Co powie tata na widok krawata?
Babski comber może się odbywać w jeden jedyny tylko dzień roku. W czwartek przed Środą Popielcową. Czyli w tłusty czwartek, który nam kojarzy się na ogół z pączkami pochłanianymi w nieprzyzwoitych ilościach. Jak się okazuje, pączki to nie jedyny atrybut tego dnia. Comber odbył się w Jankowicach.
Niektórzy twierdzą, że „babski comber”, czyli zapustna zabawa ludowa wywodząca się ze średniowiecza, dotarła do Polski wraz z niemieckimi osadnikami, a słowo comber pochodzić ma od słowa schemper (maska) lub zampern (biegać w maskach). Krakowska legenda podaje inną genezę. Otóż zwyczaj miał wziąć się od nazwiska wyjątkowo okrutnego zarządcy miasta, który szczególnie upodobał sobie dręczenie miejscowych przekupek. Nakładał na nie srogie kary, targał za włosy a nawet więził. Zmarł podobno w czwartek przed Środą Popielcową. W mieście zapanowała szalona radość a przekupki świętowały na rynku przez tydzień dręcząc napotkanych mężczyzn, pijąc i tańcząc w największym błocie. Jak było naprawdę? A czy to ważne? Ważne by kultywować ten stary obyczaj.
Babski comber może się odbywać w jeden jedyny tylko dzień roku. W czwartek przed środą popielcową. Czyli w tłusty czwartek, który nam kojarzy się na ogół z pączkami pochłanianymi w nieprzyzwoitych ilościach. Jak się okazuje, pączki to nie jedyny atrybut tego dnia.
Na pomysł zorganizowania pierwszego w historii Jankowic babskiego combra wpadła Danuta Granieczny. Podzieliła się nim z koleżankami a te uznały, że jest to strzał w dziesiątkę. Rozwiesiły plakaty i czekały na odzew. A był nadspodziewanie duży.
Impreza zaplanowana została zgodnie z tradycją na czwartek, oczywiście tłusty, na godzinę osiemnastą. Pojawiło się na niej blisko sześćdziesiąt uczestniczek ubranych w obowiązkowe tego dnia koszule i krawaty.
Nie było jakichś specjalnych przygotowań – mówi Danuta Granieczny. Kawa, pączek i może jakieś chipsy. Każda z pań coś ze sobą przyniosła. Coś do jedzenia i coś do picia. W efekcie stoły uginały się od wszelakich frykasów i trunków. Najważniejsza była jednak dobra zabawa i myślę, że ten cel również udało się osiągnąć – dodaje.
Wiele śmiechu wywołały konkursy wmiatania piłeczek do tenisa stołowego w specjalnie przygotowany krąg. Wbrew pozorom nie była to łatwa sztuka. Zwyciężyła pani Patrycja Sosna. Również skoki na gumowych piłkach wywoływały salwy śmiechu. Ogromną popularnością cieszyły się występy karaoke. Uczestniczki spotkania do podkładu muzycznego śpiewały teksty wyświetlane z rzutnika na specjalnie do tego celu przygotowanym ekranie. Ze względu na zainteresowanie tym rodzajem rozrywki występy odbywały się całymi grupami.
Jednak punktem kulminacyjnym pierwszego jankowickiego „babskiego combra” była ceremonia obcięcia krawatów. Mistrzem owej ceremonii został Leszek Granieczny – jeden z dwóch jedynie tolerowanych tego wieczora facetów w gronie kilkudziesięciu niewiast, którzy dostąpili zaszczytu uczestnictwa w imprezie. Drugim był piszący te słowa. Ktoś w końcu musiał obsługiwać to całe feminizujące towarzystwo. Pozostałych mężczyzn przed przekroczeniem progu powstrzymywało stosowne ostrzeżenie zawieszone na drzwiach wejściowych.
Po obcięciu końcówek krawatów trafiły one do maszyny losującej, za którą robiła około stuletnia maśniczka, czyli maszyna do wyrobu masła. Wylosowany fragment dał właścicielce reszty tego typowo męskiego dodatku do stroju nagrodę główną w postaci czterdziestoprocentowego rozweselacza o pojemności 0,5 litra.
Jak zapowiada organizatorka, babski comber na stałe wpisze się w kalendarz imprez kulturalnych wsi i będzie organizowany w każdy kolejny tłusty czwartek. Co na to faceci? Na razie mają mieszane uczucia. Ich uczucia mogą być jeszcze bardziej mieszane, kiedy pewnego dnia zajrzą do szafy i wyciągną ulubiony, choć nieco zdekompletowany krawat...
H.M.
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany