Raciborzanka wróciła z wyprawy życia!
Łącznie przez 4 tygodnie poznawali świat, kultury panujące w danych krajach, ludzi oraz ich obyczaje. W Wyprawie wzięła udział grupa nieznanych sobie osób z różnych miast m.in. z Warszawy, Poznania czy Wrocławia. Wśród tej nielicznej grupy znalazła się także Liliana Kaniuch. 19-letnia przedstawicielka z naszego rejonu.
Porozmawialiśmy z Lilianą, w sprawie tej niezwykłej przygody, jaką miała okazje doświadczyć.
Dawid Machecki: Jakie miejsca zwiedziliście?
Liliana Kaniuch: Łącznie zwiedziliśmy aż 15 państw. Na samym początku pojechaliśmy do Czech i Austrii, potem Słowenia i Chorwacja, a następnie do: Bośni i Hercegowiny, Czarnogóry, Kosowa, Macedonii, Albanii, Grecji, Turcji, Bułgarii, Rumunii, Węgier i ostatnim miejscem była Słowacja. Były kraje, w których zatrzymywaliśmy się tylko na 1-2 dni, a były też takie, w których zostaliśmy na trochę dłużej. Sumując razem przejechaliśmy około 9000 km.
D.M: Które z tych miejsc najbardziej ci się podobało?
L.K: Najbardziej ze wszystkich miejsc podobała mi się Turcja a dlatego, że to państwo jest całkiem odmienne od pozostałych. W planie przewidziane mieliśmy, że będziemy tam maksymalnie 1,5 dnia a byliśmy aż trzy dni! Turcja jest interesująca ze względu na ludzi - mieszkańcy są bardzo sympatyczni i mili. Zauważyłam także, że w tym państwie bardzo liczy się rodzina i można to było dostrzec w każdej sytuacji. Będąc w Turcji oczywiste było to, że należało spróbować tureckiego rarytasu, czyli kebabu - lecz szczerze mówiąc kompletnie nam nie smakował, a spowodowane to było zapewne tym, że jesteśmy przyzwyczajeni do tych polskich. Najlepsze także jest to, że jako jedyna z całej ekipy miałam w Turcji specjalne zniżki, a wszystko za sprawą tego, że jestem blondynką - u nich kobiety, które są blondynkami to rzadkość.
D.M: Czy podczas wyprawy wydarzyła się jakaś sytuacja, którą zapamiętasz na długo?
L.K: Tak i wydarzyło się to w Turcji. Była około 1-2 w nocy i zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej, aby się przebrać i wychodząc z auta zauważyłam, że coś jest nie tak! Cały bagażnik był oczadzony - po chwili okazało się, że uszkodziła się bardzo ważna część w samochodzie i dalej tak jechać nie możemy. Chłopacy z naszej grupy próbowali to naprawić, lecz się nie udawało - na stacji benzynowej poinformowali nas, że za 250 dolarów sprowadzą nam lawetę, aby podwieźć nas 30 kilometrów dalej do mechanika, gdzie usterka zostanie naprawiona w przeliczeniu na złotówki za 2000 zł. Te koszty nas przeraziły i stwierdziliśmy, że nie będziemy tyle płacić - poszliśmy na tureckie osiedla w poszukiwaniu pomocy, lecz jej tam nie znaleźliśmy. Wróciliśmy na stację no i chłopaki stwierdzili, że spróbują raz jeszcze coś zaradzić i udało im się to zreparować! To nam pozwoliło na to, aby przejechać kilkanaście kilometrów. Zapytaliśmy w pierwszym zauważonym przez nas warsztacie mechanicznym ile będzie kosztować naprawa i okazało się, że wyszło nas to tylko w przeliczeniu na złotówki 20 zł. Przygoda ta była bardzo emocjonująca i na pewno zapamiętam ją na długo.
D.M: Czy podczas podróży mieliście szybciej przemyślane miejsca gdzie będziecie spali, czy mieliście rezerwacje w hotelach, motelach bądź pomysł gdzie rozbijecie namiot - czy bardziej rządził przypadek?
L.K: Rządził tym tylko przypadek. Mieliśmy ustalone miejsca, do których jedziemy i które chcemy zwiedzać, lecz gdzie śpimy to nie było przewidziane. Noclegi były albo na polach kempingowych, albo przy morzu na plaży - nad tym myśleliśmy na bieżąco. Były trzy opcje noclegu: namiot, dach samochodu albo w środku auta - bo mieliśmy rozkładane siedzenia, które były bardzo wygodne.
D.M: Jakie nowe doświadczenia zdobyłaś podczas tego wyjazdu?
L.K: Nauczyłam się bardzo dużo między innymi o kulturach różnych krajów. Mam także teraz rozeznanie w którym miejscu jest drożej w którym taniej. Każdy z nas miał swoje obowiązki, którymi się dzieliliśmy. Ja w tej całej grupie byłam najmłodsza wiec zapewne nauczyłam się najwięcej ze wszystkich i podszkoliłam się w gotowaniu i oczywiście w rozmowach po angielsku.
D.M: Cztery tygodnie i 24 godziny na dobę widziałaś się z nowo poznanymi ludźmi. Jak bardzo może to zbliżyć - możemy powiedzieć, że narodziła się pomiędzy wami przyjaźń?
L.K: Tak i to tak wielkie, że gdy przyjechałam do domu nie wiedziałam, co ze sobą zrobić -odczuwałam niesamowitą pustkę. Tak jak teraz tęsknie za ludźmi z wyprawy to nawet nie tęskniłam tak bardzo za przyjaciółmi z Raciborza, kiedy wyjechałam na tą przygodę. Mimo, iż wiem, że się jeszcze spotkamy wszyscy razem, to już to nie będzie to samo, co było podczas tych wakacji. Planujemy, aby w sierpniu bądź wrześniu zobaczyć się ponownie wszyscy razem, chociaż jeszcze raz. Szczerze mówiąc nie mogę się doczekać tego spotkania.
D.M: Czy poleciłabyś znajomym oraz mieszkańcom Raciborza właśnie taki wyjazd, który nie wiąże się z pięknym hotelem oraz wszelkimi udogodnieniami, jakie oferowane są przez biura podróży. Tylko właśnie trochę z survivalem a przede wszystkim z przygodą i podróżą w nieznane?
L.K: Oczywiście, że tak, polecam każdemu! Pierwszą składową udanego wyjazdu jest to, aby mieć chęci i dobre nastawienie - ponieważ bez tego to nie ma sensu gdziekolwiek jechać i taka wyprawa się nie uda. Na pewno do takiej przygody trzeba się przygotować. Dzięki temu, że nie spaliśmy w pięciogwiazdkowych hotelach i nie było all inclusive to sprawiło właśnie, że ten wyjazd był taki świetny i taki niezwykły. Uważam, że biura podróży klientów trochę omamiają, ponieważ będąc na wycieczce w danym miejscu widzimy tylko dany hotel, plażę, miasteczko - lecz nie widać jak naprawdę żyje się w danym kraju. Ważne są chęci i nie trzeba mieć dużo pieniędzy, aby zobaczyć i zwiedzić naprawdę dużo.
Rozmawialiśmy także z Lilianą przed wyjazdem, rozmowę można znaleźć TUTAJ Natomiast dokładny opis przygód i wiele ciekawych zdjęć można znaleźć na facebooku organizatora TUTAJ
FOT: Travelbus
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany