i miażdżycą. To typowe choroby okresu starczego. Jeżeli powtarzają u naszych krewnych w młodym wieku, powinny niepokoić. Z rodziną wychodzi się tyko dobrze na zdjęciu - zwykło się mówić, ale zalegająca w szufladzie fotografia może być cennym źródłem informacji o schorzeniach krewniaków. Z dobrej jakości zdjęcia specjalista genetyk-dysmorfolog może np. odczytać niejedną chorobę. Z pasji tworzymy drzewa genealogiczne, ale z rzadka komu przychodzi na myśl uzupełnienie danych o przodkach informacjami o ich zdrowiu. Karty leczenia, wyniki badań laboratoryjnych lądują w szufladach, a w końcu w śmietniku. To błąd! - Poprawnie i dokładnie sporządzony rodowód medyczny

genetykowi klinicznemu na instynktowny wgląd w sposób dziedziczenia choroby oraz na oszacowanie, u kogo w rodzinie zachodzi podwyższone ryzyko zachorowania. Może pozwolić na ocenę różnicy w stopniu ciężkości choroby pomiędzy krewnymi w różnych gałęziach i pokoleniach - przekonuje dr Nowaczyk.

Liczy się szczerość i zaufanie

Sporządzenie rodzinnego drzewa zdrowia nie jest trudne. Potrzeba tylko czasu i umiejętności nawiązania dialogu. Należy budzić zaufanie, prowadzić szczere rozmowy. Nie ma konieczności sięgania do pramatki Ewy. Wystarczą trzy dobrze udokumentowane pokolenia. W takim drzewie zostajemy probantem, czyli osobą badaną. Musimy dowiedzieć się jak najwięcej o rodzicach, babciach i dziadkach, prababciach i pradziadkach oraz rodzeństwu i kuzynostwu. Liczą się zdjęcia, daty urodzin i zgonów, pochodzenie geograficzne i etniczne, informacje o ciążach, poronieniach i martwych noworodkach. Do tego trzeba zebrać dane o leczeniach szpitalnych, operacjach i zabiegach. Cenne są karty leczenia i raporty z sekcji zwłok. Tworząc rodzinne drzewo zdrowia nie unikniemy rozmów z dalekim wujostwem, babciami i dziadkami, z rzadka widywanymi kuzynami. Do-

bry wywiad z nimi to podstawa. Mogą nas jednak czekać niespodzianki. Jeśli zyskamy zaufanie rozmówców, wówczas wyjdą na jaw nieślubne związki, a nawet kazirodcze, adopcje lub pochodzenie z nieprawego łoża. - Sporo informacji to temat tabu. Chodzi o częste poronienia, gwałty i choroby psychiczne - wylicza dr Nowaczyk. Nie zawsze też rozmówca będzie świadom prawdziwego podłoża upośledzenia umysłowego. Nieraz bowiem żyje w przekonaniu, że to efekt uderzenia główką w wieku niemowlęcym lub kary boskiej. Szpetotę tłumaczono dawniej zabobonem. Miała być rzekomo efektem patrzenia ciężarnej na brzydkich ludzi. - Do rozmowy trzeba się więc dobrze przygotować. Ważny jest takt i dyskrecja, zwięzłe i krótkie pytania, uważne słuchanie i unikanie nachalności - tłumaczy dr Nowaczyk. W niektórych grupach etnicznych, przekazywanie informacji medycznych o krewnych, niezależnie od tego, jak bardzo są wstydliwe, to element umacniania więzi rodzinnych. W rozwiniętych krajach zachodnich łączenie tradycyjnej genealogii z potrzebami profilaktyki medycznej staje się coraz bardziej popularne. Nikt jednak sam nie interpretuje zebranych danych. Zawsze dokonuje tego specjalista genetyk.

Odstające uszy kuzyna

- Ma Pani już swoje rodzinne drzewo zdrowia? - Wciąż nad nim pracuję. To czasochłonne, bo jest na nim ponad tysiąc nazwisk - efekt wieloletnich poszukiwań. - Jakieś niespodzianki? - Moja matka pochodzi spod Lwowa, a ojciec z Poznańskiego. Poznali się na Śląsku. Urodziłam się w Gliwicach, i kiedy podczas urlopu macierzyńskiego zaczęłam pasjonować się genealogią, ustaliłam, że babcia od strony ojca pochodziła z podraciborskich Bieńkowic. Tam w parafii natrafiłam na XVII-wieczne wpisy metrykalne na temat moich przodków. Pokazałam mężowi zdjęcie babci z koleżankami z klasy szycia i robótek ręcznych w przedwojennym Niemirowie i kazałam mu ją odszukać. Powiedział, że babci nie rozpoznaje, ale zapytał, co ja robię na tym zdjęciu? Jesteśmy łudząco do siebie podobne. Na


« Zdrowie « 15

Piątek, 19 grudnia 2008 » www.naszraciborz.pl wiskowych, czyli wychowania w określonej rodzinie. - Czy rozwój genealogii i genetyki może sprawić, że dobierając się w pary będziemy w przyszłości dokładnie lustrować swoje rodzinne drzewa zdrowia, dążąc do doskonałych, idealnie dobranych związków? - Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. Ale już w tej chwili ludzie przeprowadzają badania na nosicielstwo chorób, które u nich występują. Tym samym badaniom poddają się ich małżonkowie. Jeżeli okaże się, że oboje są nosicielami to - jeżeli im to odpowiada - przeprowadzają badania prenatalne i usuwają ciążę z daną chorobą. Trochę dalej poszły niektóre grupy etniczne, nie pozwalające na małżeństwa nosicieli danej choroby. W tym przypadku badania przeprowadzane są w szkole

podstawie paru trzypokoleniowych zdjęć ustaliłam też, po kim syn kuzyna ma odstające uszy. - Po kim? - Po swoim dziadku. Jego ojciec takich nie miał. Natomiast mój starszy syn ma niesamowite, błękine oczy, podczas gdy mąż ma brązowe, a ja zielone. To po moim ojcu; „przeskoczyły” mnie, ale wróciły u syna. - Co może się rzucić w oczy w dobrze zrobionym drzewie zdrowia? - Mniejsza niż powinna liczba wujków i kuzynów ze strony matki może np. oznaczać, że mamy w rodzinie do czynienia z chorobą sprzężoną z płcią, która spowodowała, że płody męskie były poronione. - Lekarze często mówią, że przyczyna wielu chorób tkwi w naszej psychice. Pytać krewnych o ich zachowanie? - Jeżeli wychowaliśmy się w rodzinie hipochondryków, to sami w podobny sposób możemy reagować na stresy. Nie-

day, USA oraz Izraela, którzy unikają w ten sposób choroby Taya i Sachsa. Sądzę, że w innych grupach byłoby to nie do przyjęcia. Ludzie cenią sobie wolność wyboru. - Można Panią nazwać archeogentykiem? - Nie, bo tego terminu używa się do określenia badań nad DNA mitochondrialnym, które pozwala na badanie bardzo starych próbek biologicznych. Ale żeby było weselej, to mój starszy syn, gdy miał 6 lat, nazwał mnie rodzinnym archeologiem. Właśnie wtedy rozpoczynałam moja przygodę z genealogią.

Dor Yeshorim (hebr.: pokolenie prawych, Ps. 112:2), także Committee for Prevention of Genetic Diseases, to organizacja oferująca przesiewowe badania genetyczne członkom światowej diaspory żydowskiej. Jej celem jest zmniejszenie i wyeliminowanie chorób genetycznych częstych w populacji

nych chorób genetycznych. Są to choroby dziedziczone w sposób autosomalny recesywny, co oznacza, że zdrowe osoby mogą być nosicielami zmutowanego genu choroby, a ich potomstwo ma 25% szansę zachorowania i 25% szansę nieodziedziczenia mutacji. Ortodoksyjni Żydzi nie uznają aborcji; mimo że

Żydów, takich jak np. choroba Taya-Sachsa. Siedziba Dor Yeshorim znajduje się w Brooklynie w Nowym Jorku, ale biura organizacji mieszczą się w Izraelu i wielu krajach na całym świecie. Dor Yeshorim ogłasza możliwość badań w gazetach wydawanych przez lokalne społeczności żydowskie, w ortodoksyjnych szkołach żydowskich i na swojej stronie internetowej. Zarówno u Żydów Aszkenazyjskich jak i u Żydów Sefardyjskich, stwierdza się zwiększoną częstość określo-

halacha dopuszcza możliwość diagnostyki przedimplantacyjnej (PGD), jest to zbyt kosztowne i uciążliwe by mogło być stosowane rutynowo. Zaproponowano więc, że poradnictwo genetyczne umożliwiające uniknięcie małżeństw osób będących nosicielami doprowadzi do zmniejszenia zachorowalności na choroby w populacji Żydów i doprowadzi do zmniejszenia częstości zmutowanych alleli w społeczności. (źródło: wikipedia.pl)

Dekalog najważniejszych pytań:

1. kiedy zmarli przodkowie, 2. w jakim wieku, 3. z jakiego powodu, 4. gdzie się urodzili i mieszkali, 5. w jakim wieku zachorowali na chorobę/choroby, 6. czy palili papierosy lub pili alkohol, 7. jakie zażywali leki, 8. czy w rodzinie występowały poronienia i porody martwe, 9. czy występowały choroby psychiczne bądź ktoś z rodziny leczył się w szpitalu psychiatrycznym, 10. jak wyglądali nasi przodkowie: wzrost, wada ciała, kolor oczu i włosów, pochodzenie i wyznanie.

Choroby, o które trzeba zapytać, w tym o wiek zachorowalności:

stety, w przypadku takich chorób bardzo trudno oddzielić czynniki dziedziczne, czyli genetyczne od czynników środo-

średniej i swatka, która ma te dane, nie swata dwóch nosicieli. Chodzi tutaj o ultra ortodoksyjnych Żydów z z Kan-

1. cukrzyca, 2. choroba wieńcowa, zawały serca, udary mózgu, 3. choroby nowotworowe, rak, 4. astma oskrzelowa, 5. choroby nerek, 6. alkoholizm, 7. głuchota, 8. ślepota, 9. niedorozwój umysłowy, 10. wady wrodzone (rozszczep warg, zajęcza warga, rozszczep podniebienia, wady serca, rozszczepienie cewy nerwowej, wodogłowie, szpotawe stopy, wady nerek, ubytki kończyn), 11. nadciśnienie.

Archiwalne zdjęcia z raciborskich atelier (zbiory wyd. WAW)


16 » Ludzie »

Piątek, 19 grudnia 2008 » www.naszraciborz.pl

Krzanowice » Od dawna mówiła, że Racibórz potrzebuje silnego lobby w Katowicach. Tyle, że samorządowcy z Raciborszczyzny dopiero teraz widzą na czym to tak naprawdę polega. Wcześniej pracowali na sukces wyborczy Henryka Siedlaczka, a teraz, jak trzeba się dostać na salony, to dzwonią do Gabrieli Lenartowicz, bo Heniek – jak dziś mówią - niewiele może.

Dziołcha

z Krzanowic Grzegorz Wawoczny Gabriela Lenartowicz i Henryk Siedlaczek, były starosta a dziś poseł PO, przez chwilę szli ramię w ramię, kiedy z lokalnych struktur Platformy Obywatelskiej rugowano Andrzeja Markowiaka i jego współpracowników. Markowiak, poseł poprzedniej kadencji, osłabiony klęską w wyborach prezydenckich w Raciborzu, po tym jak nie dostał 1. miejsca na liście PO w okręgu rybnickim, wycofał się z przedterminowych wyborów parlamentarnych w 2007 r. Lenartowicz, wówczas sekretarz w Starostwie i radna wojewódzka, zdecydowała się powalczyć o mandat na Wiejską wespół z Siedlaczkiem. Platforma zawsze w powiecie raciborskim cieszyła się dużym poparciem, a przedwyborcze kalkulacje wskazywały, że oboje zdobędą mandaty. Stało się inaczej. Siedlaczek zebrał o wiele za dużo, Lenartowicz ciut za mało. Miała co prawda więcej głosów od kandydatów PiS-u w okręgu rybnickim, ale to im ordynacja dała mandaty. Sekretarz powiatu przyszło się obejść smakiem. Tyle oficjalnych podsumowań. Nieoficjalnie było wiadomo, że Siedlaczek, wbrew deklaracjom, pracował tylko na swój sukces. Były starosta preferuje typowo ludyczną kampanię, pojawiając się na każdej imprezie, od szkolnych akademii po wiejskie remizy. Tu zapali papierosa ze strażakami, tam „pogodo” z każdą gospodynią, gdzie indziej przetnie wstęgę lub przemówi do młodzieży. To zjednało mu śląskie podraciborskie wsie i lokalnych włodarzy, którzy wspierali go w kampaniach. Ludzie kupili Siedlaczka jako swojego chłopa. Lenartowicz tymczasem z dotarciem do tłumów miała spory problem. To typowa urzędniczka i polityk lepiej czująca się w kuluarach, umiejąca obracać się w najważniejszych kręgach. – Była mniej znana, a czasu na jej wypromowanie zabrakło – mówi jeden z samorządowców, chcących zachować anonimowość. Inny przyznaje, że była opcja na Siedlaczka, a ten z kolei bał się Lenartowicz w poselskich ławach jak ognia. Nie chciał konkurencji, bo zdawał sobie dobrze sprawę, że nie dorówna krajance w politycznych grach. Dopiął swego, ale było to pyrrusowe zwycięstwo. Po wyborach Lenartowicz nie zagrzała długo miejsca w Sejmiku. Przez chwilę jej nazwisko pojawiało się jako jed-

na z kandydatur na marszałka województwa. To był sygnał, że ma silną pozycję w śląskim PO. Potem gruchnęła wiadomość, że została desygnowana na prezesa Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach. To instytucja zarządzająca rocznie ponad miliardem złotych, dzielonych między gminy i powiatu na inwestycje ekologiczne. W interesie każdego wójta, burmistrza czy prezydenta są dobre kontakty z WFOŚiGW, bo dzięki nim można zapewnić sobie finansowanie na wiele przedsięwzięć. – Wtedy zorientowaliśmy się, że Lenartowicz ma mocne plecy w Platformie – mówi inny samorządowiec z Raciborszczyzny. To był także początek nowego spojrzenia na Siedlaczka. Nagle dostrzeżono, że ten swój chłop niewiele może. Pojawia się co prawda na każdej imprezie czy akademii, zasypuje Sejm interpelacjami i wystąpieniami, ale jak trzeba dostać się do ważnych polityków PO, to zostaje tylko telefon do Lenartowicz, znającej się dobrze m.in. z minister rozwoju regionalnego Elżbietą Bieńkowską. – Przetarła nam najważniejsze ścieżki w Śląskim Urzędzie Marszałkowskim – przyznaje prezydent Mirosław Lenk. Na coraz gorsze dziś notowania Siedlaczka wśród włodarzy raciborskich gmin wpływa nie tylko jego słabe umocowanie w strukturach decydenckich PO, ale i jego niewiarygodność. Z jednej strony poparł aspiracje Raciborza do statusu powiatu grodzkiego (prezydent przejąłby wtedy szereg uprawnień starosty), z drugiej wyparł się tego przed radnymi powiatowymi, których zapewniał, że powiat raciborski grodzki to pomyłka. To przekonało wielu, że Siedlaczek powie każdemu co kto chce, byleby nie stracić poparcia. To okazało się jednak błędem, a kto ile dziś znaczy, widać na oficjalnych uroczystościach. Lenartowicz jest bardziej hołubiona od posła, ją wymienia się pierwszą wśród gości i jej zazwyczaj dziękuje za rzeczywiste wsparcie. W cenie są jej znajomości i możliwości działania jako prezesa WFOŚiGW. Henryk Siedlaczek pozostał sobą, tyle, że jego swojski sposób bycia budzi wśród lokalnych polityków uśmieszki, bo Heniek – jak mówią – choć swój chłop, to niewiele może. Czy zatem jest już tylko kwiatkiem do akademii, dożynek i wiejskich spotkań?

Minister Elżbieta Bieńkowska i Gabriela Lenartowicz

48-letnia Gabriela Lenartowicz (z domu Kosel) pochodzi ze śląsko-morawskiej rodziny. Ze strony ojca od pokoleń związanej z Krzanowicami. Tu jest jej dom rodzinny, tu skończyła podstawówkę (w klasie z obecnym burmistrzem Krzanowic Manfredem Abrahamczykiem). Tu też wspólnie ze zmarłym już mężem Stanisławem, znanym miejscowym weterynarzem, w 1989 r. kupili dom. Mieszka w nim do dziś, dojeżdżając codziennie do pracy w Katowicach. Ma dwóch synów – starszego Wojtka, podobnie jak ona prawnika, mieszkającego dziś we Wrocławiu, narzeczonego Czeszki, i młodszego Pawła, gimnazjalistę. Zaczynała od stanowiska dyrektorki Gminnego Ośrodka Kultury w Krzanowicach. Potem było dziennikarstwo i fotel redaktora naczelnego Nowin Raciborskich (wtedy skończyła na Uniwersytecie Śląskim prawo). Zajmowała się relacjonowaniem pracy prezydenta i magistratu, choć największy rozgłos przyniosły jej teksty o ordynatorze oddziału ginekologiczno-położniczego, którego uznano winnym śmierci pacjentki. Skazany lekarz wyjechał potem z Raciborza, a Lenartowicz w 1996 r., za czasów Andrzeja Markowiaka, przeszła do pracy w samorządzie, najpierw jako naczelnik Wydziału Organizacyjnego, a potem Rozwoju i Współpracy Zagranicznej Urzędu Miasta w Raciborzu. Była postrzegana jako człowiek Markowiaka, choć w rzeczywistości wykazywała pełną samodzielność i kreatywność. Potem zresztą jej drogi z Markowiakiem się rozeszły. W 2003 r., po dojściu do władzy Jana Osuchowskiego, zrezygnowała z posady w raciborskim ratuszu i przeszła do Rybnika. Nie kryła wte-

dy, że nie może się dogadać z nowym pryncypałem. – Nie ma koncepcji na pozyskiwanie pieniędzy na rozwój – mówiła o Osuchowskim. Ofertę złożył jej prezydent Rybnika. Podobnie jak w Raciborzu, zajmowała się pozyskiwaniem środków unijnych (miała na koncie pozyskanie ogromnych pieniędzy po powodzi, dotację na budowę mini-obwodnicy Nowomiejska-Pocztowa oraz modernizację sieci wodociągowo-kanalizacyjnej w raciborskich dzielnicach i wiele innych). To wtedy poznała się z Elżbietą Bieńkowską, dziś minister rozwoju regionalnego, wówczas szefową Wydziału Programowania i Funduszy Europejskich Śląskiego Urzędu Marszałkowskiego. W rybnickim magistracie pracowała kilkanaście miesięcy. Potem przeszła do Regionalnego Biura Projektów Europejskich. Była postrzegana przede wszystkim jako specjalistka od środków unijnych. Z tego powodu w 2006 r. starosta Adam Hajduk zaproponował jej fotel sekretarza powiatu. To za jej czasów zrodziła się koncepcja adaptacji raciborskiego zamku na Ponadgraniczne Centrum Dziedzictwa Kulturowego i zgłoszenia jej do dofinansowania z regionalnego programu operacyjnego dla województwa śląskiego. Powiat zdobył z tego źródła 5 mln euro. Nie kryła ambicji politycznych. Pierwszy start w 2002 r. do sejmiku śląskiego z list koalicji PO-PiS nie przyniósł, niestety, sukcesu. Kiedy jednak radny wojewódzki Grzegorz Janik (PiS) objął wakujący mandat poselski i musiał zrezygnować z funkcji radnego województwa, miejsce w sejmiku przypadło Lenartowicz (w ramach koalicji POPiS). To był pierwszy krok do kariery. W 2006 r. bez problemu dostała się do Sejmiku bezpośrednio w

wyborach, piastując w nowej kadencji funkcję szefowej klubu radnych PO oraz komisji rozwoju i zagospodarowania przestrzennego. Od tego czasu datują się także bliskie kontakty ze wszystkimi liczącymi się śląskimi działaczami PO. W 2007 r. wystartowała do Sejmu tuż po tym, jak z kandydatury zrezygnował Andrzej Markowiak. Podczas kampanii można było zobaczyć bilbordy, na których widniała obok Hanny Gronkiewicz-Waltz. PO odniosła sukces. Lenartowicz mandatu jednak nie zdobyła, choć miała więcej głosów niż obecni posłowie PiS-u z okręgu rybnickiego. W Raciborskiem dominował Henryk Siedlaczek. Gdyby tylko ułamek jego głosów przypadł Lenartowicz, wówczas mielibyśmy dziś dwóch posłów. Pozostała na fotelu sekretarza powiatu i radnej wojewódzkiej, a regionalna prasa informowała, że jest najpoważniejszym kandydatem na marszałka województwa. W lutym tego roku otrzymała nominację na prezesa Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach. Zgodnie z prawem musiała złożyć mandat radnej, który przypadł Ewie Lewandowskiej z Raciborza. Funkcja bez wątpienia świadczy o znacznych wpływach Lenartowicz w województwie. Należy do partyjnego establishmentu PO. Nominacja miała jednak głównie związek z jej kompetencjami w zakresie przygotowania Funduszu do wsparcia procesu pozyskiwania przez samorządy środków unijnych na duże inwestycje środowiskowe. WFOŚiGW ma też miliard złotych funduszu własnego. Połowę tej kwoty przeznacza na pożyczki i dotacje dla gmin i powiatów realizujących inwestycje prośrodowiskowe. Hojnie z tej możliwości czerpią

samorządy raciborskie. Ostatnio Racibórz otrzymał ponad 20 mln zł pożyczki na remont oczyszczalni. Znaczna część tej kwoty może zostać umorzona. Prezydent, burmistrzowie i wójtowie naszego regionu nie kryją, że od czasu sejmiku a już szczególnie z chwilą objęcia fotela prezesa przez Lenartowicz łatwiej im o załatwienie sprawy w Katowicach. – Prezes WFOŚiGW-u może sobie pozwolić na telefon bezpośrednio do marszałka i umówienie spotkania na naszą prośbę – mówi jeden z nich. Marszałek województwa już nieraz, na jej zaproszenie, gościł w Raciborzu. Kiedy Lenartowicz odchodziła ze Starostwa obiecała, że będzie nadal pilotować raciborskie projekty, w tym jej własny – kompleksową modernizację drogi Racibórz-Rudy-Gliwice. Zarząd Dróg Wojewódzkich sukcesywnie przekazuje dziś na to pieniądze. - Jestem jednoznacznie kojarzona jako reprezentant ziemi raciborskiej i nie próbuję burzyć tego wizerunku. Wynika to z lokalnego patriotyzmu i zwykłej konieczności. Bez wpływów trudno liczyć na załatwienie wielu spraw. Od lat przekonuję raciborskich samorządowców, że do skutecznego działania potrzebny jest skuteczny, rzetelny lobbing. Bez niego trudno wyjść z izolacji, skutecznie zabiegać o pieniądze – mówi Gabriela Lenartowicz. Bywa na prawie wszystkich ważniejszych wydarzeniach w naszym powiecie. – Pilnuje elektoratu. Na pewno nie rozstała się z myślą o mandacie poselskim – komentują samorządowcy. Jako kobieta ma mało czasu dla domu. Wpada do niego wieczorem. Zwykle zdoła przygotować kolację. Potem siada przy laptopie i nadgania wszystkie zaległości.


« Kultura « 17

Piątek, 19 grudnia 2008 » www.naszraciborz.pl

Wehikułem

czasu

w średniowiecze

Magda Kolowca Czy dzisiaj istnieją prawdziwi, z krwi i kości, waleczni rycerze? I czy ciężkie zbroje, maczugi, proce, noże, strzały i piękne białogłowy znane nam są już tylko i wyłącznie z książek historycznych, bądź z ekranów naszych telewizorów? A gdyby tak skonstruować wehikuł czasu, którym to po przyciśnięciu odpowiedniego guzika moglibyśmy się przenieść w zupełnie inny wymiar, wymiar XIII-wiecznego świata. Podróże w czasie, do okresu średniowiecza urządza sobie Załoga Grodu Raciborskiego. Jej początki sięgają 1997 roku. Z inicjatywy Pawła Rysia i Grzegorza Musioła podjęto próbę utworzenia bractwa, które miało odtwarzać kulturę i tradycję średniowieczne-

go, XII-wiecznego Raciborza. Po ciężkiej pracy wielu ludzi, z pomocną dłonią najszczerszych dobroczyńców, bractwo stanęło na nogi i po 10 latach ma się dobrze. Dziś, pełni dumy, raciborscy rycerze reprezentują historyczne barwy górnośląskich Piastów. Zdają sobie sprawę, że przynależność do bractwa to ciągła, nieustająca praca. Grupa z każdym spotkaniem rozwija się na wielu poziomach i poszerza umiejętności, a właściwie rzemiosło. Posiada katapultę zbudowaną w 2007 r. w oparciu o dawne wzorce. W tym roku ma powstać machina oblężnicza. Rycerze sami szyją stroje i wykonują akcesoria, jakie używano w XII wieku. Ludzie tworzący Załogę Grodu Raciborskiego to za-

BEAT

KILLAZ

Racibórz » Wszystko zaczęło się 2 lutego 2008 roku, kiedy to grupa młodych, utalentowanych chłopaków z Bielska Białej (New Concept Crew) i Raciborza (Beat Killaz) których pasją był taniec postanowiła złączyć swoje siły i stworzyć jedną ekipę – BEAT KILLAZ. Magda Kolowca

Ciurys, Budzik, Chudy, Aro, Siek, Szyrmen, Pirzam, Moks, Mieciu, 100lik, Alien, Zawisz, Martucha i Matys, to czternastka ludzi, dla których hasłem przewodnim stał się hip -hop. Chłopaki od najmłodszych lat szkoły podstawowej wykazywali ogromne zainteresowanie kulturą hip hop’u, którą w tamtych czasach mogli tylko i wyłącznie podziwiać na ekranach swoich telewizorów. Zaczęło się od muzyki i clipów. Serca młodych zaczęły bić w rytmie rapu, zarówno

polskiego-rodzimego, jak i zagranicznego. KRS-One, 2pac. Gangstarr, Lords of the underground, m.o.p, Das efx, Jurassic5. Młodzi chłopcy marzyli o takich ideałach. Jeden z członków grupy tymi słowy opisał początki wspólnej przygody z kulturą hip hopu: - Pewnego dnia zobaczyłem w telewizji jakiś clip, w którym właśnie pewna grupa tańczyła breaka. Strasznie z kolegami zajarani byliśmy tym, co zobaczyliśmy, więc postanowiliśmy sami spróbować. Nasze początki były dosyć trudne, ponieważ nie mieliśmy miej-

równo gimnazjaliści jak i studenci. W każdy poniedziałek i piątek spotykają się w Przystani (raciborskiej świetlicy środowiskowej). To tutaj powstają kolejne przepiękne stroje, w jakich poruszali się XII-wieczni, a także rodzą się kolejne ciekawe pomysły. Oprócz turniejów i imprez, jakie odbywają się w sezonie, bractwo stawia nacisk na wiedzę. Zgłębiając literaturę członkowie poznają fakty historyczne oraz bogactwo kulturowe. Każdy ma przypisaną funkcję. Głową Załogi jest Robert Kwaśnica- kasztelan. Kolejni członkowie, to: Adam Wallach – wojski, Przemysław Kierys - sługa, Bartosz Gałkowski sługa, Piotr Jakończa – pachołek, Gosia Wojtek - dama dworu oraz Karolina Gałkowska - służka. (fot. autorki) sca do treningów. Tańczyliśmy praktycznie wszędzie, gdzie tylko było to możliwe. Trochę tu, trochę tam. Na dworze na kartonach, gdzieś po szkołach. Teraz już się to zmieniło, mamy swoje miejscówki. Jak długo tańczymy? Hmm... są po między nami różnice, ale od 3 do prawie 5 lat, jedni zaczęli wcześniej inni później, lecz to nie jest ważne. Każdy pracuje nad sobą i razem tworzymy jedność. Muzyka, do której tańczą chłopcy, to nie tylko rap, ale także funk, soul czy breakbeaty. Na ich treningach bardzo często można usłyszeć funkowe kawałki Jamesa Browna. BEAT KILLAZ, pełni energii i zapału stają się coraz lepsi w tym, co robią. Wiedzą, że trening czyni mistrza. Wytrwale, dużymi krokami dążą do założonych przez siebie celów. Nie opuszcza ich wrażenie, że poty wylewane na każdym treningu są kolejnym krokiem do sukcesu. W swoim raciborskim gronie spotykają się pięć razy w tygodniu. Ze swoją drugą połową - Bielskiem starają się ćwiczyć jak najczęściej, kiedy tylko to możliwe. Szczególnie wtedy, gdy szykują się większe imprezy. Skład nie musi się już błą-

kać po osiedlach, szkołach czy piwnicach; po latach znaleźli swoje miejsce - drzwi Przystani i Strefy (raciborskie świetlice środowiskowe) stoją dla nich otworem. Dzięki temu

dzierzynie (All about style), czy Ustroniu (Tie Your Sneaks). I pewnie, czego wszyscy życzymy im z całego serca, historia powtórzy się na kolejnych imprezach, które nieba-

cie jednym z jej elementów, jakim jest taniec, oddają całych siebie. To co robią pozwala im na wyrażenie własnego JA i uzewnętrznienie tego, co dla nich najważniejsze. Nie zamy-

chłopcy spokojnie, w poczuciu bezpieczeństwa, mogą doskonalić umiejętności, dzięki którym zaszli naprawdę wysoko. Wielokrotnie w różnorakich zawodach i imprezach zajmowali dobre pozycje m.in. III oraz IV miejsce na katowickiej imprezie Break Dance Battle. Podobnie było w Kę-

wem będą miały miejsce w Skoczowie i Tarnobrzegu. Dziś BEAT KILLAZ wie czego chce. BBoy’e wiedzą, że kultura hip-hop’u to nie tylko muzyka, to nie tylko taniec, to coś znacznie głębszego. To styl życia, sposób zachowania, myślenia, to światopogląd. To dzięki tej kulturze, a mianowi-

kają się w pewnych ramach, wręcz przeciwnie - każdego dnia po przez pracę nad samym sobą, nad swoim ciałem, przekraczają pewne granice. Brak tu jakichkolwiek schematów i ograniczeń, muzyka wyznacza im rytm życia i tory, po których dzielnie się posuwają. (fot. autorki)


18 » Kuchnia regionalna »

Piątek, 19 grudnia 2008 » www.naszraciborz.pl

Festiwal

kuchni morawskiej

w Borucinie Krzanowice » Śląskie, morawskie, polskie, czeskie a nawet ukraińskie dania można był spróbować 13 grudnia w Borucinie na Festiwalu Morawskiej Kuchni Regionalnej. Każdy gość mógł jeść do woli, a było w czym wybierać. Imprezę dofinansowała Unia Europejska.

Kuchnia morawska, czyli garść przepisów z Krzanowic i okolic Keksy z hawerfloków (ciasteczka z płatków owsianych) • 250 g margaryny • 250 g cukru • 500 g płatków owsianych • Łyżka kakao Margarynę, cukier, kakao zagotować. Dodać płatki owsiane i całość dokładnie wymieszać. Następnie łyżką nakładać masę na talerz. Zostawić do wystygnięcia.

Biskfitrola (rolada biszkoptowa) • 4 jajka • 125 g cukru • 125 g mąki • Szczypta proszku do pieczenia Cukier utrzeć z żółtkami aż uzyskamy jednolitą, puszystą masę. Następnie dodać przesianą mąkę z proszkiem do pieczenia, ubite na sztywną masę białka i wszystko delikatnie wymieszać. Ciasto wylać na wyłożoną pergaminem blaszkę. Po upieczeniu letnie ciasto posmarować kremem i zawinąć w rulon. Wierzch rolady ozdobić według uznania.

Grzegorz Wawoczny Na Festiwal Morawskiej Kuchni Regionalnej gmina Krzanowice pozyskała środki z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego oraz budżetu państwa. I choć dominowały potrawy z pogranicza śląsko-morawskiego, to goście mogli również skosztować współczesnych dań, np. pangi w cieście, oraz ukraińskich specjałów. Władze Krzanowic, jako partne-

ra projektu, wybrały sąsiednią Chuchelną. Kilkuosobowa ekipa Czechów przygotowała kilkanaście dań, w tym swoje sztandarowe produkty, czyli knedliki, smażonego karpia oraz wigiljną omaczkę (sos). Ukraińcy z Rohatynia (gmina partnerska Krzanowic) przywieźli szefów swoich restauracji i ubrali się w narodowe stroje. Ugotowali ukraiński barszcz, przygotowali pierogi, dali do skosztowania swojej kiełbasy, sało

(wschodnia przekąska ze słoniny) oraz kutię. Niemniej okazale wypadły miejscowe koła gospodyń wiejskich z: Krzanowic, Bojanowa, Borucina i Wojnowic. Panie sięgnęły zarówno do starych receptur (morawska rolada z kluskami i zeli) oraz do współczesnych osiągnięć sztuki kulinarnej, podsuwając gościom szereg nie tylko treściwych potraw, ale i całą gamę słodkości.


« Kuchnia regionalna « 19

Piątek, 19 grudnia 2008 » www.naszraciborz.pl

Belineluft (deser z białek) • 2 białka • 200 g cukru • Sok malinowy lub truskawkowy Białka ubić z cukrem na puszystą sztywną masę, dodać sok i całość delikatnie wymieszać.

Zależyny syr (sfermentowany ser) • 500 g sera białego tłustego • 1 łyżka kminku • Sól Ser biały rozkruszyć w misce, posolić, posypać kminkiem. Wymieszać, przykryć ściereczką i odstawić w ciepłe miejsce na kilka dni. Gdy ser zacznie wydzielać charakterystyczny zapach nadaje się do jedzenia.

Hałeczki (kluski) • Kilogram ziemniaków • 250 g mąki ziemniaczanej • 1 żółtko Ziemniaki obrać i ugotować. Gorące przecisnąć przez prask i ostudzić. Dodać mąkę i żółtko. Wszystko wyrobić na jednolitą masę. Z ciasta formować okrągłe kuleczki. Wrzucić do wrzącej wody i gotować 5 minut.

Hekele (pasta z ryby wędzonej)

Keksy z fetu (ciasteczka na smalcu) • 300 g smalcu • 300 g cukru pudru • 500 g mąki • 100 g orzechów zmielonych • 1 jajko Wszystkie składniki połączyć, dobrze wyrobić. Ciasto rozwałkować na grubość 1 cm, wycinać różne kształty. Piec w temperaturze 170 st. C. Po upieczeniu otoczyć w cukrze pudrze.

Zista (babka) • 250 g margaryny • 3-4 jajka • 500 g mąki • trochę mleka • 250 g cukru • 3 łyżeczki proszku do pieczenia • Kakao • Cukier waniliowy Margarynę rozpuścić i ostudzić, dodać cukier i cukier waniliowy. Jajka ubić na puszystą masę. Dodać przesianą mąkę z proszkiem do pieczenia i trochę mleka. Wszystko delikatnie wymieszać i wlać do formy.

Szpajza (deser kremowy) • 4 jajka • 1 duża cytryna • 8 łyżeczek cukru • 2 łyżeczki żelatyny Żółtka utrzeć na puszystą masę. Dodać sok z całej cytryny i ubitą z białek pianę. Całość delikatnie wymieszać. Na koniec dodać namoczoną żelatynę. Całość wlać do salaterek deserowych. Aby otrzymać szpajzę kakaową, zamiast soku z cytryny dodać kakao.

Bożonarodzeniowy poncz (przepis gospodyń z Chuchelnej) • Pół litra wody • Pół litra rumu • Pół kilograma cukru • Miąższ z cytryny i pomarańczy, przyprawy korzenne, anyż gwiaździsty (badian), goździki, imbir, skórki z pomarańczy i cytryny krojone w spirale. Wodę z cukrem i rumem zagotować. Dodać pozostałe składniki. Odstawić na kilka dni, a nawet do 2 dni. Spożywać z herbatą. Najlepiej mieszać pół na pół.

Bałernkejza (ser z kminkiem) Wykonać wedle przepisu „Zależyny syr”, gdy otrzymana masa zacznie wydzielać specyficzny zapach, przetopić ją na maśle.

• 1 makrela • 1 cebula • Kawałek masła Makrelę obrać, dodać pokrojoną w drobną kostkę cebulę, masło i wszystko dokładnie wymieszać.

Kartofle (cukierki) • 1 szklanka mąki ziemniaczanej • 1 szklanka kaszy mannej • 2 szklanki cukru pudru • 1 szklanka suchego mleka • 2 kostki masła • 2 olejki migdałowe • Kakao Masło rozpuścić, połączyć z cukrem pudrem, dodać suche mleko, kaszę manną, mąkę ziemniaczaną, olejki. Dobrze wymieszać i wyrabiać różne kształty: kuleczki, kwadraciki, wycinać foremkami i otoczyć w kakao. Wyłożyć na blachę i odłożyć do wystudzenia.

Szałat ze szkwarkami (sałata ze słoniną) Zielona sałata 100 g słoniny Ocet, woda, sól, cukier Sałatę opłukać, liście podzielić na mniejsze części. Słoninę pokroić w drobną kostkę i wytopić na skwarki. Z niewielkiej ilości wody sporządzić zalewę (ocet, woda, sól, cukier). Tuż przed podaniem sałatę polać zalewą i dodać skwarki.

Pelkartofle (ziemniaki w mundurkach) • Ziemniaki • Serwatka lub maślanka • Masło • Sól Ziemniaki ugotować ze skórką. Następnie obrać, podawać z masłem i solą, popijać serwatką lub maślanką.

Kardynatle (kotlety mielone) • Mięso wieprzowe • Bułka • Jajko • Trochę mleka • Bułka tarta • Przyprawy do smaku Bułkę namoczyć w mleku i dokładnie odcisnąć. Do zmielonego mięsa dodać namoczoną bułkę, jajko, przyprawy i dokładnie wymieszać. Z masy formować kotleciki, otoczyć w tartej bułce i smażyć na rozgrzanym tłuszczu z obu stron. Skorzystano z przepisów zebranych przez Ewę Ehr oraz Iwonę Kamińską, nauczycielki Zespołu Szkół w Krzanowicach.

Zupa z serwatki • 1 szklanka wody • 2 litry serwatki • 2 ząbki czosnku • 2 łyżki masła • 5-6 łyżek mąki zwykłej • 2 jajka • 3 jajka ugotowane na twardo lub 3 ziemniaki Do garnka wlać szklankę wody, dodać masło i rozdrobnione ząbki czosnku. Całość doprowadzić do wrzenia, a następnie odstawić i lekko ostudzić. Następnie dodać maślankę, mąkę i rozbełtane jajka. Całość wymieszać i zagotować. Ugotowane i pokrojone jajka lub ziemniaki zalać zupą.

Kartofelsalat (sałatka ziemniaczana) • 10 ziemniaków • 3 marchewki • 1 pietruszka • 1 cebula • 4 ogórki kiszone • 1 puszka groszku • Sól, pieprz Ziemniaki, marchew i pietruszkę ugotować w łupinkach, potem obrać. Wszystkie produkty pokroić w kostkę, dodać groszek, majonez i przyprawić do smaku.

Myrbtajg z kartoflami (ciasto z ziemniakami) • 370-400 g mąki • 200 g cukru • 150 g margaryny • 150 g ugotowanych, wystudzonych i przeciśniętych przez praskę ziemniaków • 3 łyżeczki proszku do pieczenia Wszystkie produkty zagnieść na jednolitą masę, rozłożyć na wysmarowanej tłuszczem blasze i posmarować powidłami lub musem jabłkowym, masą makową, serową i równo rozłożyć posypkę.

Posypka (okruszka) • 300 g mąki • 150 g cukru • 150 g masła • Cukier waniliowy lub otarta skórka z cytryny Wszystkie produkty razem zagnieść na jednolitą masę, palcami formować małe placuszki, nakładać je na ciasto.


20 » Historia »

Piątek, 19 grudnia 2008 » www.naszraciborz.pl

Racibórz » Dr Friedrich Weidemann był w swoim czasie znanym człowiekiem; w latach czterdziestych XIX stulecia zajmował stanowisko komisarza sądowego przy Królewskim Wyższym Sądzie Krajowym w Raciborzu, obsługującym od 1817 roku całą Rejencję Opolską, czyli Górny Śląsk. Przybyły do południowo-wschodniej prowincji Prus z głębi Niemiec należał do tych nieszczęśliwych urzędników i oficerów, którzy w listach do znajomych jakby mimochodem skarżyli się „obecnie rzucony na Górny Śląsk” (jetzt in Oberschlesien geworfen).

Krytyczny obraz Hotel Brucka przy ul. Odrzańskiej

hotelarstwa Górnego Śląska sprzed półtora wieku dr Ryszard Kincel Nastawiony krytycznie do licznych spraw regionu opublikował w roku 1843 w Lipsku po niemiecku bardzo subiektywną książkę pt. „Charakterystyczne stosunki górnośląskie w swobodnych scenach odbitych w lustrze do golenia” (Spezielle oberschlesische Zustande in freien Rasierspiegelszenen dargestellt), w której w krzywym zwierciadle przedstawił różne instytucje i kwestie publiczne. Książką odbiła się sporym echem wśród czytelników wyższych warstw społecznych, a oburzyła wiele prominentnych osób i instytucji; a została też wykorzystana w kilkunastu opracowaniach, np. hojną dłonią czerpał z niej Anton Oskar Klaussmann, autor świetnej książki pt. „Górny Śląsk przed 55 laty” (Oberschlesien vor 55 Jahren), przetłumaczonej ostatnio przez Antoniego Halora. W tej publikacji jest m.in. przezabawny rozdział „Status sofy na Górnym Śląsku”. Aliści w tym opracowaniu zajmiemy się całkiem inną sprawą, mianowicie stanem hotelarstwa w dawnym województwie opolskim w połowie XIX wieku opisanym zgryźliwym piórem raciborskiego komisarza sądowego: „Podróżny przebywający w Nadrenii - gdzie oberżom i zajazdom nic nie można zarzucić oprócz drożyzny, kędy obsługa i czystość w ogóle każdy komfort jest wyśmienity - do Górnego Śląska, po opuszczeniu Wrocławia i dojechaniu koleją żelazną do Opola wnet zauważy, że dostał się do prowincji znajdującej się jeszcze w dzieciństwie cywilizacji. Wprawdzie w Opolu znajdzie dwie oberże pierwszej rangi, tzn. dla Górnego Śląska, które jednak w porównaniu do niedawno odwiedzanych hoteli zaliczy do trzeciej

rangi, jeżeli wysokość rachunku go nie skłoni do poprawki. Wszak czynnościom obu opolskich oberżystów nie można odmówić świadectwa iż wytężają wszystkie siły, aby podróżni zapomnieli Frankfurt nad Menem. Kiedy go podróż wiedzie przez Krapkowice, Koźle, Racibórz do Opawy i Wiednia, a nie ma za wielkich wymagań, to w Koźlu w dwóch oberżach znajdzie znośne pomieszczenia. Niech się jednak wystrzega wstępowania do jakiejkolwiek oberży w Krapkowicach. Przybywszy do Raciborza bezskutecznie będzie szukał nazwy dobrej oberży. Skieruje się go do szeroko znanego z uprzejmości pana Jana Lorenca Jaschkego albo do znanego z innych przymiotów pana Hilmera. U pierwszego znajdzie

wybrane towarzystwo przy stole, kawał dobrej wołowiny i pieczeń cielęcą lub baranią, czysty pokój i dobrą obsługę. W drugiej oberży panuje surowy nadzór i widok. Życie targowe bogato mu wynagrodzi brak towarzystwa przy stole. Trzecia oberża znajduje się w budowie i ma być urządzona wedle południowoniemieckiej maniery. Wyżej wspomniane oberże w Opolu, Koźlu i Raciborzu są przeznaczone dla gości pierwszej rangi. O pozostałych, których jest prawie legion, publiczność czytająca to pisemko nie otrzyma żadnych wiadomości i niech nikt się nie waży wstępować do karczem, chyba że chce na własne oczy zobaczyć niechlujny stan Górnego Śląska. Inna droga z Wrocławia do Wiednia prowadzi turystę,

podróżującego za winem i podobnych wzorcowych „ujeżdżaczy” przez Grodków do Nysy, gdzie przy rynku znajdzie trzy oberże, w których zostanie przyjęty, jeżeli należy do podróżnych pierwszej albo drugiej klasy. Są one podobnej rangi, wszak większość gości panu Urbanowi oddaje pierwszeństwo, którego autor nie może określić. Owe trzy oberże są wyborniejsze od wszystkich innych na Górnym Śląsku. Spośród pozostałych w Prudniku oberża „Pod Krzyżem” wyróżnia się czystością, w Głubczycach oberża pana Kachela odznacza się dobrym towarzystwem i sąsiedzkim winem austriackim. Jeżeli jednak celem podróży jest Kraków to wymagania znalezienia dobrej oberży trzeba będzie bardzo spuścić z tonu, bowiem jeszcze tylko w Strzelcach Opolskich znana jest oberża dla przyzwoitych podróżnych. Natomiast oberże w Toszku, Pyskowicach - a nawet w górniczym mieście Gliwice, gdzie w „Domu Niemieckim” zatrudnia się żydowską i chrześcijańską kucharkę -ponieważ uczęszczają tam

Hotel Trzy Korony u wylotu Zborowej na Pl. Długosza, dawniej Nowy Targ

obie konfesje i dlatego zazwyczaj woli się chodzić do oberży „Pod Czarnym Orłem” - są wyłącznie miernymi środkami ostateczności. Ostatnie oberże nad krakowską i galicyjską granicą znajdują się w dwóch miejscowością w pobliżu głównego urzędu celnego, kędy utrzymuje się gości przybyłych z konieczności. Aczkolwiek inne stosunki w księstwie pszczyńskim pozostawiają wiele do życzenia, to podróżny w Pszczynie może być zadowolony z przyjęcia w oberży pana Jaschke. Umeblowanie jest wprawdzie, jak i sam oberżysta, z poprzedniego stulecia, aliści łóżka są wyborne i czyste. Wikt podawany przez samego gospodarza, wyuczonego, poprzednio książęcego kucharza, dogodzi każdemu łakomczuchowi nawet skoro przedtem nie zgłodniał spacerując przyjemnymi promenadami i ulicami czystego miasteczka. Podobnej jakości jest wino jeśli się tylko nie wybierze taniego gatunku. Ale wszystkim wymienionym oberżom trzeba przyznać, że stajnie mają doskonałe, ciepłe i obszerne. W innych małych miastach każdy podróżny znajdzie zajazd, gdzie bez obawy o robactwo może bezpiecznie i spokojnie przenocować”. Opisane przez komisarza sądowego raciborskie oberże są nam znane z licznych przekazów a nawet ogłoszeń

nym „Pod Czarnym Orłem”: „12 sierpnia 1806 roku: Wcześnie pojechaliśmy obaj (z bratem Wilhelmem), Forchem (przyjaciel poety) i mamą do Raciborza, gdzie zajechaliśmy do Hillmera… 17 listopada 1806: Pojechaliśmy z mamą i Forchem około godz. 10 na jarmark do Raciborza…, zajechaliśmy do Hillmera…, jedliśmy u Hillmera. 11 stycznia 1807: Po południu pojechaliśmy obaj, Klein (przyjaciel młodzieńców) i Schoepp (sługa i strzelec nadworny) do Raciborza… My jednak zajechaliśmy do Hillmera, wypyliśmy butelkę lichego wina…12 (stycznia). Po godz. 3 opuściliśmy z Bienckem (dzierżawca) salę balową, kilka godzin spaliśmy u Hillmera, a po śniadaniu złożyliśmy wizytę u M. Hahmann (żona syndyka)… 20 stycznia 1807: Rano pojechaliśmy obaj z mamą na jarmark do Raciborza, u Hillmera dużo jedliśmy i łasowaliśmy… 9 marzec 1807: Wcześnie rano pojechaliśmy wszyscy na jarmark do Raciborza…, gdzie my obaj zajechaliśmy do Hillmera, po czym przez okna oglądaliśmy jarmark, przechodzących brzeźniczan z przyległościami oraz manewry Bawarczyków (napoleońskie wojska okupacyjne). Po wspólnym obiedzie tamże Wilhelm poszedł na zamek; ja jednak dopiero później… 1 maja 1807: Zaraz po po-

Hotel Dom Niemiecki, obecnie RCK przy ul. Chopina

prasowych; oba obiekty mają ciekawe dzieje. Pierwszy jest przodkiem Raciborskiego Domu Kultury przy ul. Chopina, gdzie najpierw przy ul. Panieńskiej stał wolny od podatków dom właścicieli Kornicy, który pod koniec XVIII wieku krótko należał do von Eichendorffów. Od 1809 roku budynek dzierżawił, a w 1824 zakupił Jan Lorenc Jschke, urządzając w nim znaną restaurację ze stołem bilardowym; w dużej sali lokalu koncertował w 1846 roku słwany Ferenc Liszt. Drugi dom stojący na rogu Rynku i ul. Długiej w 1780 roku nabył Georg Hillmer od kasy miejskiej i założył gospodę „Pod Czarnym Orłem”. Był to niegdyś najpopularniejszy zajazd w Raciborzu, gdzie na początku XIX stulecia z reguły zatrzymywała się okoliczna szlachta i arystokracja, m.in. Eichendorffowie; w połowie XIX wieku lokal już nie gromadził najprzedniejszego towarzystwa. W najlepszych latach zajazdu Hillmera przebywał w nim często młody Joseph vob Eichendorff, który w swoich dziennikach wspomniał o nim kilkanaście razy. Nie są to obszerne opisy lokalu i jego gości jednak charakteryzują one kontakty młodych paniczów z Łubowic z jednym z pierwszych hoteli raciborskich zwa-

łudniu pojechaliśmy obaj ze Schoeppem po raz ostatni do Raciborza (przed wyjazdem do Heidelbergu)…Zajechaliśmy do Hillmera…Nocowaliśmy u Hillmera… 8 kwiecień 1810: Po południu na zaproszenie pojechaliśmy obaj ze Schoeppem linijką do Raciborza na komedię… około pół do dwunastej wszyscy się rozeszli a my poszliśmy spać do naszego pokoju u Hillmera.” Zachęcony powodzeniem krytycznej publikacji z 1843 roku sędzia Friedrich Weidemann w kolejnym roku wydał ponownie w Lipsku podobne opracowanie o zbliżonym tytule „Stosunki górnośląskie w swobodnych scenach odbitych w lustrze do golenia” (Oberschlesische Zustaende in freien Rasierspiegelszenen). W pierwszej i drugiej książce znajdują się interesujące opisy różnych instytucji publicznych, np. „Nowe więzienie kryminalne w Raciborzu (Das neue Criminalgefangniss in Ratibor). Te głośne publikacje szydzące ze stosunków na Górnym Śląsku rzecz jasna nie przyczyniły autorowi sympatii wśród władz, instytucji i ludzi za nie odpowiedzialnych; toteż nie zagrzał tu długo miejsca i niedługo później opuścił na zawsze prowincję górnośląską.


« Historia « 21

Piątek, 19 grudnia 2008 » www.naszraciborz.pl

Racibórz » Jubileuszowy rok 900-lecia Raciborza skłania mnie do wspomnienia o człowieku noszącym w swym rodowym nazwisku właśnie nazwę naszego miasta, księciu Viktorze II von Ratibor. Był on dziadkiem obecnego księcia raciborskiego, Franciszka Albrechta IV von Ratibor, który gościł w czerwcu tego roku w naszym mieście. Okrągła, 70 rocznica urodzin Viktora II przypadła w roku 1917. Raciborski Kurier Górnośląski (Oberschlesischer Anzeiger) z 6 września 1917 roku (nr 205) zamieścił obszerną relację z okazji wspomnianej rocznicy urodzin księcia Viktora. Oto parę ciekawych informacji dotyczących jubilata - pisze Renata Sput.

Huczny jubileusz księcia

Viktora II von Ratibor

Renata Sput Książę Viktor urodził się 6 września 1847 roku w podraciborskich Rudach. Podstawy wykształcenia, jak było to wówczas przyjęte w rodzinach wyższej arystokracji, uzyskał w domu. W końcowej fazie nauki, tuż przed pójściem do nyskiego gimnazjum, przygotowywany był przez przyszłego raciborskiego proboszcza, prałata Schaffera. W roku 1865 zdał maturę. Następnie studiował na uniwersytetach w Berlinie, Bonn i Getyndze. Na ostatnim ze wspomnianych uniwersytetów zakończył edukację broniąc w 1869 roku pracę doktorską i uzyskując tym samym tytuł doktora prawa. Jesienią 1869 roku wstąpił do pułku huzarów gwardii w Poczdamie, z którym to brał udział w wojnie francusko – pruskiej 1870-71 roku. Odznaczony został Krzyżem Żelaznym II klasy. Przez trzy lata, począwszy od roku 1873 pracował w Ambasadzie Niemiec w Wiedniu. Od roku 1877 miał prawo noszenia munduru swej jednost-

ki, nie będąc w czynnej służbie wojskowej. W okresie późniejszym, tak jak jego ojciec został generałem – majorem a’la suite, tzn. otrzymał stopień honorowy, nie związany z czynną funkcją generalską i sprawowaniem komendy, nadawany często wyższej arystokracji). Ojciec jubilata, Victor Moritz Karl Herzog von Ratibor, Fürst von Corvey otrzymał np. w roku 1872 tytuł generała kawalerii (General der Kavallerie a’la suite). 19 czerwca 1877 roku Viktor Amadeus poślubił w Wiedniu hrabiankę Marię Agathę Gobertinę Breunner-Enkevoirth. Mieli wspólnie czwórkę dzieci, dwóch synów i dwie córki. Pierwszym z nich był książę – następca (Erbprinz) Viktor. Urodził się on 2 lutego 1879 roku. Był rotmistrzem a’la suit armii pruskiej. Mieszkał w Monachium z poślubioną w roku 1910 księżniczką Elżbietą (Elizabeth Prinzessin Oettingen-Oettingen). Drugim synem był książę Hans. Urodzony 8 marca 1882 roku był w roku 1917 rotmistrzem

i adiutantem w sztabie 20 brygady kawalerii. Trzecim dzieckiem księcia była księżniczka Agatha, urodzona 24 lipca 1888 roku, która zamieszkała w Poczdamie z poślubionym sobie Friedrichem Wilhelmem, księciem Prus. Ostatnim dzieckiem była księżniczka Margarete, urodzona 3 marca 1894 roku. Po śmierci ojca książę Viktor przejął w roku 1893 księstwa Racibórz i Corvey. Jak zapewnia redakcja gazety, książę Viktor mógł z dumą spoglądać na dokonania swego dotychczasowego życia, a fakt ten miał niewiele wspólnego z jego arystokratycznym pochodzeniem. W artykule podnoszono fakt, że całe jego życie przepełnione było troską i pracą na rzecz regionu. Podkreślano tu przede wszystkim zaangażowanie jubilata i jego działalność na rzecz Górnego Śląska. Sprawował wiele odpowiedzialnych, pochłaniających mnóstwo czasu i pracy funkcji. Był członkiem Rady Powiatu rybnickiego oraz deputowanym do rady powiatów:

raciborskiego, gliwickiego i oleskiego. W roku 1891 objął posadę w administracji prowincjonalnej. Od roku 1893 był członkiem sejmiku prowincjonalnego. Od roku 1897 wybierany był na kolejne kadencje przez jego członków na prze-

wodniczącego wspomnianego gremium. Autor artykułu podkreślał też wagę jego działalności jako członka Kamery Prowincji Śląskiej ds. Rolnictwa, przewodniczącego Prowincjonalnego Stowarzyszenia Żeglugi Międzylądowej oraz Śląskiego Związku Automobilowego. We wszystkich obszarach swej pracy i działalności jubilat zasłużył się bardzo dla swojej rodzinnej prowincji. Podczas manewrów VI korpusu armii pruskiej (Kaisermanöver), które odbyły się na Śląsku w roku 1906, cesarz wręczył Viktorowi II Order Orła Czarnego. Miasto Wrocław, w podziękowaniu za jego zaangażowanie i trud włożony w organizowaniu wrocławskich obchodów setnej rocznicy bitwy narodów pod Lipskiem (1913), nadało mu honorowe obywatelstwo. Wspomnieć należy również o udziale księcia w różnorodnych komisjach i innych gremiach powołanych do walki z gruźlicą. Był m.in. prezydentem pierwszego Międzynarodowego Kongresu ds. Gruźlicy, który obradował w 1900 roku w Neapolu. Szczególne wysoko oceniana była praca księcia w Niemieckim Związku Łowieckim, (Allgemeine Deutsche Jagdschutzverein), któremu przewodniczył od roku 1895. Z okazji 70 rocznicy urodzin członkowie Związku podarowali księciu ilustrowane czasopismo pamiątkowe, w którym zamieszczono sceny z polowania w lasach książęcych. Jubilat otrzymał też zaszczyt-

ochrony lasów i zwierzyny. Allgemeine Deutsche Jagdschutzverein podejmował bowiem, jako jeden z pierwszych związków łowieckich (myśliwskich) na świecie, różnorodne działania, w tym również badania naukowe, związane z ochroną przyrody i ekologią. Artykuł w Anzeigerze kończyły życzenia skierowane na ręce księcia Viktora, nawiązujące do jego zamiłowania naturą: „Möge der grüne Wald auch fürderhin den Herzog so erhalten, Jahrzehnte noch!” (Niechaj te zielone puszcze, które książę tak umiłował, zachowają go jeszcze dziesiątki lat w zdrowiu). 9 września Kurier (nr 208) donosił o raciborskich obchodach urodzin księcia Viktora, podając uczestników tej uroczystości oraz informację o nadesłanych gratulacjach. Dowiadujemy się, że cesarz przesłał na ręce księcia Viktora telegram o bardzo serdecznej treści. Innymi gratulantami byli: książę pruski Henryk, nadprezydent prowincji śląskiej, książę i księżna z SachsenMeiningen. Książę otrzymał ponadto setki depesz i telegramów, których nie sposób tu wymienić. Należy jednak wspomnieć serdeczne gratulacje przesłane przez burmistrza Bernerta, Radę Parafialną Gminy Ewangelickiej w Raciborzu, raciborskiego klubu wioślarskiego Ruderverein 1888 Ratibor, którego książę był członkiem – założycielem, mecenasem a pewien czas prezesem, oraz niemiecki i górnośląski kluby auto-

ny tytuł „Jäger der Heimat” (dzisiaj moglibyśmy ów tytuł przetłumaczyć jako Myśliwy Małej Ojczyzny - Śląska). W piśmie skierowanym na ręce jubilata, podkreślano też jego zaangażowanie dla tzw. „zielonej sprawy”, w tym głównie dla

mobilowe. Książę był bowiem zapalonym wielbicielem automobilów. Viktor II Amadeus zmarł 9 sierpnia 1923 roku w Corvey i został pochowany, wraz ze swą żoną, która zmarła prawie 6 lat później, w krypcie kościoła w Rudach.


22 » Sport »

Piątek, 19 grudnia 2008 » www.naszraciborz.pl

Jak Tolek

Unię

do I ligi wprowadzał Racibórz » - Wszystko było jasne po meczu z Rakowem Częstochowa, który za wszelką cenę chciał awansować do I ligi. Jechaliśmy tam z trzypunktową przewagą. Do przerwy było 2:0 dla nich. Po niej sędzia podyktował dla Rakowa karnego. Wiedzieliśmy, że chce im pomóc – wspomina Anatol Muszała, trener, który wprowadził Unię Racibórz do I ligi. Od tamtego czasu minęło 45 lat. Grzegorz Wawoczny Anatol Muszała, pseudonim Tolek, ma 83 lata. W życiu nie zapalił papierosa, po wódkę sięgał rzadko, za to w górach z plecakiem spędził kawał życia. Cieszy się wyśmienitym zdrowiem. Jest rodowitym mysłowiczaninem, jednym z ostatnich żyjących piłkarzy grających podczas okupacji w śląskiej Gaulidze. Inni ostatni wielcy, to Gerard Gienek Cieślik z Chorzowa (dawniej Hajduki Wielkie) i Teodor Teo Wieczorek z Bytkowa. Cieślik to znana z mediów ikona, legenda Ruchu. O Tolku i Teo można poczytać w fachowej literaturze. Muszała był bramkarzem, stoperem, środkowym obrońcą. Grał w RSG Kattowitz, po wojnie w Toruniu i Kędzierzynie Koźlu. Kontuzja (złamanie nogi) przerwała jego karierę. Skończył kurs instruktorski, potem trenerski. W 1953 r. zaczął trenować drużyny, jeszcze jako zawodnik. Prowadził kilka teamów. W 1960 r. powierzono mu Unię Racibórz po zmarłym tragicznie Edwardzie Pytliku. Związał swoje losy z Raciborzem, bo żona, była wieloletnia dyrektorka zakładu głuchych, dostała mieszkanie na Ostrogu, w domu nauczyciela. Mieszkają tu do dziś. W 1997 r. powódź zabrała Tolkowi całe archiwum, wszystkie pamiątki z tamtych czasów. Zostały tylko wspomnienia. Wielu jego zawodników z lat 60. już nie żyje.

by. Na damską piłkę nigdy. Po prostu jej nie uznaje. Futbol to męski sport. Jest przekonany, że Racibórz stać na II a nawet I ligę męską. – Ludzie by chodzili na mecze. Trzeba tylko chcieć, trzymać się priorytetów – przekonuje. Mamy przecież stadion, zdolną młodzież – dodaje. Przy pl. Jagiełły była kiedyś sekcja zapasów. Teraz jest tu Miejski Klub Zapaśniczy Unia, bo starej, wielkiej Unii, tej z piłką nożną, zapasami i ciężarami, od zawsze związanej z ZEW-em, już nie ma. W latach 90. borykający się z kłopotami klub podzielił się na dwa: MKZ i Raciborskie Towarzystwo Piłkarskie, które postawiło na piłkę żeńską. Ciężarowcy skończyli w małym budynku na Ostrogu. Przygarnął ich TKKF. Niedawno męska drużyna piłkarzy znów się wydzieliła. Mamy MKZ, RTP i Klub Piłkarski Unia Racibórz z drużyną w IV lidze, grupie II śląskiej. Wszystkie Unie łączy jedno – notoryczny problem z pieniędzmi. O wielkich sponsorach mogą tylko pomarzyć. RTP i żeńską piłkę trzyma Remigiusz Trawiński. MKZ radzi sobie przy wsparciu miasta. Najtrudniej ma KP Unia z Andrzejem Starzyńskim na

ambicja, która pozwalała zniwelować braki techniczne – tak Muszała określa źródło sukcesu Unii. Drużyna oparta była w 90 proc. na swoich wychowankach, dwukrotnych mistrzach Polski juniorów. – Mózgiem był Ginter Michalski. Przeciwnikom imponowała szybkość Urbasa, gra Zaczka na prawym skrzydle i Lazara w ataku. Jeździło z nami sporo kibiców – dodaje Tolek. Unia zagrała w I lidze dwa sezony. W pierwszym, po wzmocnieniach, m.in. braćmi Hibnerami, zajęła ósme miejsce. W drugim spadła do II ligi razem z Pogonią Szczecin. Zajęła ostatnie miejsce z marnym dorobkiem 14 punktów. - Awans do I ligi był dla Unii największym nieszczęściem – mówi dziś Muszała. W nagrodę za awans drużyna miała pojechać do Gruzji. Z 22 zawodników pojechało tylko 12, bez trenera. Resztę miejsc zajęli działacze. Sukces zawsze miał wielu ojców, ale coś zaczęło się psuć – dodaje. Było też jasne, że ZEW sam nie uciągnie finansowania I ligi. Potrzebna była pomoc innych zakładów. Każdy chciał mieć swojego przedstawiciela. Skończył się

korzystany. Wielkie imprezy zdarzają się tu rzadko, ostatnio koncert Rubika. Kiedyś jeszcze były pokazy rodeo, a Górnik Zabrze grał z Young Boys Berno w Pucharze Intertoto. Damska piłka nie ma tej publiki, co kiedyś I-ligowa Unia, choć Trawiński robi co może, by zarazić nią raciborzan. Ostatnio wprowadzono nawet rodzinne karnety. Po awansie Tolek stracił posadę trenera drużyny I-ligowej. Powierzono mu opiekę nad młodzieżą. Potem był trenerem koordynatorem Podokręgu, aż do lat 90. Z pracy w ZEW-ie przeszedł do Koksoprojektu. Stamtąd na emeryturę. O wielkiej Unii pamięta wielu raciborzan starszego pokolenia. Dobiega powoli pół wieku, a od tamtego czasu Racibórz już nigdy nie dorobił się męskiej piłki nożnej na przyzwoitym poziomie. Tylko oldboje Unii co roku spotykają się przy Srebrnej na meczu pokoleń. Wielu z nich przyjeżdża specjalnie z Niemiec. Przychodzą też ci wielcy z drużyny I-ligowej. Stoją razem, z boku, na starych trybunach. Organizatorem spotkań jest

czele. Gdyby nie entuzjazm i zaparcie działaczy wszystko pewnie by się rozpadło. Po starej, wielkiej Unii pozostało tylko kilkanaście albumów ze zdjęciami i wycinkami z gazet. Kierownik Delong pilnuje tej schedy jak oka w głowie. Na stadionie przy Srebrnej jest jeszcze stary zegar. Kasy przy wejściu przypominają, że kiedyś pojawiały się tu tłumy kibiców. Był też basen, ale po powodzi został zasypany. Kąpały się tu dzieci z Płoni i Ostroga.

Horror w Częstochowie

- Wszystko było jasne po meczu z Rakowem Częstochowa, który za wszelką cenę chciał awansować do I ligi. Jechaliśmy tam z trzypunktową przewagą. Do przerwy było 2:0 dla nich. Po niej sędzia podyktował dla Rakowa karnego. Wiedzieliśmy, że chce im pomóc. Wiesiołek na szczęście obronił. 3:0 mogło nas pogrążyć. Zdołaliśmy wyrównać, a Urbas przed ostatnim gwizdkiem był sam na sam z ich bramkarzem. Trafił w słupek. Mogliśmy wygrać, ale re-

Na zdjęciach drużyna, która awansowała do I ligi, Anatol Tolek Muszała stoi ósmy od lewej

mis 1:1 ze Śląskiem Wrocław i tak przypieczętował nasz awans – wspomina Tolek Muszała. Unia zajęła II miejsce w rozgrywkach II ligi sezonu 1962/1963. Z pierwszego awansowały Szombierki Bytom. - Umiejętności, żywiołowość, młodość, chęć walki i

sport i robienie wyników. Do głosu doszli działacze. Popełniono szereg błędów organizacyjnych. Unia zaczęła zjazd do niższy lig i to w czasie, gdy na Ostrogu zaczęto budować nowy stadion, piękny wówczas 30-tysięcznik, do dziś niewy-

Andreas Rim z Norymbergii. Władze miasta zaglądają tu rzadko. O wielkiej piłce mało kto w Raciborzu myśli. Zostały tylko wspomnienia i złość, że kiedyś się chciało, a dziś już nie.

Magazynek kierownik Delonga

Henryk Delong, dziś kierownik MKZ Unia Racibórz, jedna z legend klubu, ma duże zdjęcie drużyny piłkarskiej z 1963 roku. Z pamięci recytuje, kto gdzie dziś mieszka, kto i kiedy zmarł. Wszystkich poznaje na zdjęciu. Wielu z nich to jego koledzy. Dobrze pamięta lata 60. Choć związany z zapasami, śni o wielkiej piłce w Raciborzu, bo zapasy nadal mają sukcesy, a dobrej piłki wciąż nie może się doczekać. Podobnie Tolek Muszała. Jeździ na ciekawsze mecze w podokręgu, zwykle na der-

Kibice na stadionie przy ul. Srebrnej, lata 60.


« Sport « 23

Piątek, 19 grudnia 2008 » www.naszraciborz.pl

Racibórz » W tym roku szkolnym Szkoła Podstawowa nr 15 pozyskała sponsora, który jedną z 4 sal gimnastycznych wyłożył matami i teraz po południu dzieci pod okiem trenera sztuk walki trenują aikido. Zajęcia te cieszą się tak ogromną popularnością, że trzeba było uruchomić dodatkowe terminy dla ciągle tworzących się nowych grup.

Aikido od podstawówki

Powiat » Prezentujemy najlepszą jedenastkę rundy jesiennej sezonu 2007/2008. To właśnie oni byli wyróżniającymi się postaciami swoich zespołów i mieli znaczny wpływ na pozytywne wyniki. W zestawieniu stawiamy na młodość z doświadczeniem. W efekcie powstał zespół, który można określić mianem dream- team, jaki chciałby prowadzić każdy trener.

Najlepsza jedenastka rundy jesiennej Grzegorz Zuber W bramce postawiliśmy na bramkarza Gosława Jedłownik, Dawida Mikę. Za podopiecznym trenera Janusza Kosubka przemawia nie tylko niewielka liczba puszczonych bramek, ale także inne walory, jakie posiada były piłkarz Poloni Marklowice: refleks a także dobra gra na przedpolu i na linii. Można śmiało powiedzieć, że 7 puszczonych bramek przez lidera A klasy, to efekt nie tylko dobrej postawy obrońców, ale także zawsze czujnego w bramce Dawida Miki. W obronie nominacja Beniamina Miery z Rudy Kozielskiej na pozycji środkowego obrońcy może być sporym zaskoczeniem, ale wybór ten nie jest przypadkowy. Jego doświadczenie na środku bloku defensywnego przyda się w kierowaniu całą linią obrony, która jest młoda. Jego partnerem w

środku został Grzegorz Adamczyk z LKS Tworków, który imponuje dobrym ustawieniem i nieraz asekurował nie tylko swoich kolegów z obrony, ale nawet swojego bramkarza. Na lewej stronie wybór padł na Jacka Bałuszyńskiego, klubowego kolegę Dawida Miki. Zawodnik ten posiada dobre warunki fizyczne i jest szybki, potrafi odebrać piłkę wyczekując na odpowiedni moment, kiedy rywal popełni błąd. Ponadto potrafi grać w nowoczesnym stylu- odważnie do przodu, wspomagając pomocników i stwarzając przewagę liczebną w ataku pozycyjnym czy szybkiej kontrze. Dość nietypowo w stosunku do sytuacji w klubie, bo na prawej stronie, pojawił się Tomasz Szafarczyk z KS 05 Krzanowice. Jest to jednak zawodnik uniwersalny, a jego obecność podniesie poziom gry w każdym zespole, w jakim by zagrał. Jego największym plusem jest krycie.

Zawodnik, który przypadnie mu do krycia, jest praktycznie wyłączony z gry. W linii pomocy także widać zawodników zróżnicowanych wiekowo. Na środku liderami zostali Marcin Bednarz (LKS 07 Markowice) oraz Szymon Kędzia (LKS Zabełków). Pierwszy jest prawdziwym mózgiem swojego zespołu. W jego grze nie widać chaosu, potrafi dobrze podać, a także celnie uderzyć na bramkę przeciwnika. Balans ciałem, szybkie decyzje przyspieszające grę, dobra technika użytkowa, doświadczenie- to niewątpliwie wielkie atuty pomocnika z Markowic. Z kolei Szymon Kędzia to wielki talent. Posiada błyskotliwą technikę, która wraz z wiekiem i wzbogacaniem się w doświadczenie powinna dać wiele zespołowi, w którym będzie występował, ponieważ Zabełków będzie miał problem, by zatrzymać go u siebie na dłużej. Na bokach

Barbara Sput

gach, odniosą sportowy suk- Zdaje się, że wszys ces – ocenia nauczyci tko Niewielka sala pełna ucz el. jest w porządku – oce - Aikido uczy dyscypliny niają niów od klasy pierwsze i spotkania rodzice ocz j po szacunku – zaz ekujący nacza instruk- na sw szóstą. Niektórzy w spe oje pociechy. Śmieją się cjal- tor Jacek Ostro , wski. Na za- że stojąc nych białych strojach pod drzwiami sali , inni jęciach nie ryw alizujemy, bo ćwicz w zw yk łyc h dre sa ch ą cierpliwość, bo dzieci lub tu nie ma wrogó w, jedynym przeciąga spodenkach. Wpatr zen łyby zajęcia w niei w przeciwnikiem jest mały zło - skończ instruktora z uwagą oność. – Nie mogą donaśla- śliwy chochl ik, który siedzi w cze dują jego precyzję ruc kać się kolejnych zaj hów. niejednym dzi ęć, ecku, a którego w dom - Chwyt, obrót, zmian u o niczym innym nie a – ko- należy poskro mić. - Mój cho- mówią menderuje prowadzący. tylko o tym, co pan JaKaż- chlik nazywa się lenistwo – cek pow dy z uczestników w sku iedział. Bardzo wypieniu odzywa się Kuba, ale zaraz czu stara się wykonać polece lone są na pochwały, nia. milknie, żeby a nie tracić sił, tych Nikt tu nie rozmawia, nie mistrz im nie szczędzi. wy- które rezerwuje na skłony, W ten spo głupia, nie miga się od sób przyciąga kolejpracy. przysiady i skręty. Gr upa ne gru Takiego zapału do wy pki aikidoków. Wyznakona- wykonuje ćw iczenia ogólno- cza nia zadania pozazdroś nowe terminy spotkań, ciłby rozwojowe, dzi bo eci trenują wy- w sal niejeden nauczyciel prz i robi się ciasno. – Świeted- trzymałość i kon centrację. miotu. Nawet krnąbrni ny pomysł z tym aikido szó – Program zajęć zakład – podstoklasiści mogą wykaz a sumowują rodzic ać się gry i zabawy e uczniów z elementami z „P na macie. – Są tu dob iętnastki” – atrakcyjn rowol- sztuki walki y – precyzuje in- spo nie, nie ma przymusu sób spędzania wolne pracy, struktor i pod go kreśla: - dale- czasu: a zajęcia są bezpłatne ruch, zabawa i nauka. . Jeśli ki jestem od pokazywania No i wytrzymają w przest z daleka od telewizora rzega- przykładów i wyzwalających kom niu zasad, będą mile wid putera. (fot. autorki) zia- w dzieciach agr esję. Stawiani, jeśli wytrwają w tre nin- my na samody scyplinę.

Najlepsza jedenastka sezonu 2007/2008 rundy jesiennej:

Trener: Janusz Kosubek (KS Gosław Jedłownik) Dawid Bober (KS Gosław Jedłownik)

Tomasz Sobeczko (LKS Dąb Gaszowice)

Dawid Hajowski Szymon Kędzia (LKS Tworków) (LKS Zabełków) Marcin Bednarz Jerzy Halfar (LKS 07 Markowice) (KS Rafako Racibórz) Jacek Bałuszyński Beniamin Miera (KS Gosław Jedłownik) (LKS Ruda Kozielska) Grzegorz Adamczyk Tomasz Szafarczyk (LKS Tworków) (KS 05 Krzanowice) Dawid Mika (KS Gosław Jedłownik)

szybcy piłkarze- Dawid Hajowski z LKS Tworków i Jerzy Halfar z Rafako Racibórz. To właśnie szybkość zadecydowała o ich nominacji. U większości bocznych pomocników bardzo widoczny jest brak tego atutu. Dawid Hajowski w swoim klubie gra na pozycji napastnika, ale często w swoich meczach z lewej strony schodził do środka. Na pełnej szybkości może się dla wielu okazać nie do zatrzymania, tym bardziej, że gra odważnie. Jako prawy pomocnik Jerzy Halfar sprawdza się nie tylko w szybkich akcjach ofensywnych, ale w dobrym uderzeniu na bramkę i celnych dośrodkowaniach. W linii ataku można napisać jedynie nazwisko- Da-

wid Bober- i wszystko jasne. O jego wyczynie w postaci 39 bramek w 15 spotkaniach wiedzą już wszyscy, łącznie z przedstawicielami trzecioligowych klubów. Jako ciekawostkę podajemy, że Bober widziany był na początku sezonu jako pomocnik. Tymczasem okazało się, że jest to urodzony snajper. Jego partner może wzbudzić wiele kontrowersji. Wiele osób wolałoby widzieć u jego boku Wojciecha Grabinioka z Rafako Racibórz czy Andrzeja Krupę z Górek Śląskich. Tymczasem jest to piłkarz Dąb Gaszowice, Tomasz Sobeczko. W rundzie jesiennej strzelił 20 bramek, w czym jest gorszy o 5 od wspomnianego Grabinio-

ka, lecz z Krupą jest na równi. Jest typowym lisem pola karnego, którego szuka futbolówka. Zawsze pojawia się tam, gdzie spada bezpańska piłka, by wbić ją do bramki. Ponadto jest szybki i często cofa się, by pomóc pomocnikom rozegrać piłkę. Jako trener tego zespołu idealnie pasowałby Janusz Kosubek, twórca fenomenu Dawida Bobera i jego zespołu. Odpowiedzialny człowiek na odpowiedzialnym stanowisku. Z niego przykład mogliby brać pozostali szkoleniowcypełne zaangażowanie, do perfekcji zaplanowany system treningowy, potrafi odpowiednio zmotywować swoich piłkarzy do walki.


Kupon nr 3/08

24 » Rozrywka »

Krzyżówka

Nagrodę za rozwiązanie hasła z krzyżówki z numeru pierwszego, otrzymuje Pani Urszula Krettek z Raciborza. Gratulujemy! Prosimy o odbiór nagrody w siedzibie redakcji.

Litery z pól ponumerowanych od 1 do 27 utworzą rozwiązanie – aforyzm Lorenzo Mediciego

Piątek, 19 grudnia 2008 » www.naszraciborz.pl

Wygraj opracowanie Grzegorza Wawocznego pod tytułem „Kuchnia raciborska – kulinarne podróże po dawnej i obecnej ziemi raciborskiej”. Wśród naszych Czytelników, którzy nadeślą na kartkach pocztowych hasło będące rozwiązaniem krzyżówki wraz z naklejonym kuponem (z lewej strony), wylosujemy jedną osobę, która otrzyma egzemplarz tej książki. Czekamy do 2 stycznia 2009.


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.