Reklama

Najnowsze wiadomości

Styl życia23 grudnia 201212:36

Czytadło na niedzielę: nostalgia Eduarda von Banck, dawnego pana na Wojnowicach

Czytadło na niedzielę: nostalgia Eduarda von Banck, dawnego pana na Wojnowicach - Serwis informacyjny z Raciborza - naszraciborz.pl
0
Reklama
Krzanowice:

Był wieczór 29 lutego 1962 r. Niegdysiejszy właściciel majątku i pałacu w Wojnowicach, Eduard Carl Christian Eugen von Banck, siedzi w głębokim, wygodnym fotelu i bez żadnych emocji wpatruje się w czarno-biały obraz telewizora. W programie telewizyjnym nie ma nic, co by mogło zaskoczyć, albo przynajmniej choć na chwilę ożywić 80-letniego, schorowanego, będącego u kresu swych dni człowieka.

Wydawało się, że będzie w tym letargu tkwił jak co dzień aż zaśnie, po czym o godzinie 21-szej obudzi go syn i powie, że pora udać się do łóżka. Tym razem stało się jednak inaczej. Nagle źrenice Eduarda jakby zabłysnęły, rozwarły się szerzej, a na policzkach pojawił się gorączkowy rumieniec. Na ekranie przewijają się znajome obrazy, które pamięta z dzieciństwa, młodości, oraz czasów gdy był właścicielem dóbr w Wojnowicach. Nadawany jest właśnie reportaż o wschodnich prowincjach Niemiec, utraconych w wyniku wojny. Gdy pojawiają się zdjęcia z Raciborza, który Eduard znał i pamiętał doskonale, ale którego nie widział na żywo już 17 lat, poczuł jak oczy mu wilgotnieją. Po chwili po policzkach zaczęły spływać łzy. To były łzy nostalgii za cudownym i szczęśliwym dzieciństwem spędzonym w Wojnowicach, za młodością, może niezbyt burzliwą, ale przecież też piękną, za chwilami jak poznał swą późniejszą żonę, jak rodziły się kolejne dzieci, za radościami i emocjami niezapomnianych chwil towarzyszących wychowywaniu całej ich czwórki... W wielkim tempie zaczęły przesuwać mu się przed oczyma wyobraźni obrazy z minionych lat. To było jak film...

Nagle, zobaczył siebie jak jest pięcioletnim malcem i właśnie zakrada się do pałacowej kuchni, gdzie stara kucharka Frida, która kochała pierworodnego panicza jak syna, zawsze miała dla niego jakiegoś smakołyka i na dodatek nie musiał wcale myć rąk przed jedzeniem i przykładnie siadać do stołu. Przed oczami stanęła mu też ukochana huśtawka, którą ojciec kazał ustawić w parku dla swych synów, oraz poczciwy osiołek Ginter, niezawodny towarzysz dziecięcych zabaw... Potem ujrzał siebie już trochę podrośniętego, jak wymyka się kostycznej i surowej guwernantce, naturalnie starej pannie, Frau Hedwig, której „powtórz to jeszcze raz” oraz połyskujące okulary śniły mu się jeszcze przez wiele lat.

Przypomniał sobie jak uwielbiał towarzyszyć w pracy ogrodnikowi i stajennemu. Tam zawsze działo się coś ciekawego, zamiast tych nudnych lekcji z łaciny, niemieckiego i muzyki. Teraz jest już trzynastolatkiem. Widzi jak gruntownie rozbudowuje się dworek po dr Kuh`u, w którym mieszkają. Zanim przemieni się w okazały pałac, jest taki ruch w majątku, przyjeżdżają murarze, cieśle, potem stolarze, zduni, sztukatorzy, malarze. Jest na co patrzeć, a ojciec zaaferowany tym wszystkim oraz bieżącymi sprawami w folwarku, choć ma dopiero 49 lat, nie ma głowy do pilnowania dwóch urwisów (we wszystkim towarzyszy już wtedy Eduardowi młodszy, ośmioletni, brat Werner Luis).

Lata biegną jak szalone. Teraz chłopcy towarzyszą ojcu w polowaniu. Uganiają się po lesie za drobną zwierzyną. Chwilę później jest już dorosły i poluje wraz z ojcem na jelenia. Mimo że w bezpośrednim sąsiedztwie majątku nie ma większych lasów, polowania staną się największą pasją życiową Eduarda. Teraz przed oczyma przemknął głęboko wryty w pamięć, tragiczny piątek 26 lipca 1901 roku, kiedy to gwałtowny pożar strawił większość zabudowań gospodarczych majątku. Eduard ma już 19 lat, ale nie potrafi powstrzymać łez bezsilności widząc płomienie pożerające rodzinny dobytek, krzyki ludzi, ryk przerażonych zwierząt, wszechobecny dym a potem twarz zrozpaczonego ojca i zapłakaną matkę...

Na chwilę twarz Eduarda rozjaśnia się, bo wróciło jasne wspomnienie dnia nobilitacji jego rodziny, w grudniu 1908 roku. Towarzyszy ojcu w podróży do Poczdamu. Jest oszołomiony przepychem dworu i dumny, ze widział na własne oczy samego Najjaśniejszego Pana. A potem ten wspaniały bal urządzony na wiosnę następnego roku przez rodziców dla wszystkich co zacniejszych sąsiadów z okazji nadania rodzinie tytułu szlacheckiego. Wprawdzie jego rodzina była szanowana i lubiana w okolicy, ale dopiero fakt formalnego wejścia do stanu szlacheckiego oraz otrzymania herbu sprawiły, że stali się naprawdę jednymi z nich, że furtki do wszystkich domów okolicznej szlachty stanęły dla nich otworem.

Nagle robi się strasznie. To wspomnienie chwil kiedy w 1911 roku umierał ojciec, Heinrich Friedrich August von Banck . Ojciec ma zaledwie 65 lat, ale stare rany, jeszcze z wojny francusko-pruskiej, w której brał udział jako rotmistrz, dokuczały mu całe późniejsze życie. Umiera jednak spokojnie, bo na szczęście miał czas przygotować się na odejście i wszystko swą ostatnią wolą ustalił. Eduard, jako starszy syn otrzymuje w spadku cały majątek, a jego młodszy brat, jak to było w zwyczaju pruskiej szlachty, przeznaczony zostaje do kariery wojskowej.

Obrazy biegną dalej. Eduard dumny jest z brata i jego awansów, ale znów czuje ten odwieczny lęk o niego, szczególnie że właśnie jest rok 1914 i wybucha wojna światowa. Sam, jako prowadzący majątek, nie zostaje zmobilizowany (bo ktoś musi wyżywić miliony żołnierzy na froncie), ale czuje nadchodzące nieszczęście. Jest mroźny, marcowy dzień 1918 r., gdy do pałacu dociera tragiczna wiadomość o śmierci brata pod Bethancourt...

Obrazy nadal zmieniają się w oszałamiającym tempie. Eduard przekroczył właśnie czterdziestkę i hucznie ją świętuje, ale uroczystość zostaje zmącona, bo matka uświadamia mu, że powinien się ożenić. On jednak ani myśli o ożenku i ma kilka argumentów na podparcie tego postanowienia. Jego młodzieńcza miłość z pobliskiego majątku została wydana za kawalera nie tylko znacznie bogatszego, ale i zdecydowanie bardziej urodziwego. Tu przypomina się Eduardowi, że zawsze miał kompleksy na punkcie swojej urody. Jako rudy, piegowaty i na dodatek mocno zaokrąglony młodzieniec faktycznie urodą się nie wyróżniał i nie był przedmiotem westchnień okolicznych panien. Nauczył się zatem cieszyć każdym porankiem, zatracając się w pracy i polowaniach. A jak już hormony nie dawały mu spokoju, cieszył się kobiecością okolicznych wieśniaczek, wśród których akurat chętnych do igraszek nie brakowało...

W tej chwili Eduard ma już 42 lata i właśnie matka stanowczo oświadcza mu, że czas już konkretnie pomyśleć o przyszłości, gdyż na nim kończy się linia von Bancków i aby zapewnić jej wnuki a majątkowi kontynuację, musi się ożenić. Ona już szuka dla niego odpowiedniej partii. Jego oburzenie jest ogromne, że ktoś (a tu rodzona matka) chce za niego decydować w tak ważnej sprawie, ale za chwilę przychodzi uspokojenie, bo w końcu ona ma dobre intencje i właściwie rację. W niedługim czasie dowiaduje się, że jego wybranką ma być córka sąsiada, Georga von Dittricha, pana na Kornicach i Ciężkowicach, Marie Edelheid von Dittrich. Czuje tę palącą ciekawość, co to też jest za kobieta, którą pamięta jako małą dziewczynkę, a teraz ona nie jest już pierwszej młodości, bo ma 27 lat. Czuje też niepokój, czy on, w końcu już mocno dojrzały, 42-letni mężczyzna, będzie przez nią przyjęty.

Wszystko toczy się szybko dalej, pierwsze urocze spotkania, pierwszy pocałunek i po dość krótkim narzeczeństwie huczne wesele. Jest rok 1924. Eduard widzi przed oczyma wielkie przygotowania do uroczystości, polowanie mające zapewnić dziczyznę na stoły, no i wizytę niezawodnego w dostarczaniu najlepszych win Felixa Przyszkowskiego z Raciborza... Zjeżdża się okoliczna szlachta, a Eduardowi bardzo zależy na tym, by trzydniowa uroczystość weselna dorównała blaskiem imprezie sprzed 15-tu lat, wydanej z okazji otrzymania przez ojca tytułu szlacheckiego...

Teraz robi się Eduardowi ciepło i miło. Przewijają mu się obrazy z pierwszych lat małżeństwa, które mimo wieku nowożeńców i zawarcia „z rozsądku” jest szczęśliwe. Na świat, w ciągu sześciu lat, przychodzą dzieci, najpierw w 1925 roku Gisele Anne Elizabeth, w 1926 r. - Heinrich Georg Werner, w 1927 - Henriette Marie Adelheid i w 1930 r. - Wolfram Christian Gunther. Eduard przypomina sobie te lata wypełnione wytężoną pracą w majątku i wychowywaniem dzieci, ale czuje, że to najpiękniejsze lata w jego życiu.

Po chwili robi się jednak smutno i ponuro. Do władzy dochodzą naziści. Cały czas mówią o narodzie, 1000-letniej rzeszy, ziemi, krwi, rasie i przestrzeni życiowej. Hasła o lebensraumie na Wschodzie nie są tylko pustą retoryką, bo towarzyszy im gigantyczny program zbrojeń, a ze wsi znikają co chwilę nowi poborowi. Właśnie wybuchła II wojna światowa, a wraz z nią niedostatek, brak rąk do pracy, strach o bliskich, bombardowania, ofiary na frontach, a na koniec wizja przegranej wojny.

Jest rok 1944 i nikt już nie wierzy w zwycięstwo. Eduard widzi ostatnią wieczerzę wigilijną w rodzinnym domu. Jest smutno, wszyscy się czegoś boją i brak świątecznej atmosfery, ale z drugiej strony są sobie bliscy jak nigdy wcześniej... Za chwilę pojawia się obraz z wiosny 1945 roku. Klęska jest nieunikniona, wszyscy z niepokojem nasłuchują wieści z frontu, a propagandowe komunikaty mówią o nadchodzącym końcu cywilizacji, bo zbliżają się dzikie i krwiożercze hordy Azjatów w mundurach czerwonoarmistów. Panuje atmosfera beznadziejności, a tu na dodatek przychodzi właśnie zawiadomienie o śmierci niedawno zmobilizowanego, ukochanego, 19-letniego syna Heinricha Georga.

Eduard nie może już wytrzymać tych wspomnień, a tu wciąż cisną się nowe. Nocami słychać już coraz to bliższe odgłosy artylerii. Muszą uciekać na Zachód. Właśnie pakują co mają najcenniejszego oraz dokumenty rodzinne. Resztę zamurowują w skrytkach w pałacu, ukrywają w parku i w przypałacowym stawie. Mają jednak nadzieję, że wojna się wreszcie skończy, wszystko się uspokoi, wrócą z rodziną do pałacu i będą żyć jak kiedyś. Tułają się kilka tygodni o głodzie i chłodzie, ale w końcu udaje im się zaczepić na dłużej na Zachodzie Niemiec. Tu zastaje ich koniec wojny, ale nie odczuwają żadnej ulgi, bo dręczy ich niepewność jutra i codzienne zmagania o przetrwanie.

Nie jest lekko, bo zarówno żona i pozostała przy życiu trójka dzieci, jak i sam Eduard przyzwyczajeni są do luksusów i służby. Teraz muszą radzić sobie sami. Czasem udaje się sprzedać coś z biżuterii, by kupić najpotrzebniejsze produkty. Na wszystko są kartki, a na czarnym rynku straszna drożyzna... Eduard ma jednak twardy charakter. Dzięki szczęśliwemu przypadkowi, podejmuje pracę jako zarządca w jakimś majątku. Jest lepiej. Dopiero jednak w latach pięćdziesiątych otrzymuje od rządu RFN częściowe odszkodowanie za utracony majątek na Wschodzie i osiąga stabilizację życiową. Czuje jednak gorycz, że już nie jest tym znanym i szanowanym w okolicy Eduardem von Banck, a jedynie człowiekiem, który „kiedyś tam na Wschodzie miał jakiś majątek...” Boli go strasznie, że został przez zawirowania historii brutalnie oderwany od swoich korzeni, które rodzina przez 70 lat z wielkim powodzeniem zapuszczała w Wojnowicach... Nie widzi już telewizora. Osacza go dojmujące i przykre uczucie, że nigdy więcej i nigdzie nie czuł się już tak u siebie, jak w Wojnowicach. Coś skończyło się w jego życiu i to bezpowrotnie. Dopadło go niepohamowane pragnienie, by choć raz jeszcze pojechać do swego Heimatu w którym przeżył wspaniałe 63 lata, choć przez chwilę zobaczyć rodzinny pałac, miejsce szczęśliwego dzieciństwa i młodości, przypałacowy park i okolicę. Jest jednak świadom okrutnej prawdy, że Europa jest przedzielona „żelazną kurtyną” i taka wizyta jest całkowicie nierealna. A więc wszystko co najpiękniejsze w życiu ma za sobą... Jest już przecież zmęczonym życiem starcem...

Za chwilę jednak jest już w Wojnowicach, ale tak jakoś dziwnie, jakby z lotu ptaka. Nigdy jeszcze czegoś podobnego nie doświadczył. Uczucie ciężkości na klatce piersiowej i nieokreślonej tęsknoty powoli ustępuje i z każdą chwilą jest mu coraz bardziej błogo i radośnie... Znów jest w krainie swego szczęśliwego dzieciństwa i tylko niezwykły blask, który się wkoło rozpościera sprawia że jest piękniej niż kiedykolwiek wcześniej...
Umiera szczęśliwy.

Wiesław Długosz, Zbigniew Woźniak

Bądź na bieżąco z nowymi wiadomościami. Obserwuj portal naszraciborz.pl w Google News.

Reklama
Reklama
Tagi:
Zobacz film z RTK

Komentarze (0)

Komentarze pod tym artykułem zostały zablokowane.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Sport14 kwietnia 202419:29

Sportowe podsumowanie weekendu

Sportowe podsumowanie weekendu - Serwis informacyjny z Raciborza - naszraciborz.pl
0
Racibórz:

Weekend bogaty był w wiele sportowych emocji. Grali piłkarze, siatkarze i piłkarki ręczne. Sprawdź, jak poradził sobie zespół, któremu kibicujesz.

(greh)
Aktualności15 kwietnia 202409:58

W powiecie grasuje podpalacz?

W powiecie grasuje podpalacz? - Serwis informacyjny z Raciborza - naszraciborz.pl
0
red., fot. FB.OSP Kobyla
Reklama
Aktualności15 kwietnia 202412:42

GK Rafamet zapowiada wyjście z kryzysu

GK Rafamet zapowiada wyjście z kryzysu - Serwis informacyjny z Raciborza - naszraciborz.pl
5
materiał prasowy spółki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Partnerzy portalu

Dentica 24
ostrog.net
Szpital Rejonowy w Raciborzu
Spółdzielnia Mieszkaniowa
Ochrona Partner Security
Powiatowy Informator Seniora
PWSZ w Raciborzu
Zajazd Biskupi
Kampka
Nasz Racibórz - Nasza ekologia
Materiały RTK
Fototapeta.shop sklep z tapetami i fototapetami na zamówienie
Reklama
Reklama

Najnowsze wydania gazety

Nasz Racibórz 12.04.2024
12 kwietnia 202415:22

Nasz Racibórz 12.04.2024

Nasz Racibórz 05.04.2024
7 kwietnia 202412:45

Nasz Racibórz 05.04.2024

Nasz Racibórz 29.03.2024
29 marca 202415:21

Nasz Racibórz 29.03.2024

Nasz Racibórz 22.03.2024
21 marca 202421:40

Nasz Racibórz 22.03.2024

Zobacz wszystkie
© 2024 Studio Margomedia Sp. z o.o.