Reklama

Najnowsze wiadomości

Aktualności7 lipca 201709:05

20 lat po powodzi. Wywiad z Janem Krolikiem, ówczesnym dowódcą JRG w Rydułtowach

20 lat po powodzi. Wywiad z Janem Krolikiem, ówczesnym dowódcą JRG w Rydułtowach - Serwis informacyjny z Raciborza - naszraciborz.pl
0
Reklama
Kornowac:

Jak sam mówi, Rydułtowy zalewane były tradycyjnie, co roku, 3-4 razy. Tym razem jednak nie skończyło się na tym co zwykle... O 5.00 rano, w niedzielę 6 lipca 1997 roku zadzwonił telefon. - Dzwonili, że przepełnia się zbiornik retencyjny za Urzędem Miasta, że mam przyjechać, podjąć decyzje, bo trzeba większe siły ściągać, no i ciągle przecież pada. Wyjrzałem przez okno, akurat tu w Kobyli nad nami nie padało, założyłem tradycyjnie garnitur, krawat, koszulę, jak to w niedzielę, z myślą, że pojadę, podejmę decyzje i za 2 godziny przyjadę na mszę do kościoła do Kobyli. Wróciłem po 4 tygodniach – opowiada Jan Krolik, ówczesny dowódca Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej w Rydułtowach, a do niedawna zastępca komendanta PSP w Raciborzu.

Już na miejscu okazało się, że sytuacja nie jest taka jak co roku. Wał na zbiorniku retencyjnym w Rydułtowach przeciekał jak sito, a woda się przelewała. - W końcu wał nie wytrzymał, strzelił i zalało pierwsze mieszkania, domy, częściowo zniszczyło nam sprzęt. Trzeba było ludzi ewakuować, no i potem doszła woda, która spływała od Krzyżkowic z tych górek. I tak powoli Rydułtowy zapełniały się wodą. Jednostki zostały wezwane do działań, ale wtedy już przyszła informacja, że jednostki PSP trzeba kierować na Buków, bo tam zaczyna być groźnie – wyjaśniał Krolik. I po kolei kłopoty zaczynały się w każdej miejscowości... - W Rydułtowach wszystko zaczęło się o 1 dzień wcześniej. Już w nocy zgłaszano podtopienia szpitala, wychodziły błędy kanalizacji, uszkodzenia. Na rynku na skrzyżowaniu telekomunikacja uszkodziła kanalizację burzową i o ile przy normalnych opadach kanalizacja jakoś dawała radę, przepuszczała wodę, to przy powodzi w 97 roku to się zatkało i cała woda, która płynie od Pszowa w kierunku rynku, przechodziła przez piwnicę naszej straży pożarnej i wychodziła na zewnątrz. W piwnicy mieliśmy całe zasilanie energetyczne i nikt tego nie wyłączył ze względu na to, że konieczne było działanie radiostacji – tłumaczy Krolik. 

- Co ciekawe, w tym czasie wszystkie siły, które zostały skierowane do Raciborza, dojechały na Dębicz i tam stanęły przed wielką wodą i nie były w stanie do Raciborza dojechać – wyjaśnia strażak. Trzy kompanie odwodowe skierowane do Raciborza nie mogły się tam dostać, bo Racibórz był odcięty. Siły zostały wycofane w kierunku Rydułtów i tam stacjonowały. - U nas trwały walki z oczyszczeniem miasta. W ciągu doby spadły deszcze, wypompowaliśmy wodę, wyszło słońce, spadł kolejny deszcz i znowu pompowanie wody ze sklepów, budynków, domów i tak na okrągło. A potem kompletne zaskoczenie. W Rydułtowach budowana była kanalizacja. Ona była budowana w sposób górniczy, tj. od kopalni wchodzili dołem i tak jakby kopali chodnik i przesuwali się pod miastem. I w pewnym momencie woda znalazła ujście do tej kanalizacji, przerwała ją i w ciągu 20 minut opróżniła całe Rydułtowy z wody. Poszło to w kierunku Radoszów. A w momencie kiedy ta wyrwa powstała, padło hasło, że taka ilość wody może pójść jedynie na kopalnię. Obawy były krótkie, ale poważne, że przy tych niższych pokładach może być kiepsko. Był strach, że ta cała woda poszła na te niższe chodniki do kopalni Rydułtowy. Informacja poszła szybko na kopalnię, przyjechali specjaliści i od razu uspokoili, że woda nie idzie do kopalni, tylko do tej świeżo budowanej kanalizacji – tłumaczy ówczesny dowódca JRG. Siły z Rydułtów po zakończeniu prac u siebie zostały przerzucone do Gorzyc. Woda z Odry zaczęła stopniowo opadać i należało wspomóc czyszczenie kolejnych miejscowości. 

Strażacy przyjechali do Odry, ale tam mieszkańcy nie chcieli pompować wody. - Oni znali realia, nieraz byli zalani i wiedzieli, że jeśli zaczną pompować wodę, a wody gruntowe jeszcze nie opadną, zaczną się szkody, podmyte fundamenty itd. - mówi nasz rozmówca. - Jedni nie chcieli pomocy, a inni wręcz prawie siłą nas zmuszali, żebyśmy im wodę wypompowywali, a później wychodziły różne szkody – dodaje. Jak pamiętamy, po powodzi chodziły plotki, że wysadzony został wał w Olzie przed mostem i że zrobili to Czesi. - To była kompletna bzdura. Wyrwy spowodowały płynące zanieczyszczenia, na pewno jeden stary silos i oborniki. Wezbrała gdzieś woda, zabrała ze sobą obornik i cały ten kwadracik obornika płynął w kierunku Olzy i zatrzymał się na wale. Jak się zatrzymał, spiętrzył wodę na tyle, że przerwało wał – wyjaśnia Krolik. Wyrwa na Buków, jak wspomina strażak, spowodowana była przez dach, który również zabrała ze sobą woda. 

Jak w obliczu tej ogromnej tragedii zachowywali się ludzie? Różnie, ale reakcjom tym nie ma się co dziwić, stracili przecież swój majątek. - Jeżeli przyjeżdżamy do kogoś, kto stracił cały dobytek życia, zdobyty swoją siłą i sercem, to ten człowiek, powiedzmy sobie szczerze, nie zachowuje się normalnie. Strażacy spotykali się z różnymi reakcjami, przeważnie ludzie zachowywali się agresywnie, jeśli się nie pompowało wody. Później po miesiącu czy roku dziękowali za to, co żeśmy zrobili, ale na to trzeba było czasu. Było takie zdarzenie w Rydułtowach, kiedy uniknąłem dostania młotkiem w głowę. Mężczyzna chciał, żeby wypompować mu wodę z piwnicy, ale ta piwnica była zalewana przez sąsiada i najpierw jego musieliśmy wypompować, temu się to jednak nie spodobało. Całe szczęście, że w momencie kiedy zaczął kląć, odwróciłem się i zobaczyłem młotek lecący prosto na moją głowę. Potem ten pan tego żałował, do dziś jesteśmy zresztą kolegami, ale ja się jego reakcji nawet nie dziwię, cały sklep zalany, materiały zniszczone... W Gorzycach też chcieli pompować i podobnie było. Za rok na spotkaniu była radość i wdzięczność, ale przy powodzi to była nerwówka. Nie ma się co temu dziwić. Ciężko było też w Olzie. W momencie jak się przyjechało do Olzy, w Rogowie był odpust. To były dwa światy. Strażacy przejeżdżali obok kościoła w Rogowie. Tam się ludzie bawili, dzieci strzelały petardami, korkami, baloniki leciały, i zjeżdżaliśmy w dół do Olzy, a tam na drodze leżało martwe bydło, zwierzęta, a my informowaliśmy, że trzeba brać dzieci do szczepienia. Tam się ludzie bawili, a tu ogromna tragedia... - wspomina. 

Jak wyglądała pomoc poszkodowanym powodzianom? Przede wszystkim ewakuacja na początku, a później w miarę potrzeb wypompowywanie wody, czyszczenie, sprzątanie, dostarczanie wody, jedzenia, łatanie wyrw, układanie worków z piaskiem. Nie zabrakło wszechobecnego chaosu. Brakowało przepływu informacji, rozwiązań logistycznych. - Teraz wyglądałoby to inaczej, są podpisane porozumienia między zakładami, wtedy ta wielka woda to było kompletne zaskoczenie. Nie wiedzieliśmy, skąd śmieciarki mają przyjechać, gdzie to martwe bydło zawieźć, kto to ma utylizować, kto za to wszystko zapłaci. Ludzi, strażaków, było mnóstwo, ale nie wiedzieliśmy, gdzie to składować, a to martwe bydło po kilku godzinach w tym słońcu zaczynało przecież śmierdzieć. Były obawy, że wybuchnie epidemia – wspomina po latach Krolik. 

Krolik przywołuje kolejną sytuację dotyczącą kościoła w Olzie. - Z kościoła woda schodziła i niektórzy mieszkańcy wiedzieli, że trzeba tę wodę i zmieszane z nią prochy wymieść poza kościół, no i zamiatali to. I była taka sytuacja, że stoimy koło kościoła i przyszedł strażak i zapytał, czy mogą użyć wody ze swojego auta do przepłukania posadzki kościoła. Siedziałem wtedy w operacyjnym fiacie i mówię mu, że tak, pewnie. Jak mają więcej chęci do roboty, to niech robią. Jeszcze i tak była woda po kostki we wsi i piwnic nie dało się jeszcze pompować. Patrzę na to jak zaczynają lać wodę i myć te ławki i posadzki, i w pewnym momencie patrzę, a panie, które stały niedaleko koło jakiejś mleczarni czy kiosku czekając na auto, które przywiozło suche materace, zauważyły, że strażacy leją wodę do kościoła. No i podeszły do mojego auta i zapytały dość wulgarnie, kto k..... pozwolił tę wodę tam lać. Odpowiedziałem, że ja. I one wtedy tak rozhuśtały mi auto, że poważnie musiałem uciekać przed nimi jak przed chuliganami. Nie dziwiło mnie to jednak bardzo. Te panie straciły cały dobytek i do nich nic nie docierało. One widziały w tej odrobinie wody do czyszczenia posadzki kolejną tragedię. Na spotkaniu rocznicowym wspominały to na wesoło, ale wtedy wesoło nie było – dodaje. 

Strażaków i ochotników było dużo. Siły się przesuwały tak jak woda schodziła i strażacy pomagali kolejnym mieszkańcom w doprowadzeniu do porządku ich domów, budynków gospodarczych itp. Później zaczęły się pożary siana w stodołach (dochodziło do samozapłonu) i strażacy z Rydułtów zostali zadysponowani do ich rozbiórek. - Pamiętam jak pojechaliśmy do Bukowa do sołtysa, powiedzieć, jaka jest sytuacja z tymi pożarami siana, że Gorzyce już mają ten problem, a niebawem zacznie się u nich, bo woda już zeszła. A on, stojąc na placu, mówi do nas: chłopy, skąd wyście są, co wy możecie wiedzieć o powodzi, i odwraca się, patrzy na dach swojej stodoły, a tam spod dachu już opary idą, w momencie jak strażacy zaczęli działać, to już się zaczęły pokazywać języki ognia – wspomina Krolik. 

Sytuacje były różne, jest więc co wspominać, choć każdy chce tylko tego, by sytuacja z 1997 roku się nie powtórzyła. Wnioski należy jednak na przyszłość wyciągnąć. - Nie wszyscy jednak chcą to zrobić. Już powódź w 2010 roku pokazała, że niektórzy dalej nie chcą współpracować. Ludzie nie chcieli się ewakuować z obawy przed kradzieżami, przed rozłąką z ojcem, który ewentualnie mógłby zostać dobytku pilnować. Ludzie nie chcieli się ewakować. Nawet kobiety ciężarne i dzieci. Przecież można na te kilka dni się wynieść do bliższej czy dalszej rodziny, a nawet do koleżanki. Niech tam zostanie w tym domu młody, ojciec rodziny i niech pilnuje dobytku – mówi Jan Krolik. - Powódź w 1997 roku to była ogromna tragedia, ogrom szkód i cała masa wspomnień... – kończy Krolik. 

Sylwia Prusowska 
zdjęcia pochodzą z archiwum Jana Krolika / 1. zdj. archiwum portalu

Autor: Sylwia Prusowska, sylwia@naszraciborz.pl

Bądź na bieżąco z nowymi wiadomościami. Obserwuj portal naszraciborz.pl w Google News.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Komentarze (0)

Komentarze pod tym artykułem zostały zablokowane.

Reklama
Reklama

Najczęściej czytane artykuły

Reklama
Aktualności22 kwietnia 202409:31

Czarny dym przy Stalmacha

Czarny dym przy Stalmacha - Serwis informacyjny z Raciborza - naszraciborz.pl
0
red., fot. Czytelniczka
Aktualności22 kwietnia 202410:12

Mężczyzna z rozbitą głową na chodniku przy Bosackiej

Mężczyzna z rozbitą głową na chodniku przy Bosackiej - Serwis informacyjny z Raciborza - naszraciborz.pl
0
red., fot. arch. portalu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Partnerzy portalu

Dentica 24
ostrog.net
Szpital Rejonowy w Raciborzu
Spółdzielnia Mieszkaniowa
Ochrona Partner Security
Powiatowy Informator Seniora
PWSZ w Raciborzu
Zajazd Biskupi
Kampka
Nasz Racibórz - Nasza ekologia
Materiały RTK
Fototapeta.shop sklep z tapetami i fototapetami na zamówienie
Reklama
Reklama

Najnowsze wydania gazety

Nasz Racibórz 19.04.2024
19 kwietnia 202421:56

Nasz Racibórz 19.04.2024

Nasz Racibórz 12.04.2024
12 kwietnia 202415:22

Nasz Racibórz 12.04.2024

Nasz Racibórz 05.04.2024
7 kwietnia 202412:45

Nasz Racibórz 05.04.2024

Nasz Racibórz 29.03.2024
29 marca 202415:21

Nasz Racibórz 29.03.2024

Zobacz wszystkie
© 2024 Studio Margomedia Sp. z o.o.