Nagonka… na Myśliwego

Na pytanie Marka Rapnickiego, co radny Mandrysz ma na myśli mówiąc, że dokument przypomina gazetkę partyjną i gdzie znalazł on elementy takiego epitetu, ten stwierdził, iż odpowiadać nie będzie, bo to trzeba znać fakty, poświęcić czas i się wczytać. Zmartwiło to radnego Rapnickiego, który - jak twierdził - pytał pro publico bono, gdyż na galerii siedzieli studenci PWSZ i mogli odnieść wrażenie, że to partia zasiadła w radzie.

Radny Zbigniew Sokolik pokusił się o analizę kilku wydatków WEKiS, który - jak stwierdził radny - zarządza jedną trzecią budżetu miasta, ponad pięćdziesięcioma milionami zł. Sokolika bardzo interesowało, ile kosztowało miasto zakup pakietu programów firmy Vulcan. Jak sam stwierdził, była to kwota ok. 200 tys. złotych, zmarnowanych w taki sam sposób, jak 60 tys. wcześniej na analizy. Podobnie miała się mieć rzecz z przebudową SP18 i G3, która kosztowała kolejne 60 tys. Jak zatem - pytał radny - mają się te wydatki do tego, że stale jest mowa o potrzebie oszczędności w szkolnictwie?

Dalej Zbigniew Sokolik przytoczył zarobki osób zatrudnionych w charakterze pomocy nauczyciela przedszkola - 1200-1300 zł netto po 20-30 latach pracy. Czy to można nazwać godnym wynagrodzeniem? Jak się okazało, chciał w ten sposób pokazać, że zamiast wydawać pieniądze na analizy, można było dać podwyżkę tym zatrudnionym. Zdaniem Sokolika analiza sieci placówek oświatowych jest zadaniem WEKiS i nie powinno się płacić zewnętrznym firmom za takie opracowania.

W dalszej części swego wystąpienia radny zauważył, iż w nowo utworzonym Centralnym Rejestrze Umów jest informacja o skierowaniu naczelnika Roberta Myśliwego na studia podyplomowe. - Przypominam, że nadal mówimy o oszczędnościach w szkolnictwie, a tu nagle szkolimy pana naczelnika, który jest zatrudniony od kilku miesięcy. Nadmieniam - zaakcentował radny - że ostatnie działania naczelnika WEKiS świadczą o braku kompetencji do pełnienia funkcji naczelnika. Źle się stało, że taka osoba jest naczelnikiem, ale takie widać były zobowiązania polityczne i to jest zrozumiałe - stwierdził Sokolik.

W odpowiedzi na interpelację prezydent stwierdził, że naczelnik Myśliwy w żadnym razie nie jest w jakikolwiek sposób uprzywilejowany, studia podyplomowe to normalny system dokształcania pracowników. Wszyscy urzędnicy, dyrektorzy i nauczyciele są objęci systemem i korzystają z tych funduszy. Prezydent przypomniał także, że naczelnik nie dysponuje budżetem na oświatę, dysponuje tylko jego częścią na tak zwane pozostałe wydatki, to jest ok. 350 tys. zł. Pozostałą częścią budżetu dysponuje Rada Miasta i prezydent.

Na zarzuty, że miasto za dużo wydało na analizy i opracowania, prezydent Lenk odparł, że robi się to bardzo rozsądnie i czasem trzeba skorzystać z pomocy fachowców. - Nie możemy stwierdzić, że wszystko wiemy najlepiej, często trzeba się poradzić kogoś z zewnątrz i spojrzeć na sprawę z dystansu - stwierdził prezydent. - Wiele rzeczy jesteśmy w stanie opracować sami, ale do niektórych trzeba specyficznych narzędzi i umiejętności. Jestem przekonany, że to, co wydaliśmy na te dziedziny, to niewiele. Budżet oświaty to rzeczywiście ok. 53 miliony zł, więc w tej skali wydatków to naprawdę niewiele - dodał Lenk.

- Czy lepiej w takim razie dać te pieniądze firmie zewnętrznej niż przeznaczyć je na podwyżki dla swoich ludzi? - próbował prowokować prezydenta Sokolik. Prezydent wyjaśniał, że to w żaden sposób nie jest ze sobą związane, gdyż w całym kraju wynagrodzenia pracowników administracji i obsługi są niskie. Są one skorelowane z wynagrodzeniami nauczycieli, zapisane w układzie zbiorowym pracy, zatwierdzone przez związki zawodowe.

- Będziemy niebawem podejmować ważne decyzje, istotne zatem jest, by robić to na podstawie dobrych analiz - zarówno przygotowanych przez naszych pracowników, jak i firmy zewnętrze. Nie da się wszystkiego przygotować własnymi siłami - zauważył prezydent. - Ci radni, którzy byli na prezentacji Analizy sieci szkół, na pewno posiedli bardzo dużo wiedzy, a sama analiza dała im dużo do myślenia.

Należy przypomnieć, że radni Franciszek Mandrysz i Zbigniew Sokolik w swoich poprzednich interpelacjach także skarżyli się na działalność naczelnika Myśliwego, oskarżając go o brak kompetencji lub ich przekroczenie w kontekście współpracy na linii naczelnik WEKiS - dyrektor Gimnazjum nr 3. Radni sugerowali, że dyrektor G3 jest mobbingowany na tle religijnym przez naczelnika Myśliwego oraz że przekracza on (naczelnik) swoje kompetencje, wpływając na budżet placówki oraz zabierając gimnazjum korytarz B1 i przekazując go SP18. Jak wyjaśniał na komisji oświaty jej przewodniczący Paweł Rycka, przekazanie korytarza wynikało z potrzeb podstawówki, gdzie pomieszczeń było tyle co w gimnazjum, a dzieci więcej o drugie tyle.

Na sam koniec sesji głos w sprawie zabrał radny Marek Rapnicki, któremu sytuacja napaści radnych Mandrysza i Sokolika na naczelnika Myśliwego skojarzyła się z filmem "Jeden przeciw wszystkim" z lat sześćdziesiątych: Proszę państwa, nie wiem, czy zauważyliście, ale ta sesja, począwszy od interludium, jakim była komisja oświaty, potem budżetowa, jest areną pewnej zmasowanej akcji. Prowadzą ją dwaj radni, którzy na ogół mówią o sobie MY, być może są przedstawicielami jakiejś większej grupy. Z zadawanych pytań, szyderczych uwag, z dopowiedzeń, z przekomarzania się z prezydentem ma wynikać, że człowiek, który spędził wzorowo cztery lata w radzie miejskiej (mowa o Myśliwym - przyp. red.) według rankingów prasy, również obraźliwie nazwanej (Trybuną%u2026), radny, który był wzorem skrupulatności, odpowiedzialności, w ubiegłej kadencji w ławach opozycji był jedynym, który czytał wszystkie dokumenty i potrafił mówić czterdzieści minut o budżecie miasta - czyli tyle, co wszyscy razem wzięci w tej kadencji - raptem został powołany na średniego szczebla stanowisko naczelnika i%u2026 nagle stracił kompetencje, stracił kwalifikacje, doświadczenie, stał się wrogiem publicznym numer jeden. Kilka osób z tu siedzących pięć lat temu widziało w Robercie Myśliwym prezydenta miasta! Uważam, że ta rada miasta jest areną brzydkich zawodów. Protestuję. Protestuję! Nie trzeba być ministrem Beckiem, by powiedzieć, że najważniejszą rzeczą w historii społeczeństw i narodów jest honor. Owszem, to nie znaczy, że mnie czy naczelnika obrazić może każdy, nie. Jednak stawiam tu problem nagonki, która się rozpoczęła. Oby żaden z obecnych tu dziennikarzy nie podjął podejrzenia, że rzeczywiście chodzi tu o jakieś prześladowania religijne - tyle że idą one w dokładnie odwrotnym kierunku.

Wystąpienie radnego Rapnickiego nagrodzone zostało brawami radnych koalicji.

th