60 LAT RAZEM - jubilaci z Markowic
Ona urodziła się w Raszczycach, on w Markowicach. Ich odległe o 3 kilometry domy dzieliła granica. Dwa państwa, dwa języki, dwie kultury… Jednak spotkali się i spędzili ze sobą 60 wspólnych lat. Generosa i Jerzy Mordejowie z Raciborza Markowic.
- Dziękujemy wam, żeście o nas pamiętali – tymi słowami Generosa i Jerzy dziękowali wiceprezydent Ludmile Nowackiej i kierownicze USC Katarzynie Kalus za prezenty, kwiaty i życzenia. Spotkanie odbyło się w domu jubilatów, w Markowcach, zbudowanym w latach pięćdziesiątych z cegły, odzyskiwanej z ruin powojennego Raciborza.
Wspólna historia Generosy (rocznik 1924) i Jerzego Mordejów (rocznik 1926) sięga 1948 roku. Wtedy Jerzy pojechał do Raszczyc na wesele kuzynki. Tam poznał Generosę…
25 września 1949 r. na własny ślub do Raciborza pojechali na rowerach, a świadkowie za nimi. Skąd ten pośpiech?. – Zaraz po wojnie najważniejszy dokument to było tymczasowe poświadczenie polskości. I ja miałem z tym papierkiem spore kłopoty – wspomina pan Jerzy. – Co ja mogłem na to, że byłem w Hitlerjugend? W Niemczech się urodziłem i wychowałem. Jak chciałem iść do szkoły na kolei, mówili, jak jesteś w HJ to możemy cię przyjąć? Co ja mogłem na to, że mnie do niemieckiego wojska wzięli? No i przez to po wojnie miałem trudności z uzyskaniem poświadczenia polskości. W urzędzie w Raciborzu dawali mi ten papierek, a za tydzień odbierali. No i wtedy, we wrześniu 1949 r w piątek, dali mi to poświadczenie. To biegnę do narzeczonej i mówię, załatwiaj wszystko, mam ten papierek. W sobotę wzięliśmy ślub cywilny, a w poniedziałek znowu poświadczenie odebrali.
Ten prawdziwy, kościelny ślub był w styczniu, 1950 r. Bawiła się na nim cała wioska i załoga roszarni z Nędzy, w której obydwoje narzeczeni pracowali. - W tamtych czasach na wesele, oprócz zaproszonych gości, za których płaciła młoda para, mógł przyjść każdy – opowiada Urszula, córka jubilatów. – Była okazja do zabawy, a w styczniu, w karnawale to każdy chciał się zabawić….
Potem przyszła pora na stawianie rodzinnego domu. Cegły na jego budowę pozyskiwano z ruin domów w Raciborzu. – Kupowało się kawałek takich ruin a cegły trzeba było samemu wydłubać i na piechotę, na wózeczku przywieźć do Markowic – wspomina ciężką pracę sprzed lat pani Generosa.
Wybudowany niemal własnymi rękami dom stoi na skraju Markowic, w kierunku na Babice. – Kiedyś to jeden samochód na dobę przejeżdżał tędy, teraz to nawet czasami okna otworzyć nie można – mówi pan Jerzy. Jeszcze do niedawna stołowego pokoju, którego okna wychodzą właśnie na ulicę, używał jako biura. – Tutaj cały stół zawalony był papierami – wspomina Urszula. – Bo ojciec bardzo aktywnie działał w mniejszości niemieckiej.
W domu dziadków, Generosy i Jerzego wychowała się wnuczka Ola, która dzięki temu niemal od urodzenia jest dwujęzyczna. W domu dziadków mówiła po niemiecku, w domu rodziców po polsku. Ola zna wszystkie opowieści babci o pracy w roszarni w Nędzy, którą zaczęła mając 14 lat. I opowieści dziadka o przedwojennym szmuglu przez granicę. Wtedy z Polski do Niemiec szła żywność a w drugą stronę takie towary jak buty, rowery czy nawet pomarańcze.
Trzypokoleniowa rodzina Mordejów mieszka blisko siebie, na sąsiednich posesjach. Młodzi od starszych uczą się szacunku dla innych i dla pracy, starsi od młodszych otwartości na świat. I mają się dobrze.
Jola Reisch
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany