Reklama

Najnowsze wiadomości

Styl życia27 października 201509:17

Bitwa nad Olzą 23 maja 1921 roku cz.1 – III powstanie śląskie 1921 roku w Raciborzu i powiecie raciborskim na podstawie źródeł niemieckich – cz. IV

Bitwa nad Olzą 23 maja 1921 roku cz.1 – III powstanie śląskie 1921 roku w Raciborzu i powiecie raciborskim na podstawie źródeł niemieckich – cz. IV  - Serwis informacyjny z Raciborza - naszraciborz.pl
0
Reklama
Powiat:

W powiecie raciborskim znajduje się kilka pomników poświęconych polskim powstańcom z 1921 roku. Prawie wszystkie znajdują się w miejscowościach na prawym brzegu Odry. Jeden znajduje się w miejscowości leżącej na lewym brzegu Odry, w Zabełkowie. Pomnik ten ma upamiętniać wydarzenie związane z bitwą nad Olzą i umieszczono na nim napis: „W dniu 23 maja 1921 r. baon zapasowy I pułku rybnickiego przepędził Niemców ze wsi Zabełków”. Napis na pomniku może jednak dziwić. Ani jedno słowo w tym napisie nie odpowiada prawdzie historycznej. W tym dniu jedyni powstańcy, którzy byli w Zabełkowie, to ci, którzy dostali się do niemieckiej niewoli. Jak było naprawdę z tą bitwą nad Olzą, to przedstawię w tej i następnej części artykułu o III powstaniu śląskim 1921 roku w powiecie raciborskim. 

W tej części artykułu będzie o tym, dlaczego doszło do tej bitwy i jak wyglądało rozmieszczenie oddziałów przed samą bitwą. Napisałem też o stanie dyscypliny w oddziałach Selbstschutzu i wojsk powstańczych. Problemy dyscyplinarne powstańców miały duży wpływ na przebieg bitwy nad Olzą. Sam przebieg bitwy przedstawię w następnej części artykułu.

W bitwie tej doszło do bratobójczych starć mieszkańców powiatu raciborskiego. W walkach o most Krzyżanowice – Buków i o wieś Buków walczyli ze sobą raciborzanie z batalionu „Kosch” Selbstschutzu z raciborzanami z pułku raciborskiego wojsk powstańczych.

O bitwie nad Olzą 23 maja 1921 roku wspomina się zawsze, gdy w Raciborzu mowa jest o powstaniach śląskich. Bitwa ta jest przedstawiana jako największy sukces bojowy powstańców na odcinku frontu nad górną Odrą. Opisy bitwy są typowo polskie. Pomieszanie pobitewnej propagandowej euforii z fragmentami przebiegu bitwy, które pokazywały powstańców jako bohaterów. Te „mniej bohaterskie” części zwyczajnie pomijano. Na takim a nie innym opisie bitwy nad Olzą zaważyły pobitewne relacje zamieszczone w powstańczej gazecie „Powstaniec”, powielane przez inne polskie gazety na Górnym Śląsku (np. „Kuryer Śląski” dostępny w Śląskiej Bibliotece Cyfrowej). Przekazów tych nigdy nie skorygowano. Biorący udział w tej bitwie powtarzali później, we wspomnieniach, prawie słowo w słowo to, co napisały gazety. 

29 maja „Powstaniec”, zdając relację z bitwy, pisał, że „ludność napadnięta została przez niemieckich stosstrupplerów i cywilną Reichswehrę, którzy przybyli pociągiem pancernym oznakowanym polskim sztandarem. Niespodziewanie z pociągu wysypali się niemieccy i czescy żołdacy, którzy, jak skarżą się ludzie z napadniętych wiosek: ››nie zważając, czy to Polak, czy Niemiec, zaczęli plądrować, znęcać się nad dziećmi kolbami, gwałcić osoby płci żeńskiej, nawet mordować w bestialski sposób. Konie i cały dorobek ciężkiej pracy naszej, został nam zrabowany‹‹” (ten fragment z cytatem z „Powstańca” zaczerpnąłem z artykułu „Od bitwy olzańskiej do bitwy o Górę św. Anny” Józefa Kolarczyka). I taka wersja wydarzeń obowiązywała później w publikacjach i wspomnieniach powstańców. Przeglądałem niejedną polską gazetę z okresu powstania i konfrontując to, co tam można przeczytać, z dzisiejszym stanem wiedzy, muszę przyznać, że w tych gazetach większość informacji to były wymysły, przeinaczenia i kłamstwa. Podobnie jest z relacjami prasowymi o bitwie nad Olzą. Niestety nadal są tacy historycy czy publicyści, którzy uważają, że te gazety przedstawiły prawdziwą wersję wydarzeń. 

Piszący o bitwie nad Olzą często powołują się też na fragment wspomnień generała Karla Hoefera, głównodowodzącego wojskami Selbstschutzu, dotyczący bitwy nad Olzą. Generał Karl Hoefer poświęcił bitwie nad Olzą prawie całą stronę. Przyglądając się temu opisowi bitwy trzeba jednak stwierdzić, że bardziej przypomina on polskie opisy, niż te zawarte w niemieckich publikacjach. W swojej książce generał Hoefer publikuje tłumaczenia wielu polskich dokumentów i cytuje opisy z polskich publikacji. Opis bitwy zaczerpnął pewnie z polskich publikacji. Bitwę nad Olzą przedstawił jako niepowodzenie i zwycięstwo powstańców, ale nie zauważył, że ta bitwa mimo porażki na polu bitwy była jednak sukcesem strategicznym strony niemieckiej. Zaważyła w dużym stopniu na sytuacji na innym odcinku frontu. O takim nastawieniu generała Hoefera do bitwy olzańskiej zaważyły też animozje pomiędzy nim a generałem Huelsenem.

W Raciborzu o przebiegu bitwy można się czegoś dowiedzieć z dwóch publikacji. Z broszurki „Trzecie Powstanie Śląskie na Ziemi Raciborskiej” z 1962 roku i z publikacji „Nad Odrą, Olzą i Bierawką podczas III powstania śląskiego” z 1995 roku. 

W dotychczasowych opisach bitwy polscy historycy i publicyści „nie zająknęli się” co do tego, z jakimi jednostkami Selbstschutzu walczyli powstańcy w tej bitwie. Podaje się najczęściej, że z Niemcami albo z Selbstschultzem, albo też z Freikorpsem. Ta broszurka z 1962 roku podaje np., że w bitwie brał udział po stronie niemieckiej raciborski Selbstschutz (to się zgadza), Freikorps „Oberland” (totalna bzdura, „Oberland” walczył wtedy na Górze św. Anny) i że walczyły tam jakieś „Krawaki”. Przy tych „Krawakach” zachodziłem w głowę, o kogo może chodzić. W końcu znalazłem, że „Krawaki” to „śląska grupa etnograficzna ludności polskiej zamieszkująca tereny nad górną Odrą, w okolicach Raciborza (razem z grupą Raciborzan)” (cytat za Wikipedią). Czyli że powstańcy walczyli z oddziałami złożonymi z miejscowej ludności, w większości polskiego pochodzenia. Gdyby autorzy broszurki musieli wyjaśnić, kto to były te „Krawaki”, to chyba mieliby poważny problem. Musieliby przyznać, że po stronie niemieckiej walczyli Ślązacy polskiego pochodzenia.

Rozmieszczenie oddziałów Selbstschutzu i wojsk powstańczych przed bitwą nad Olzą

Zanim przedstawię przebieg bitwy i podam, z jakimi to oddziałami Selbstschutzu walczyli polscy powstańcy, wspomnę o sytuacji na froncie nad górną Odrą przed bitwą.

Oddziały Selbstschutzu na odcinku grupy „Sued” w podgrupie rejonu raciborskiego, tj. od mostu szychowickiego (Grzegorzowice – Ciechowice) po granicę czeską koło Zabełkowa, dzieliły się na trzy większe formacje składające się z kilku batalionów. Dowódcą podgrupy „Ratibor” był podpułkownik Gruener. Jego sztab znajdował się w pałacu w Wojnowicach, użyczonym przez Eduarda von Bancka. Rejonu od Miedoni do wsi Lasaki bronił pułk „von der Decken” złożony z trzech batalionów. Jego dowódcą był podpułkownik von der Decken (chyba chodzi tu o George Friedricha von der Decken, ale ten został podpułkownikiem dopiero w 1925 roku). Sztab pułku znajdował się w Rudniku, a sztaby pozostałych dwóch batalionów w Czerwięcicach i Łubowicach. Pułk liczył ok. 3000 ludzi.

 Dowódcą odcinka „Ratibor Stadt” był podpułkownik Gruener. Pułk „Ratibor” składał się z oddziałów Freikorpsu „Keith” pod dowództwem kapitana Sigmunda von Imhoffa i Freikorpsu „Hautcharmoy” pod dowództwem podpułkownika (?) von Hautcharmoy (mam wątpliwości, czy von Hautcharmoy był wtedy podpułkownikiem, możliwe, że w niemieckiej publikacji z Oberleutnanta zrobiono Oberstleutnanta). Oddziały broniły Raciborza na przedpolach od strony Ostroga i Płoni. Sztaby Freikorpsów znajdowały się na zamku, w „Villa Nova” na obrzeżu Płoni i w hotelu „Brueck” na ul. Odrzańskiej. Wywiad powstańczy donosił, że na wieżach kościołów i kominach fabrycznych ustawiono stanowiska karabinów maszynowych. Sztab pułku „Ratibor” znajdował się w Wojnowicach. Na zapleczu Raciborza trwało formowanie nowego batalionu. Jego sztab znajdował się w Pietrowicach Wielkich. W Wojnowicach stacjonowały dwie baterie dział 77 mm. Jedna z baterii została później ustawiona na południe od Studziennej, nad Odrą. Ponadto pułk posiadał 200-osobowy oddział rowerowy (taką ilość rowerzystów podawał wywiad powstańczy, ten szacunek wydaje mi się mocno zawyżony). W połowie maja w raciborskich zakładach remontowych Deutsche Reichsbahn zbudowano pierwszy pociąg pancerny „Bruno” i w okresie poprzedzającym bitwę nad Olzą budowano drugi pociąg pancerny, który nazwano „Brunner” od nazwiska dowódcy oddziału stanowiącego obsadę pociągów pancernych porucznika Brunnera. W Wagenfabrik H. Goele budowano samochody pancerne. Pułk „Ratibor” liczył ok. 2000 ludzi. Na terenie miasta stacjonował też 500-osobowy oddział policji Apo, ale ten był podporządkowany Kontrolerowi Powiatowemu majorowi Carlo Invrei.

Odcinek na południe od Raciborza, nad Odrą, po wieś Roszków obsadzał batalion „Kosch” z raciborskimi kompaniami. Dowódcą batalionu był kapitan Kosch (według informacji wywiadu powstańczego kapitan Kosch pochodził z Raciborza). Batalion liczył ok. 600 ludzi. Sztab batalionu znajdował się w Tworkowie. Dwie kompanie batalionu „Kosch” (w tym na pewno kompania porucznika Otto Hoehna) wzięły udział w bitwie nad Olzą, a właściwie to w bitwie o most Krzyżanowice – Buków i o Buków. Na odcinku od Roszkowa do Zabełkowa i czeskiej granicy stacjonował batalion „Werner” pod dowództwem kapitana Georga von Werner-Ehrenfeuchta. To batalion „Werner” był głównym oddziałem Selbstschutzu, który brał udział w bitwie nad Olzą i to on był złożony głównie z „Krawaków”. Sztab batalionu znajdował się w Zabełkowie. Batalion liczył ok. 600-700 ludzi. Przez obszar obsadzony przez bataliony „Kosch” i „Werner” przebiegała linia kolejowa z Chałupek do Raciborza. Na tej linii od połowy maja patrolował pociąg pancerny „Bruno”, który ostrzeliwał pozycje powstańcze na drugim brzegu Odry i osłaniał pociągi kursujące z i do Raciborza po drugim torze. Nad granicą z Czechosłowacją stacjonował nowo sformowany batalion „Hindenburg”. Oddział tworzyli uchodźcy z Zabrza (które wtedy nazywało się Hindenburg) i ochotnicy z miejscowej ludności (tak twierdził wywiad powstańczy, jednak byli to chyba ochotnicy z powiatu głubczyckiego). Sztab batalionu „Hindenburg” znajdował się w Krzyżanowicach.

Szczegółowe rozmieszczenie oddziałów wojsk powstańczych w rejonie Raciborza i nad górną Odrą przedstawiono we wspomnianej już publikacji z 1995 roku „Nad Odrą, Olzą i Bierawką podczas III powstania śląskiego”. Tu przedstawię tylko skrótowo, jak rozmieszczone były oddziały powstańcze przed bitwą nad Olzą. Od północy. Odcinek od Zawady Książęcej i Łęgu do Dziergowic obsadził 8 maja III batalion pułku żorskiego (2 pp). Jednak 21 maja, po rozpoczęciu ofensywy na Annabergu, III batalion 2 pp został przesunięty w rejon Raszowej i włączony do 1 Dywizji Powstańczej. Opuszczone stanowiska nad Odrą musiał przejąć pozostający do tej pory w rezerwie I batalion pułku raciborskiego (4 pp). Od ok. 10 maja stacjonował on między Turzą, Kuźnią Raciborską, Łęgiem i Dębiczem. W tym miejscu odbiegam od rozmieszczenia oddziałów przedstawionych we wspomnianej wyżej publikacji. Referenci nie zauważyli, że pułk żorski opuścił pozycję nad Odrą i jego miejsce zajął I batalion 4 pp. We wsi Turze znajdował się sztab pułku raciborskiego, którym dowodził sierżant Alojzy Seget. Nominalnym dowódcą I batalionu 4 pp był Rochus Poliwoda, ale faktycznym dowódcą był „doradca techniczny” z Wojska Polskiego ppor. Tadeusz Odrowąż (właściwie to nazywał się Tadeusz Fabjan; przysłanym z Wojska Polskiego „doradcom technicznym” zmieniono nazwiska). „Doradcą technicznym” dowódcy pułku był porucznik Wiktor Szelut (Witold Myskow). Pozycje od Zawady Książęcej i Ciechowic przez Nędzę, Markowice do Lukasyn zajmował 1 pp-rybnicki.

Na odcinku Lukasyna – Brzezie – Nowy Dwór znajdował się II batalion pułku raciborskiego, którego dowódcą był Franciszek Adamczyk a „doradcą technicznym” był porucznik Adam Ostoja (Adam Jakliński). Sztab II batalionu znajdował się w Lubomi. III batalion 4 pp zajmował pozycję nad Odrą od wsi Nieboczowy do wsi Odra. Sztab III batalionu znajdował się w Bełsznicy. Dowódcą III batalionu był Franciszek Widenka, a „doradcą technicznym” podchorąży Jan Pobóg (Jan Czyżewski), którego czasowo zastępowali ppor. Kazimierz Soltyk-Soltycki i por. Bogdan Sołtys. 

11 maja zmieniono numerację kompanii. Trzycyfrową numerację z POW zastąpiono numerami kompanii z regularnej armii. W I batalionie 4 pp były kompanie 1 do 4, w II batalionie 5 do 8, a w III batalionie 9 do 12. W dniu 22 maja pułk raciborski posiadał na stanie 1926 ludzi, z tego 1602 zdolnych było do walki. Stan bojowy batalionów 22 maja to: I batalion – 677 powstańców, II batalion – 541 powstańców, a III batalion – 383 powstańców.

Ostatni odcinek linii powstańczej nad górną Odrą od wsi Odra do granicy czeskiej przy wsi Olza należał do 3 pp-wodzisławskiego, którego dowódcą był Józef Michalski (właściciel drogerii w Wodzisławiu!). Od 9 maja w rejonie mostów drogowego i kolejowego przez Odrę znajdował się I batalion 3 pp, którego dowódcą był Edward Łatka z Pszowa. 18 maja I batalion na pozycjach nad Odrą został zluzowany przez III batalion 3 pp, którego dowódcą był Izydor Wawrosz. I batalion 3 pp przeszedł do rezerwy w Wodzisławiu. Pozycje między III batalionem a I batalionem zajmował II batalion pod dowództwem Franciszka Pukowca.

Stan moralny biorących udział w działaniach wojennych

Przed przedstawieniem przebiegu bitwy nad Olzą warto wspomnieć o stanie dyscypliny powstańców i członków Selbstschutzu na terenach objętych działaniami wojennymi.

W raportach powstańczych dotyczących sytuacji po stronie nieprzyjaciela, w prawie każdym pojawia się ten sam tekst o mordach, rabunkach i gwałtach na ludności polskiej. Powtarzały to później gazety powstańcze. Meldunki te były przesadzone, choć częściowo prawdziwe. Zwłaszcza w pierwszym tygodniu powstania dochodziło do wystąpień przeciwko szczególnie aktywnym stronnikom powstańców. Aresztowano ponad 300 osób i osadzono ich w raciborskim więzieniu oraz w obozie internowania w Głogówku. Po tym, jak sytuacja trochę się uspokoiła, władze alianckie i dowództwo Selbstschutzu wydały zakaz szykan wobec ludności polskiej oraz rabunków i gwałtów. 

Do Selbstschutzu i Freikorpsu napływało wielu ochotników niewiadomego pochodzenia. Zachętą do wstępowania do Selbstschutzu był wypłacany żołd. Po I wojnie światowej wielu pozostało bez pracy i zgłaszając się do Freikorpsów czy Selbstschutzu znalazła się możliwość zarobku. Wśród zwerbowanych znalazło się wielu o skłonnościach kryminalnych i awanturniczych, którzy przysparzali problemów. Wybrykami członków Selbstschutzu i Freikorpsów zajmowały się sądy wojskowe. Gwałty i mordy były karane śmiercią. Jeden z meldunków powstańczych z połowy maja mówił o rozstrzelaniu w Raciborzu 7 członków Selbstschutzu. Ostre środki wprowadziły dyscyplinę wśród członków Selbstschutzu i Freikorpsów. Późniejsze meldunki wywiadu powstańczego potwierdzały to. Szczególnie meldunki wywiadu podkreślały zdyscyplinowanie bawarskiego Freikorps „Oberland”, który przed ofensywą na Annabergu koncentrował się w rejonie Głogówka. Choć trzeba przyznać, że to właśnie członkowie „Oberlandu” okryli się niesławą w Głogówku swoimi szykanami wobec ludności pochodzenia żydowskiego.

Po stronie polskiej przez cały czas powstania sytuacja była o wiele gorsza. Powstańców nie zdołano zdyscyplinować, choć władze powstańcze wydawały podobne zakazy rabunków i gwałtów wobec ludności cywilnej. Pozostały one zapisane na papierze. Powstańcy także otrzymywali żołd - 20 marek dziennie, wypłacany przez Ministerstwo Skarbu w Warszawie (polecam artykuł Józefa Kolarczyka „Koszty trzeciego zrywu”). Pieniądze wypłacano co 10 dni i na taki okres powstańcy się „zatrudniali” jako powstańcy albo się zwalniali. W powiecie rybnickim, skąd pochodziły pułki znajdujące się na froncie pod Raciborzem, znalazło się wielu bezrobotnych i tzw. elwry (bezrobotni, którzy uczciwą pracą nigdy się nie splamili, żyli z kradzieży, szabru, rabunków i żebrania; nazwa pochodzi od wypłacanego 11 każdego miesiąca zasiłku, „elwry” były zawsze pierwsze w kolejce). Wstępowali oni do oddziałów powstańczych raczej nie z pobudek patriotycznych. Wojska powstańcze miały w czasie powstania problemy aprowizacyjne i mimo że zajęte przez powstańców tereny były w większości zamieszkane przez ludność polskojęzyczną i miały być przyznane Polsce, zachowywały się one jak w kraju okupowanym. Rabunki i gwałty były na porządku dziennym. Także te zarządzone w majestacie prawa. Przeprowadzano przymusowe kontrybucje w gospodarstwach rolnych, i to niezależnie od pochodzenia. Późniejsze opowieści o ukrywaniu bydła i trzody w lasach oraz rabunkach powstańczych nie są wcale zmyślone. Ci, którzy stawiali opór albo się skarżyli, zamykani byli w więzieniach albo obozach. W Wodzisławiu był „obóz dla jeńców i zakładników” (tak się nazywał). W miastach jak Rybnik, Wodzisław czy Żory w przypadku zamachu czy napadu na powstańców stosowano „odpowiedzialność zbiorową”. Bez dochodzenia winą obarczano niemieckich czy żydowskich kupców i nakładano na nich finansowe kary. W archiwum powstańczym Centralnego Archiwum Wojskowego znajduje się wiele dokumentów dotyczących takich spraw. Po zakończeniu powstania specjalna komisja aliancka badała przypadki bezprawia, mordów, rabunków i gwałtów popełnionych przez obydwie walczące strony.

Powstańcza propaganda też nie próżnowała. Nie było dnia bez antyniemieckich, antyżydowskich, antywłoskich czy antybrytyjskich artykułów. Nastawiały one agresywnie powstańców, którzy uważali, że im wszystko wolno. W podjudzaniu celował przede wszystkim wspomniany już „Powstaniec”. W czerwcu 1921 roku jeden z publicystów w związku z rabunkami, gwałtami w czasie bitwy nad Olzą pisał (włos się jeży, czytając to): „Ludność polska rozgoryczona pyta, kiedyż wreszcie władze powstańcze chwycą się środków odwetowych. Kiedy wreszcie za jedną zgwałconą Polkę zgwałci się 10 Niemek, za jednego zamordowanego Polaka zabije się 10 Niemców? Z bydłem nie można bawić się w delikatność i politykę. Ale ubliżamy bydłu. Na honor, bydło stoi wyżej moralnie od tych dzikich, okrutnych potworów! Nie wolno i nie może być wolno ludności naszej mścić się samej za zbrodnie niemieckie. Tego żąda szlachetność naszej sprawy i jej powodzenie. Lecz władze nasze muszą zrozumieć, że szlachetne ich postępowanie bestia pruska bierze za słabość i tchórzostwo. Czas zastosować odwet! Żołnierze powstańcy! Postępujcie w myśl rycerskich poleceń waszego dowództwa, lecz pamiętajcie, bijąc się, że ramię Wasze ma nie tylko bronić, ale i karać!”. 

Wypłacany żołd napływał nieregularnie i w dowództwie wojsk powstańczych obawiano się buntu lub że powstańcy rozejdą się do domów. Przymykano oko na to, że powstańcy rabowali okoliczną ludność tam, gdzie oddział był zakwaterowany. W jednej z kompanii pułku żorskiego znajdującej się pod Bierawą, w połowie maja doszło jednak do buntu. Kompania miała zostać zluzowana przez inną i przejść na inne pozycje. Rozkaz nie spodobał się powstańcom. Zażądali oni pozostawienia na zajmowanych pozycjach i oficjalnego pozwolenia na rabowanie ludności. Dowódcę pułku, który chciał ich zmusić do wykonania rozkazu, przywitały karabiny maszynowe. Dowództwo pułku musiało się zgodzić na te żądania i pozostawiło kompanię na zajmowanych stanowiskach, i zgodziło się na rabunki. Nie tylko w pułku żorskim były problemy dyscyplinarne, ale także w pułkach wodzisławskim i raciborskim. Kompanie pułku raciborskiego i wodzisławskiego były rozlokowane w miejscowościach, skąd pochodzili jej członkowie, co w długim okresie spokoju na froncie nie wpływało dobrze na dyscyplinę. Powstańcy często zwalniali się do domów i do prac na polu. Wielu nocowało w swoich domach rodzinnych albo u znajomych czy krewnych. Mimo że przebywali oni w stronach, w których wszyscy się znali, także tu dochodziło do rabunków i gwałtów. Raport dowództwa pułku raciborskiego z 22 maja w rubryce „stan moralny” donosił: „niekarność, niesubordynacja powstańców względem dowódców baonów i kompanji, którzy nie mają żadnego wpływu na swych podwładnych. Rozluźnienie tak wielkie, że ludzie a nawet dowódcy nie pozwalają swych ludzi, winnych zbrodni aresztować. Wczoraj miało miejsce gwałcenie kobiet przez powstańców 11-tej kompanji w Brzeziu. Jedynie ukaranie śmiercią pewnych jednostek, bo te tylko wywołuje zaburzenie i namawiają do zbrodni byłoby nie jako biczem dla rozluźnionych szeregów. Zatem wystarczyłoby zdaniem dowództwa ukarać jednego lub dwóch, a reszta poczuje, że są sądy i kary”. Raportu z 22 maja nie podpisał dowódca pułku Alojzy Seget, tylko kto inny, chyba był to „doradca techniczny” porucznik Wiktor Szelut (Witold Myskow). Z tych, którzy brali udział w gwałtach 21 maja w Brzeziu, nie został nikt ukarany. Raport pozostał bez echa. 

Innym problemem wojsk powstańczych było powszechne pijaństwo. Dotyczyło ono nie tylko szeregowych powstańców, ale i oficerów. Naczelna Władza Cywilna wydała zakaz sprzedaży i wyszynku wódki, ale nie odniosło to skutku. Powstańcy zaopatrywali się w alkohol gdzie indziej albo zmuszali karczmarzy do sprzedaży. Za taką wymuszoną sprzedaż wódki miał problemy m.in. karczmarz z Lubomi Segeth. Praktycznie każdy z karczmarzy miał podobne problemy i musiał płacić kary za pijanych powstańców.

Te dyscyplinarne problemy doprowadziły 23 maja prawie do katastrofy powstańców nad górną Odrą, kiedy to batalion „Werner” i dwie kompanie batalionu „Kosch” rozbiły trzy bataliony wojsk powstańczych.

Kto dowodził wojskami w tej bitwie? Dlaczego doszło do bitwy nad Olzą?

Pod koniec poprzedniej części artykułu napisałem, że pod wrażeniem sukcesu w ofensywie na Górze św. Anny „oddziały rwały się do walki, co doprowadziło do samowolnego, nieprzygotowanego ataku na pozycje powstańcze 23 maja”. Napisałem to, jakbym się przychylał do opinii generała Karla Hoefera o tej bitwie. Jednak nie podzielam tej opinii generała Hoefera o samowolnym działaniu lokalnych dowódców. Tym bardziej, że co innego utrzymywał generał Bernhard von Huelsen w książce o powstaniu napisanej zaraz po zakończeniu powstania (w 1922 roku). 

Gdy generał Hoefer 19 maja obejmował funkcję głównodowodzącego siłami Selbstschutzu, nieformalnym przywódcą był generał von Huelsen. Formalnie był on tylko dowódcą grupy „Sued” Selbstschutzu, ale dowódcy innych odcinków frontu i szefowie Freikorpsów respektowali jego zdanie i wyższy stopień wojskowy. To jego sztab w Polskiej Cerekwi przygotowywał ofensywę na Górę św. Anny, która musiała być skoordynowana z działaniami na innych odcinkach frontu. Także współpraca z centralą we Wrocławiu i sztabem „Civil Formationen” w Głogówku układała się dobrze i spodziewano się, że to generał von Huelsen zostanie głównodowodzącym całości sił Selbstschutzu. Tymczasem jego kandydatury nie akceptował „Komitet Śląski”, a zwłaszcza ksiądz Carl Ulitzka. Kandydat Ulitzki generał Hoefer uzyskał akceptację rządu kanclerza Wirtha i centrali we Wrocławiu. Objęcie funkcji głównodowodzącego przez generała Hoefera odbyło się w trochę dziwnych okolicznościach. Gdy 19 maja obejmował to stanowisko, we Wrocławiu nikt nie poinformował go, że na noc z 20 na 21 maja przewidziana jest ofensywa na Górze św. Anny. W drodze do Głogówka dowiedział się o planowanej ofensywie i udał się do Krapkowic. Tam chciał, żeby wstrzymano całe przedsięwzięcie. Jednak było już na to za późno, wszystkie oddziały były na pozycjach i generał Hoefer musiał zaakceptować ofensywę na Górze św. Anny. Po tym pierwszym starciu z generałem von Huelsenem dalsze stosunki dowódców Selbstschutzu i generała Hoefera były raczej zdystansowane. Generałowi Hoeferowi miano za złe, że objął to stanowisko „z namaszczenia” znienawidzonego kanclerza Wirtha (za zaakceptowanie horrendalnych reparacji wojennych). Generałowi Hoeferowi nie pozostało nic innego, jak zająć się organizacją sztabu i przygotowaniami do reorganizacji całego frontu Selbstschutz.Zdaje się też, że w pierwszych dniach na stanowisku głównodowodzącego jego uwagę od spraw frontowych odwracali także politycy z księdzem Ulitzka na czele, którzy wybrali Głogówek na siedzibę władz cywilnych (24 maja w Głogówku powstała "Rada Dwunastu" - będzie o tym w następnej części artykułu). Sztab generała von Huelsena, który przeniósł się 22 maja na Górę św. Anny, nie poinformował generała Hoefera o przedsięwzięciu, które miało odciążyć front na Annabergu, pozorowanym ataku na pozycje powstańcze nad górną Odrą zaplanowanym na 23 maja. Stąd późniejsza opinia generała Hoefera o samowolnym, bez jego zgody ataku na mosty nad Odrą.

W polskich publikacjach pojawiają się jako dowodzący w bitwie nad Olzą generał Hoefer albo generał von Huelsen. Mieli oni dowodzić w tej bitwie osobiście, co jednak było niemożliwe. Pierwszy w ogóle nie wiedział, że taki atak jest planowany, a drugi dowodził w bitwie o Górę św. Anny i 23 maja znajdował się w sztabie na Annabergu. Po stronie niemieckiej odpowiedzialnym za atak 23 maja był prawdopodobnie podpułkownik Gruener. Także po stronie polskiej mam wątpliwości co do osoby dowodzącej wojskami powstańczymi w tej bitwie. Najczęściej jako dowódcę podaje się podpułkownika Bronisława Sikorskiego ps. Cietrzew, który był dowódcą grupy „Południe”. Jego sztab znajdował się w Wodzisławiu (przeniesiony tam z Rud Raciborskich). Jednak 23 maja rano znajdował się on nie w Wodzisławiu, a w Sławięcicach, w sztabie grupy „Wschód” i do Wodzisławia wrócił dopiero koło południa, gdy bitwa była już praktycznie rozstrzygnięta. Jego zastępcy, podporucznika Mikołaja Witczaka, też nie było w sztabie. Leżał chory w domu, w Jastrzębiu.

Dlaczego w ogóle doszło do ataku na mosty? Po rozpoczęciu ofensywy na Górze św. Anny spodziewano się, że dowództwo powstańcze zacznie ściągać posiłki ze spokojnych odcinków frontu, gdzie nie spodziewano się ataku Selbstschutzu. Jedyne rezerwy, jakie posiadali powstańcy, to były kompanie zakwaterowane na tyłach linii odcinka raciborskiego. Planowano, że część pułku raciborskiego i pułku rybnickiego zostanie przesunięta do Kędzierzyna. Już 21 maja do Raszowej przesunięto batalion pułku żorskiego, który był do tej pory na odcinku raciborskim. Plan operacyjny generała von Huelsena przewidział taką sytuację. Zaplanowano pozorowany atak na odcinku z mostami przez Odrę. Nie planowano jakiegoś spektakularnego zwycięstwa ani przełamania frontu. Świadczy o tym fakt, że w ataku wziął udział tylko jeden batalion i dwie kompanie drugiego batalionu. Takimi siłami nie przeprowadza się ofensywy. W bitwie brała też udział zbieranina słabo przeszkolonych „Krawaków”, a nie doborowe oddziały Freikorpsów. To kolejny dowód na to, że bitwa ta miała jedynie narobić zamieszania na tym odcinku frontu i odwieść dowództwo powstańcze od planów przerzucenia posiłków z powiatu rybnickiego do rejonu Kędzierzyna. Atak miał też „dać do zrozumienia” dowództwu powstańczemu, że Selbstschutz planuje ofensywę w kierunku na Rybnik. Dziwnym zbiegiem okoliczności w trakcie bitwy w ręce powstańców wpadły plany tej operacji i zajęcia Rybnika. Na odcinku pułku raciborskiego w pobitewnym raporcie z 25 maja wspomniany jest jakiś zabity niemiecki porucznik Imiolek, z tym że na listach poległych członków Selbstschutzu nie ma takiego nazwiska. W publikacji „Nad Odrą, Olzą i Bierawką w czasie III powstania śląskiego” nosi on nazwisko „von Thoulsen”. Takiego nazwiska też nie ma na listach poległych Selbstschutzu. Sprawa wygląda na podrzucenie dokumentów przez niemiecki wywiad (listy poległych członków Selbstschutzu znajdują się w publikacji „Deutsche Soldaten. Vom Frontheer und Freikorps über die Reichswehr zur neuen Wehrmacht” Hansa Rodena; Leipzig 1935).

W polskich publikacjach pojawia się informacja o jakimś dwudniowym intensywnym ostrzale pozycji powstańczych na odcinku raciborskim w dniach 21 i 22 maja. Dziwne, ale w raportach powstańczych nie ma żadnej wzmianki o czymś takim. Na całym odcinku raciborskim od 19 maja panował względny spokój. Ostrzeliwano pozycje powstańcze, ale nie był to jakiś intensywny ostrzał. Nie mogło być też mowy o ostrzale artyleryjskim, bo na całym odcinku raciborskim na stanowiskach bojowych nie było ani jednego działa niemieckiego. Raporty donosiły o przygotowaniach do przeprawy przez Odrę na odcinku I batalionu pułku raciborskiego naprzeciwko Turzy. Natomiast na odcinku, gdzie doszło do bitwy nad Olzą, nie zauważono żadnych przygotowań do ataku na mosty.

Atak na mosty przez Odrę: drogowy Krzyżanowice – Buków, drogowy koło wsi Olza i kolejowy na północ od mostu drogowego koło wsi Olza zaplanowano na noc z 22 na 23 maja. 23 maja to była niedziela. Spodziewano się, że pozycje powstańcze mogą być słabo obsadzone i posterunki mało czujne. I tak było faktycznie. Na stanowiskach nie było 1/4 powstańców, którzy mieli służbę na pozycjach nad Odrą i przy mostach. W chwili ataku większość powstańców spała, wielu było w domach i wielu było zmęczonych po udziale w zabawach urządzanych w sobotę we wsiach, w których byli zakwaterowani powstańcy. Tym większe było zaskoczenie i konsternacja powstańców, gdy w porannej mgle na moście kolejowym pojawił się pociąg pancerny „Bruno”.

Przebieg bitwy w następnej części artykułu.

Autor: Christoph Sottor (Niemcy),

Bądź na bieżąco z nowymi wiadomościami. Obserwuj portal naszraciborz.pl w Google News.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Partnerzy portalu

Dentica 24
ostrog.net
Szpital Rejonowy w Raciborzu
Spółdzielnia Mieszkaniowa
Ochrona Partner Security
Powiatowy Informator Seniora
PWSZ w Raciborzu
Zajazd Biskupi
Kampka
Nasz Racibórz - Nasza ekologia
Materiały RTK
Fototapeta.shop sklep z tapetami i fototapetami na zamówienie
Reklama
Reklama

Najnowsze wydania gazety

Nasz Racibórz 19.04.2024
19 kwietnia 202421:56

Nasz Racibórz 19.04.2024

Nasz Racibórz 12.04.2024
12 kwietnia 202415:22

Nasz Racibórz 12.04.2024

Nasz Racibórz 05.04.2024
7 kwietnia 202412:45

Nasz Racibórz 05.04.2024

Nasz Racibórz 29.03.2024
29 marca 202415:21

Nasz Racibórz 29.03.2024

Zobacz wszystkie
© 2024 Studio Margomedia Sp. z o.o.